W szkole podeszłam do Jake'a. Podjęłam już decyzję. Miałam dość tego, co się dzieje w moim domu i musiałam to zmienić, nawet jeśli oznaczało to przyznanie się do tego szaleństwa obcym ludziom.
- Jake? Możemy porozmawiać? - Spytałam.
Kiwnął głową, a Spaud i Trixie zostawili nas samych.
- Jakieś wieści od Rose?
- Wiem tylko tyle, że u niej wszystko w porządku. Jake... Wiesz może coś o magii?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- O magii?
- Tak. Łowca dość często używa jej w stosunku do mnie. Wiem, że nasza rodzina ma ją w sobie i gdybym nauczyła się jej... Może wtedy mogłabym pokonać go...
- Taa, to dobry pomysł. Wpadnij do mnie jutro, może dziadziuś będzie coś wiedział. Masz mój adres?
Kiwnęłam głową. Chłopak odszedł, a ja poczułam silne zawroty głowy. Oparłam się o ścianę, bojąc, że wywrócę się. Miałam je od samego rana, jednak czasem stawały się mocniejsze. Gdy tylko poczułam się lepiej, poszłam do klasy na lekcje. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
Na lekcji, biologii, także nie czułam się najlepiej. Głowa bolała mnie coraz mocniej, a na dodatek zawroty nie ustały. W pewnym momencie poczułam, że dłużej nie dam rady, że zaraz zemdleję. Podniosłam rękę, żeby to zgłosić, żeby nie było zaskoczenia. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zemdlałam.
Gdy odzyskałam przytomność, leżałam na leżance u pielęgniarki szkolnej. Miałam lekkie zawroty głowy i silny ból głowy. Przez okienko w drzwiach zauważyłam, że pielęgniarka i nauczycielka od biologii gadali z wujem. Cholera. Nie dobrze. Szczególnie, że ból głowy i zawroty mam odkąd minimum dwa razy uderzył mnie. Czy mógł mi tym uszkodzić głowę czy coś?
Usiadłam. Nie miałam zamiaru pokazać mu, że źle się czuję. Zero słabości.
Poczekałam, aż wejdą do środka. W oczach wuja dostrzegłam głęboko skrywaną wściekłość. Super, zapowiadają się duże kłopoty.
- Amy, nic ci nie jest? Jak się czujesz? - Spytał niewinnym tonem.
Czemu on udaje? Nie lepiej by było, gdyby po prostu mnie wziął do domu i znowu mnie zlał? Nie miałam ochoty na udawanie. To i tak nic nie zmieniłoby. Byłam pewna, że po powrocie do domu nie ujdzie mi na sucho wezwanie jego do szkoły. Zawsze powtarzał, że mam razem z Rose siedzieć cicho, być grzeczne i dobrze się uczyć, żeby do tego nie doszło. A jeśli będziemy się źle czuć, to mamy zostać w domu.
- Nic mi nie jest. Możemy już jechać do domu?
Kiwnął głową. Wstałam i podeszłam do niego, prawie upadając. To na tyle z nie pokazywania mu, że się źle czuję. Przytrzymał mnie, przyglądając się uważnie. Bez słowa założyłam na ramię plecak leżący przy leżance. Mruknęłam "do widzenia"i wyszłam z gabinetu. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że wuj idzie za mną. Szłam szybko i gdy doszłam do samochodu mężczyzny, okazało się, że jest o wiele dalej. Zaczęłam się zastanawiać, czy usiąść z przodu czy z tyłu. Ostatecznie uznałam, że nie pokażę mu strachu i usiądę z przodu.
Poczekałam, aż dojdzie i usiadłam na miejsce obok kierowcy. Przy nauczycielce i pielęgniarce wuj miał zmartwioną minę, ale teraz, gdy byliśmy sami, był wściekły, chociaż i to jest chyba za małym słowem.
- Dlaczego, do cholery, nie zostałaś w domu?! - Warknął.
- Bo nie chciałam być z tobą w jednym budynku! - Odwarknęłam. - Znowu mnie uderzyłeś! Aż tak ciężko jest ci się powstrzymać od tego?! Brakuje ci silnej woli?!
- Zamknij się! - Warknął. - Zasłużyłaś na to! Jesteś nie posłuszna!
- Nigdy nie będę ci posłuszna! Nienawidzę cię i tego, co robisz!
Przesadziłam. Powinnam była siedzieć cicho. A wraz z wypowiedzeniem tych prawdziwych słów pozbyłam się szansy na dowiedzenie się czegokolwiek o magii od niego, na wypadek, gdyby dziadek Jake'a nie wiedział.
Wuj przyspieszył. Doskonale wiedziałam czemu. Mianowicie chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, zanim zatrzyma się i uderzy mnie na środku drogi.
Ledwo zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania, a uderzył mnie z pięści w twarz. Upadłam na podłogę. Uklęknął nachylając się nade mną i dostałam z liścia w twarz. Przyłożyłam rękę do policzka, ale natychmiast oderwał mi ją i znowu uderzył. Bił mnie tak sporo czasu, a ja nie broniłam się. Nie miałam na to dość siły. Czułam, jak z twarzy leci mi krew, i z policzków, i z nosa.
Z twarzy przeniósł się na brzuch. Raz po razie uderzał mnie pięścią. Cieszyłam się, że nic nie jadłam od wczoraj, bo inaczej wszystko zwróciłabym. Podejrzewam, że wujek zezłościłby się wtedy jeszcze bardziej i byłoby tylko gorzej, czego nie chciałam. Już wystarczająco byłam obolała.
Czekałam, aż zemdleję, jednak nic takiego się nie stawało. Nie robiło mi się nawet słabo. Z sekundy na sekundę coraz bardziej odczuwałam ból, kręciło mi się w głowie, ale to wszystko nie wystarczało do utraty świadomości. Żałowałam tego, bo tylko to mogło przynieść mi ulgę. To dziwne, że wtedy, kiedy nie chcę mdleć, dzieje się tak, a gdy potrzebuję tego, jest zupełnie na odwrót.
Wreszcie skończył mnie bić i wyszedł z salonu jakby nigdy nic. Z wielkim trudnem podniosłam się i poszłam do pokoju, czując, że nie dam rady dojść do łazienki. Położyłam się na łóżku i leżałam skulona, dopóki nie poczułam się o wiele lepiej. Trwało to mniej więcej siedem godzin. Dopiero wtedy poczułam, że dam radę wziąść kąpiel i spojrzeć w lustro.
Wyglądałam okropnie. Całą twarz miałam posiniaczoną. Tak samo było na brzuchu, z tą różnicą, że tam nie miałam śladów krwi. No i nijak nie mogłam tego zakryć. Żaden, nawet cholernie mocny makijaż nie pomógłby mi.
Wykąpałam się i wróciłam do łóżka. Wcześniej zaszłam do kuchni i wzięłam tabletki przeciwbólowe. Miałam nadzieję, że po tym zasnę, chociaż na chwilę. Przynajmniej przez trochę nie bolałoby.
Obudził mnie rano wuj. Jak się okazało, była już trzynasta, a ból był taki, jak przed zaśnięciem.
- W Akademii są jakieś problemy, więc muszę tam pojechać. Wrócę jutro wieczorem. Do tego czasu nigdzie nie wychodź z domu, wyglądasz okropnie. I nikomu nie otwieraj drzwi.
Kiwnęłam głową, powstrzymując się przed skomentowaniem tego "wyglądasz okropnie". W końcu to on mnie tak urządził.
Godzinę później wstałam i ubrałam się. Nie mogłam spać przez ból. Patrząc w lustro czułam obrzydzenie i miałam nadzieję, że zmieni się to do południa, musiałam iść do dziadka Jake'a, chociaż dostałam zakaz wychodzenia z domu.
Twarz nie poprawiła się, więc nałożyłam na twarz puder, próbując zamaskować ślady po uderzeniach. Nie za bardzo mi to pomogło, ale zawsze coś. Wzięłam klucze do ręki, zamknęłam drzwi i poszłam do sklepu dziadka Jake'a. Gdy doszłam tam, weszłam do środka. Stał tam za ladą Jake. Na mój widok przestraszył się.
- Amy?
Amy w końcu usiłuje cokolwiek zrobić ze swoją sytuacją, oby te starania nie wyszły na marne.
OdpowiedzUsuńTradycyjnie ić ze swoim talentem :p
~ E.N
W końcu?? Ona cały czas próbuje, ale teraz tylko sprzeciwiła się wujowi :D
UsuńWcześniej nie zauważyłam, aby podjęła jakiekolwiek działania w kierunku uwolnienia się od wuja, chodziło mi o podjęcie kroków typu właśnie nauka magii.
Usuń~ E.N
Jeśli omdlenie z bólu mogło zakończyć przemoc, to mogła jakoś się wysilić i udać, że odpływa. Tak, wiem, łatwo mi mówić, bo chyba trudno tak leżeć z kamienną twarzą, jak kukła, gdy ktoś przypadkowo wymierza nam kopniaki. Nawet nie wiem czy to byłoby możliwe, u jakiegoś masochisty, czy trenowanego na silnego żołnierza, być może tak, ale czy u nastolatki? Nie wiem. Mam tylko pytanie takie - dlaczego dziewczyna nie szuka nigdzie pomocy?
OdpowiedzUsuńsie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com