środa, 6 maja 2015

Rozdział 5

                                             Za błędy wybaczcie, nie lubię pisać na tablecie xd
                                                                             *  * *
   Poczułam lekkie szarpanie. Jakiś męski głos głośno wymówił moje imię. Nie, to znowu się zaczyna, pomyślałam. Tak bardzo tego nie chciałam, ale wiedziałam, że muszę. Sama powiedziałam mu, że chcę dołączyć do Klanu. Nie mogłam teraz tego tak po prostu cofnąć. No i zbliżenie się do niego to jedyny sposób na poznanie magii. Nie mogłam go zmarnować.
  Odwróciłam się. Stał przede mną w stroju Łowcy. Kiwnęłam lekko głową.
  - Już wstaję - mruknęłam i usiadłam. Przypatrywał mi się przez chwilę, ale ostatecznie wyszedł. Pewnie próbował ocenić czy coś kombinuję, albo coś, bo jeszcze nigdy tego nie powiedziałam.
  Przebrałam się szybko i wyszłam. Na zewnątrz czekała Rose. Na mój widok zmrużyła oczy, pewnie zastanawiając się, co mi się stało. Zignorowałam to i podeszłam do wuja, a przyjaciółka zrobiła to co ja. Teleportowaliśmy się przed jakiś stary budynek. Był nie wymalowany, przez co widziałam cegłę, z której został zbudowany. Musiał mieć jakieś kilkadziesiąt lat.
  Nie pewnie weszłam za wujem do środka. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, co mnie przerażało. Nie mogłam nic brać za pewnik. W każdej chwili mogłam znowu oberwać w głowę ogonem smoka, albo mogło stać się coś gorszego.
  Tym razem jednak nic się nie stało. W budynku czekało kilka łowców, którzy skłonili się na widok ich przywódcy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy również powinnam się kłaniać wujowi.
  Pamiętam, jak kiedyś przyszedł do mnie do pokoju, ukarać mnie. Zamiast zacząć od razu to robić, usiadł obok mnie, skory do rozmowy.
  - Amy, dołącz do Klanu. Kiedyś obejmiesz jego przywódctwo.
  Spojrzałam na niego jak na wariata.
  - I jak sobie to wszystko wybrażasz? Mam latać po mieście i gonić jedorożce? To jest chore!
  Nie odpowiedział. Pokręcił tylko głową i rozpoczął swoją karę. Wiedziałam, że myśli inaczej, ale uznał, że kłótnia jest bez sensu. Miał zresztą rację. Kłóciłabym się z nim nawet, jeśli miałabym tym postawić na nogi cały blok.
  Zaczęłam się zastanawiać, czy jeśli zastąpiłabym go, również kłanialiby mi się.
  Dopiero po chwili zauważyłam, że coś, albo raczej ktoś, jest przykuty do ściany. Był to smok, a dokładnie... Jake. Świetnie. Dał się złapać. Nie miałam pojęcia, jak go uwolnić, żeby przy okazji samej nie wpaść. Spojrzałam na Rose. Jej oczy wyrażały zaskoczenie. Pewnie również myślała nad uwolnieniem chłopaka.
  Odwróciłam wzrok od niego i spojrzałam na wuja, czekając na jakieś wyjaśnienia, co zamierza zrobić. Wiedziałam, że chce go zabić, zostało tylko pytanie, czy zrobi to sam, czy ktoś za niego. Miałam tylko nadzieję, że nie karze mi zabić go. Nie potrafiłabym, nie jestem morderczynią, szczególnie znajomych. Również spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
  - Zabijesz go. Poczekamy, aż zamieni się w swoją ludzką postać i zrobisz to.
  No pięknie. Nie tego chciałam. Musiałam natychmiast wymyślić coś, co pomoże Jake'owi w ucieczce. Udać zemdlenie, żeby Rose mogła go wypuścić? Nie ma szans, za dużo ludzi, ktoś zauważyłby to. Dać znać jego dziadkowi? Nie miałam pojęcia, czy wiedział, że tak naprawdę nie należę do tych "złych" i obawiałam się, że znowu oberwę w głowę. Pozostało mi mieć nadzieję, że Jake nie zmieni się w człowieka.
  Długo tak siedzieliśmy. Wuj starał się wymusić na chłopaku zmianę, ale nie wiele to dawało. Jednak widziałam po nim, że już nie daje rady i nie długo przemieni się. Źle się z tym czułam, bo wiedziałam, że będę musiała go zabić. Na myśl nie przychodziła mi żadna wymówka, żeby tego nie zrobić.
  Po jakichś kolejnych dwudziestu minutach, wuj wybuchnął:
  - Dosyć tego! Zabijesz go natychmiast - zwrócił się do mnie. - Szkoda czasu.
  O nie, pomyślałam, nie mogę go zabić. Nie jestem morderczynią. I co jak co, ale nie byłam gotowa zabić człowieka, czy tam istotę magiczną, tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś o magii, praktykować ją i pokonać wuja. Nigdy nie byłam jedną z nich, nie potrafiłam skrzywdzić kogoś całkowicie, tym bardziej, gdy znałam tego kogoś. To jest za dużo jak na mnie. Nie jestem potworem.
  Podniosłam berło i wycelowałam je w Jake'a, chociaż nie miałam zamiaru nic robić. Chciałam po prostu, żeby wyglądało to na próbę i na spękanie w ostatnim momencie. Nic lepszego nie mogłam zrobić.
  Berło tak naprawdę nie jest berłem. Jest po prostu niebieskim kijem wykonanym z metalu. Jej zakończenie u góry przypomina widły, tylko że mające dwa rogi, nie trzy, no i są one grubsze. Nie mam pojęcia, dlaczego nosi akurat taką nazwę. Tak czy siak, dzięki temu bajki o królowych i królach, które czytałyśmy z Rose w dzieciństwie źle mi się kojarzą.
  - No dalej, zrób to - ponaglił mnie wuj.
  Przymknęłam oczy, a gdy je otwatłam, zauważyłam, że Rose patrzy na mnie błagalnie. Ona chyba na serio pomyślała, że chcę kogoś zabić.
  - Nie dam rady - powiedziałam cicho, upuściłam berło i wybiegłam. Teraz musiałam postawić tylko na moje umiejętności aktorskie, o ile takowe mam.
  Oparłam się o ścianę budynku i przymknęłam oczy. Gdy je otwarłam, wuj stał przy mnie. Nie potrzebowałam widzieć jego twarzy żeby wiedzieć, jak bardzo jest zły.
  - Stchórzyłaś.
 Każdy, nawet głupi zauważyłby złość, która emanowała z jego głosu. Miałam nadzieję, że nie zostanę ukarana za to.
  - Przepraszam - szepnęłam.
  Zanim zdążył zareagować, pojawił się przy nas dziadek Jake'a w smoczej postaci. Wuj zaczął z nim walczyć, a ja wbiegłam z powrotem do budynku. Zaczęłam krzyczeć, że na zewnątrz jest smok. Wszyscy wybiegli, z wyjątkiem mnie i Rose. Uwolniłyśmy Jake'a.
  - Serio chciałaś mnie zabić? - Spytał się mnie.
  - Nie. Wynoś się stąd, zanim wpakujesz nas w kłopoty!
  Zrobił to, co mu kazałam. Rozprostował czerwone skrzydła i wyleciał na zewnątrz. W między czasie musiałam wymyślić coś, co byłby jako dobry powód dla wuja, jak smok uwolnił się.
  Nagle w oddali zauważyłam, że coś leci. Kazałam schylić się Rose. W samą porę. Inaczej oberwałaby w głowę jakąś skrzynką.
  Do budynku wpadł Łowca, cholernie wściekły.
  - Pozwoliłyście uciec smokowi?!
  Nie odpowiedziałyśmy. Zamiast tego podbiegł do nas i teleportował do domu, gdzie natychmiast ściągnęłam maskę. Nie widziałam twarzy wuja, ale nie musiałam zobaczyć, żeby wiedzieć, jak bardzo jest zły.
  - Jak mogłyście pozwolić uciec smokowi?! Łowczyni - zwrócił się do Rose. - Po raz kolejny zawiodłem się na tobie. Wracasz do Akademii Łowców.

3 komentarze:

  1. bardzo fajny rozdział oraz fabuła bloga :) Na pewno nie raz wpadne :)
    http://secret-hill.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z ciekawszych rrozdziałów, naprawdę zaciekawiłaś mnie tutaj losami bohaterów.
    Ić ze swoim talentem Maybe.
    ~ E.N

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego on każe im zabijać i czemu oni polują na te nadprzyrodzone istoty? Kto ten klan powołał? Jak się zaczęło? Przydałaby tu się jakaś historyjka, taka legenda o przeszłości. Wtedy byłoby tak mistycznie.

    Pozdrawiam:
    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń