wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 17

     Otarłam łzę z policzka. Nadal byłam wściekła na wuja. Starałam się nie płakać, ale nie wychodziło mi to, łzy spływały bez mojego pozwolenia. Nie mogłam uwierzyć, że przez niego wiele razy moje życie było koszmarem, i to tylko dlatego, że jemu zachciało się odebrać mnie rodzicom.
     Zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym została z rodzicami. We wspomnieniu widziałam w oczach matki, jak bardzo mnie kocha. Czy nadal tak byłoby? Czy zmuszałaby mnie do tego, czego nie chciałam? Jaka jest? I co z ojcem? Jak wygląda? Jaki jest? Czy wie, że mama ma umiejętność magii? Że cała nasza rodzina ją posiada? Że jego szwagier to przywódca Klanu? Czy jest zły, że wuj porwał mnie? Czy myślą o mnie czasem?
     Wstałam i poszłam do Rose. Odrabiała lekcje. Jak jej się chciało? Był późny wieczór. Czemu się nie zajęła oglądaniem telewizji?
     - Co się stało? - Spytała.
     Usiadłam na łóżku.
     - Moi rodzice żyją - wyszeptałam.
     - To chyba dobra nowina.
     - Co z tego, że są żywi, skoro nie zamieszkam z nimi?! Wuj porwał mnie! Zostałam odebrana matce! Nienawidzę go.
     Rose zamurowało na chwilę. Szybko się ogarnęła i usiadła obok mnie, łapiąc za rękę.
     - Skoro odebrał cię rodziom, to samo mogło być z moimi - wyszeptała.
     - Co z tego, Rose?! Nigdy z nimi nie zamieszkamy! On nie pozwoli na to! To koniec, Rose, nie uwolnimy się od niego...
     Nie odpowiedziała. Wiedziała, że mam rację.
     Wróciłam do swojego pokoju, ale po chwili z niego wyszłam i pałęntałam się po domu. Nie mogłam znaleźć swojego miejsca, dlatego też po chwili wyszłam na spacer, nikogo o tym nie informując. Nie wzięłam telefonu, nie miałam ochoty na rozmowy z kim kolwiek.
     Po godzinie postanowiłam wrócić do domu. Pociągnęłam za klamkę do mieszkania i weszłam do środka, gdzie zastałam całą czwórkę gotową do pójścia na łowy.
     - Gdzie byłaś?! - Warknął wuj.
     - Na spacerze - odparłam lekko.
     Przewrócił oczami.
     - Przebieraj się, szybko! Nie mamy czasu!
     Nie ruszyłam się z miejsca. Założyłam tylko ręce na piersi.
     - Nigdzie nie idę!
     Znowu pojawił się w jego oczach ostrzegawczy błysk, ale nie bałam się, już nie. Sam powiedział, że muszę opanować swoje emocje, a jeśli tego nie zrobię, to to powtórzy się. Nie chciałam tego, ale on także. Mogłam to wykorzystać.
     Przez chwilę milczał, wpatrując się we mnie morderczym wzrokiem. Przypomniała mi się jego groźba, że zabije mnie, jeśli tylko odważę się użyć przeciwko niemu magii. Zawachałam się. Czy był w stanie także zabić mnie za sprzeciwianie się? Nie, na pewno nie. W końcu zrobiłby to już dawno. Prawda?
     - Porozmawiamy później - odpowiedział.
     Wrócili dwie godziny później. Dwójka matołów przechwalała się, co zrobiliby ze smokiem, gdyby oni go złapali. Rose poszła do swojego pokoju, przebrać się, a wuj ruchem ręki dał mi znać, że mam iść do swojego pokoju. Skrzyżowałam ręce na piersi i poszłam do niego, a on wszedł za mną.
     - Mieliśmy umowę! Albo będziecie obie łaziły na polowania, bez marudzenia, albo jedna z was jedzie do Akademii. Pakuj się, Amy.
     - Co?! - Krzyknęłam.
     - Nauczą cię tam, jak się nie sprzeciwiać - warknął.
     Pokręciłam głową.
     - Myślisz, że to sprawi, że przestanę używać magii i potem będę posłuszna?! Mylisz się! Już raz nie mogli sobie ze mną poradzić, tym razem będzie tak samo!
     Złapał mnie za rękę i przycisnął do ściany.
     - Spróbuj tylko - warknął, a ja poczułam ból.
     Nie, nie dam się, pomyślałam.
     Zaczęłam przypominać sobie rozmowę wuja z matką. To wystarczyło, żebym wściekła się i rozgniewała. Przestałam kontrolować swoje uczucia i pozwoliłam, żeby stało się to samo, co w pokoju mężczyzny. Ale on nie puścił mnie. Przedmioty po pokoju latały, a ja walczyłam z bólem i próbowałam nie skupiać się na tym, tylko na wściekłości i gniewie. Wreszcie jeden z latających przedmiotów po pokoju uderzył wuja w głowę. Zemdlał, a ja się wystraszyłam. Przedmioty wróciły na swoje miejsce, a ja wpatrywałam się przerażona w nie przytomnego mężczyznę. Nie wiedziałam, co robić. Schyliłam się i sprawdziłam, czy na pewno oddycha. Robił to, był tylko nie przytomny, ale i tak jeszcze panikowałam. Byłam przestraszona jego reakcją na to, co się stało. Na pewno będzie wściekły. I co dalej? Jaka będzie moja kara za to? Wiedziałam, że nie puści mi tego płazem.
     Przykucnęłam przy nim i potrząsałam nim, do póki nie odzyskał przytomności. Był to kiepski pomysł, ale lepszego nie miałam. Nie chciałam lecieć od razu do Rose, w końcu to była moja sprawa.
     Otwarł oczy i szybko się podniósł. Wpatrywał się we mnie, a jego oczy płonęły gniewem. Spuściłam wzrok.
     - Obiecałem ci coś jeszcze nie dawno, Amy - warknął. - I przysięgam, że obietnicy dotrzymam. Jeszcze jeden taki wybryk, a zabiję cię.
     Wstał i wyszedł, zostawiając mnie samą, osłabioną po użyciu mocy i przestraszoną.

                                                             *  *  *
Zapraszam wszystkich do komentowania, to dla mnie dużo znaczy :)

5 komentarzy:

  1. Rozdziała jak zwykle bardzo dobry. Spodziewałam się innego obrotu sprawy na końcu. Dlaczego ona go ocuciła? Mogłaby go dobić. Przecież go nienawidzi. Albo mogły uciec razem z Rose i szukać swoich rodziców. Rozumiem, że mogła być w szoku, albo coś. No, ale halo! To była taka świetna okazja. Przepraszam cię, ale Ami w tym rozdziale wydała mi się taka trochę przy głupawa. Życzę weny. Całuję i zapraszam cię do śledzenia kolejnych rozdziałów na moim blogu.
    http://youaremyhappyendinghook.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie powiedział, że bohaterka jest głupia w tym przypadku. W wieku innych tak, ale nie w tych. W wielu patologicznych domach rodzice leją dzieci, dzieci rodziców, a gdy ktoś upadnie, to się go cuci. Tak samo tutaj wujek zajmował się skatowaną siostrzenicą, pomimo że to on ją skatował. To taka reakcja ofiary na kata i kata na ofiarę - są połączeni, współuzależnieni od siebie.
      Natomiast bohaterowie są płytcy, strasznie przerysowani. Ledwie poznała dziadka tego chłopaka-smoka, a już mu ufa i się cieszy, że ma kogoś kto jej pomoże. Bardzo szybko nawiązują tu się relacje - przyjaźnie i nielubienie, zaufanie, lojalność - w życiu tak nie ma i na takie coś potrzeba czasu. Ja wiem, że to fantasta, że ma być oderwana od rzeczywistości, ale jednak wiele zachowań bohaterów i myśli bohaterki jest moim zdaniem głupich.

      Usuń
    2. Dokładnie, z psychologicznego punktu widzenia, tak własnie jest. Kat cuci ofiarę by nie umarła, by mieć kogo lać (przykład dzieci co umierały skatowane przez ojczymów, i choć katowane były na oczach matki, to dopiero wtedy ta matka brała je na ręce i tuliła i uspokajała, gdy już tak naprawdę było za późno, a ojczym w tym czasie leciał np po herbatkę z koperkiem na brzuszek tego skatowanego malca). Tak samo ofiara cuci kata, bo innego życia nie zna i są dzieci co trafiają do rodzin zastępczych i broją tylko po to by oberwać, bo razy są dla nich substytutem miłości, bo rodzice powinni kochać, ale nie tulili tylko bili, więc tak to okazywali zdaniem tych maluchów. To trudne tematy i ty jakby nie patrzeć Maybe się tego tematu podjęłaś, ale mogłaś go bardziej rozpisać. Co nie zmienia faktu, że ja na miejscu bohaterki brałabym nogi za pas i zwiewała, ale ja wychowywałam się w normalnym domu i patrzę na sytuację Amy ze swojej perspektywy, a nie z jej, a ona z tego co zrozumiałam była u wujaszka od niemowlęcia, tak?

      sie-nie-zdarza.blogspot.com
      prawdziwa-legenda.blogspot.com

      Usuń
  2. Przeczytałem całość, po powrocie z pracy do domu napiszę taki dłuższy konstruktywny komentarz o całości, wszystkich bohaterach, fabule, itd.

    OdpowiedzUsuń
  3. To już rozdział 17, ale tak naprawdę niewiele się dzieje. Ciągle powtarza się ten sam schemat - sadystyczny wujek, który za karę wypala dziury w ręce siłą woli. Są jakieś czary mary, smoki i gadające psy, ale tak naprawdę nie umiem sobie ich wyobrazić, bo nie opisałaś jak ten pies wyglądał, więc różnie dobrze może to być wilczur, albo sarenka.Samo polowanie na istoty nadprzyrodzone to ciekawy wątek, ale dlaczego łowcy polują, po co taka organizacja, czy te istoty jakoś zagrażają? Wprowadzasz bohaterów, ale nie opisujesz ich, przez to nie mogę sobie wyobrazić nawet rozmów, bo niektórzy mają w zwyczaju gestykulacje, inni przeczesywanie włosów, a jeszcze inni nigdy nie patrzą rozmówcy w oczy - to szczegóły, które wydają się być bez znaczenia, ale są niezwykle ważne w opowiadaniu.
    Na dodatek zastanawia mnie ta szkoła, czy też miasto. Skąd oni wiedzieli, że chłopak jest smokiem, a on że one łowczyniami? Dlaczego matka nie szukała swego dziecka, przecież brat nie zmienił personaliów, prawda?
    Była wzmianka o smoku chyba czarnym i amerykańskim - czym się różnią, to imiona, gatunki, czy rasy?
    Krótko mówiąc - opowiadanie ma potencjał, ale moim skromnym zdaniem jest bardzo niedopracowane. Tu nie chodzi o kilka literówek czy brak akapitów, a o opisy. Na dodatek lecisz bez uczuć, tak jakbyś pisała sprawozdanie, gnasz na przód i nie zatrzymujesz się by pokazać nam obraz. Tak naprawdę ja nie wiem gdzie toczy się akcja - jak wygląda miasto, mieszkanie, pokoje, bohaterowie... ciężko jest sobie to wszystko dopowiadań nie mając nawet przesłanek jakby to wszystko mogło wyglądać w klimacie twojego opowiadania.
    Wujka na początku lubiłem, bo jeszcze jako tako go rozumiałem, ale teraz go nie lubię, jak dla mnie to jakiś nienormalny dewiant, którego działania są niczym niespowodowane.

    Pozdrawiam i odpisałem na twój ostatni komentarz u siebie:
    j-i-s.blogspot.com

    Zapraszam również na mój blog autorski:
    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń