wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 18

     Nie przespałam całej nocy. Wiedziałam, że wuj nie żartował. Naprawdę zamierzał mnie zabić, a ja byłam bezsilna. Mogłam zginąć, próbując sprzeciwić się mu, albo być posłuszną nastolatką, która z chęcią wykonuje jego rozkazy. Żadna z tych wersji nie spodobała mi się.
     Przez całą niedzielę nie wychodziłam z pokoju, chyba że do toalety. Noc, jak dla mnie, była za krótka i rozmyślałam nad całą sytuacją jeszcze cały dzień, od czasu do czasu drzymając. Nawet nie poszłam do kuchni nic zjeść ani napić się. Nie odczuwałam takiej potrzeby. Raz tylko przyszła do mnie Rose, mówiąc, że dwójka matołów skończyła w Akademii, bo wuj z nimi nie wytrzymywał.
     W poniedziałek rano poszłam do szkoły, po części z ulgą. Byłam zadowolona, że póki co nie będę widziała wuja, a mój umysł zajmie się czymś innym. Miałam tylko nadzieję, że nie powróci do sytuacji z soboty. Rose, która o niczym nie wiedziała, pomagała zapomnieć mi o tym, zagadując. Próbowałam zainteresować się rozmową, ale nie wychodziło mi to. Tak samo, jak uważanie na lekcjach.
     Po lekcjach Rose poszła do Jake'a. Miałam ją kryć, że niby w bibliotece jest. Pytali się mnie, czy także chcę iść, ale nie miałam ochoty. Nie podobał mi się także pomysł pojawienia się w domu, ale innego wyjścia nie miałam. Nie mogłam ukrywać się, tylko dlatego, że próbowałam się bronić.
     Pod drzwiami do mieszkania usłyszałam głosy, podniesione. Nie przejęłam się tym zbytnio. Uznałam, że dwójka idiotów znowu coś zrobiła, a wuj ochrzaniał ich, jednak szybko odrzuciłam od siebie tą myśl, byli w Akademii. Ale gdy tylko weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, stanęłam jak wryta. Nagle rozmowa, albo raczej kłótnia, urwała się, a wzrok dwójki ludzi spoczął na mnie.
     - Do pokoju - warknął wuj.
     - Nie - zaprzeczyła kobieta, którą natychmiast poznałam.
     Wuj posłał jej mordercze spojrzenie, ale spokojnie wytrzymała jego wzrok. Następnie znowu zwróciła się do mnie.
     - Chodź tu, Amy.
     Chciałam to zrobić, ale za bardzo bałam się. Nawet we dwie nie udałoby nam się pokonać wuja, którego oczy niebezpiecznie błyszczały. Mógł nas zaatakować w każdej chwili i wygrałby. I nie mam pojęcia, co stałoby się z kobietą, ale za to ze mną byłoby kiepsko. "Jeszcze jeden taki wybryk, a zabiję cię".
     Mężczyzna odwrócił się do mnie i ze wściekłością powiedział:
     - Powiedziałem, że masz iść do pokoju, Amy.
     Nadal stałam jak wryta. Nie mogłam nic powiedzieć, ani zrobić kroku w przód lub w tył, chociaż szok już minął. Teraz tylko bałam się, potwornie. Strach sparaliżował mnie.
     Oboje czekali, aż coś zrobię. Co gorsza, w tym momencie oboje wyglądali niebezpiecznie. Wiedziałam, że wuj naprawdę jest niebezpieczny, ale co do kobiety nie miałam pewności. Mogła tylko tak wyglądać.
     - Chodź tu, Amy - powiedziała.
     - Zamknij się, Eleno. Załatwimy to między sobą.
     Dopiero teraz uderzyło mnie ich podobieństwo. Oboje mieli regularne rysy twarzy, ciemne oczy i ciemno brązowe włosy, no i byli wysocy, chociaż wuj przewyższał mamę prawie o głowę.
     - Nie. Niech ona wybierze.
     - Ona? Całkowicie zwariowałaś?! Nadal czegoś nie rozumiesz. Ma znamię, Klan to jej przeznaczenie. Ona nie ma wyboru! Za to ty masz. Możesz zostać z nami.
     - Nie chcę być z tobą. Chcę być z moją córką, którą odebrałeś mi!
     Zaczęłam żałować, że nie poszłam do Jake'a, albo do biblioteki. Ta dwójka wyglądała naprawdę groźnie, a ja zastanawiałam się, jak wycofać się i wyjść z domu, żeby nikt tego nie zauważył.
     - Daj spokój, Eleno. Nie poradzisz sobie.
     Na twarzy wuja pojawił się uśmiech, chociaż jego twarz pałała wściekłością. Mówił te słowa z łagodnością, jakby zależało mu na siostrze.
     - Zdziwiłbyś się - warknęła. - Amy pójdzie ze mną.
     Mężczyzna pokręcił głową.
     - Ma moc, z którą nie poradzisz sobie. No i ten charakter... Cała ty.
     Pierwsze zdanie wypowiedział bardzo cicho, ale i tak to usłyszałam. Resztę powiedział głośniej i, najwyraźniej, tylko po to, żeby zagrać na nerwach mamie. Udało mu się.
     - Dzięki Bogu, że nie twój! Amy - zwróciła się do mnie - weź swoje rzeczy i idziemy. Będziesz mieszkać ze mną.
     - Nawet się nie waż, Amy - warknął wuj. - Jeśli pójdziesz, wiesz co się stanie.
     Czy on nawet przy mojej matce musi mi grozić śmiercią?!
     - Nie gróź jej, Brian. Pójdzie ze mną. Nie masz do niej żadnych praw, jest moja.
     Mężczyzna pokręcił głową.
     - Już nie, Eleno. Doskonale wiesz, że nie wygrasz, a więc po co to wszystko?
     Czułam się jak na meczu ping ponga. Przenosiłam wzrok z wuja na mamę, czekając, aż zapadnie decyzja. I chociaż bardzo chciałam iść z mamą, nie myliłam się, mówiąc do Rose, że wuj na to nie pozwoli. Jeśli tylko spróbowałabym, zostałabym zimnym trupem.
     - Brian, czy nie możesz zostawić nas w spokoju? Chcę po prostu odzyskać córkę! Czy to tak wiele?!
     Wuj odwrócił się do mnie.
     - Proszę bardzo, Amy. Wybierz. Ale wiesz co się stanie, jeśli pójdziesz. Twoje miejsce jest przy mnie.
     Teraz byłam już święcie przekonana, że milion razy lepszym pomysłem było zostać w bibliotece, albo pójść do Jake'a.
     - Nie słuchaj go, Amy. Będziesz ze mną bezpieczna - powiedziała mama.
     - Tak, jak piętnaście lat temu? Nie potrafisz jej ochronić, Eleno. A ja mam serdecznie dość jej zachowania. Jeśli pójdzie z tobą, nie zawacham się jej zabić!
     Kobieta pokręciła głową z nie dowierzeniem.
     - Jak możesz, Brian?! To twoja rodzina!
     - Co z tego? - Prychnął i zwrócił się do mnie. - A więc? Jaka jest twoja decyzja?
     Popatrzyłam na mamę. Kiwnęła głową, na znak, że mam zostać. Natomiast w oczach wuja nie dostrzegłam kompletnie nic. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, jakby było mu obojętne, czy będzie musiał mnie zabić, czy nie.
     - Zostaję - szepnęłam.
     - Do pokoju - powiedział.
     Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mamę i poszłam do siebie. Rzuciłam plecak na podłogę i przyłożyłam ucho do drzwi, próbując coś usłyszeć.
     - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś, Brian. Jesteś szalony - powiedziała kobieta.
     - Wiesz, że to nie prawda. Ona należy do Klanu. Zostań z nami, jeśli chcesz z nią być.
     Kłóciłabym się o to pierwsze zdanie. Szalony to za mało powiedziane. Był wariatem, a przynajmniej w momencie, kiedy bił mnie, używał na mnie magii, był na polowaniach oraz gadał o istotach magicznych.
     - Naprawdę myślisz, że miałoby to dobry wpływ na nas?
     - Jesteś moją siostrą, Eleno. Zawsze cię kochałem. Nawet w chwilach, gdy się kłócimy. I możemy w każdej chwili zawiesić broń.
      - Przestań, Brian, udawać głupka. Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi. Zabiłeś Dominica! Przez ciebie Amy nie ma ojca!

4 komentarze:

  1. Oj nie będzie to łatwa batalia, naturalnie kibicuję matce i z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego.
    ~ E.N

    OdpowiedzUsuń
  2. znajdź proszę innego recenzującego. Barwinka odeszła z załogi :)
    Recenzowisko

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczynam od nowa. Niedawno pojawił się Prolog nowego "Walczę i zwyciężę", w którym większość tekstu pozostanie zmieniona, fabuła ulegnie modyfikacji, a charaktery postaci będą bardziej dopracowane i wyraziste. Domyślam się, że to może być męczące dlatego nie namawiam do czytania. Serdecznie zapraszam, a co postanowisz? Pozostaje mi tylko czekać na odpowiedź;)
    Pozdrawiam! ;*

    Twój skomentuję niebawem ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja nie rozumiem dlaczego ta matka nie pojawiła się wcześniej, dlaczego nigdzie nie zgłosiła, że dziecko zostało jej ukradzione. Pomysł ten jest naprawdę dobry, ale widać, że go nie do końca przemyślałaś i nie został on przez ciebie dopracowany.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń