Spojrzałam na wuja. Byłam trochę wystraszona, że zobaczy Marka. Rzucił mi pocieszające spojrzenie i odsunął się trochę, przepuszczając w drzwiach. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam chłopaka ubranego w garnitur, w którym wyglądał bosko, oraz mamę, z uśmiechem przypatrującą się nam. Serce zabiło mi mocniej. Podeszłam do Marka, który powiedział, że ładnie wyglądam. Podziękowałam mu i poczułam, że się rumienię. Pragnęłam już wyjść z domu. Nie chciałam, żeby wuj i mama, którzy stali obok nas, przysłuchiwali się naszej rozmowie.
- Idziemy? - Spytałam.
Kiwnął głową.
- Do widzenia - pożegnał się z mamą i wujem, a następnie wyszedł przed drzwi.
Poszłam za nim. Rozmawialiśmy, idąc do windy, a następnie samochodu.
- Twoi rodzice wyglądają na miłych ludzi - powiedział.
- To nie moi rodzice - powiedziałam szybko. - To znaczy mieszkam z mamą i wujkiem. Bez ojca.
- Och.
Na chwilę umilkł, zbity z tropu, ale gdy tylko wsiedliśmy do auta, który prowadził jakiś mężczyzna, znowu się odezwał, tym razem na zupełnie inny temat. Rozmawialiśmy, dopóki na sali gimnastycznej muzyka nie zaczęła zagłuszać naszych słów. Znaleźliśmy szybko Rose, Jake'a, Trixie i Spaud'a, którzy stali obok siebie. Pogadaliśmy razem i poszliśmy na parkiet. Przetańczyliśmy prawie całą noc, ku zazrości innych dziewczyn. Widziałam ich spojrzenia, pełne nienawiści. Obok nich stali chłopcy, wpatrując się nienawistnie w Marka, że ich partnerki na balu myślą o nim, a nie o nich. Wielu z nich, pomimo sporej masy ciała, mogłabym powalić kilkoma ciosami. To tylko dodatkowo sprawiało, że czułam się świetnie.
Do domu wróciłam razem z Rose, przed dwudziestą drugą, tak jak kazała nam wrócić mama. Wujowi najwyraźniej było to obojętne, bo nic się nie odezwał. Albo nie chciał narażać się mamie, z którą jeszcze nie dawno ostro się kłócił.
Już w windzie miałam złe przeczucie. A gdy przekroczyłam próg mieszkania, potwierdziło się to. Brat matki stał w stroju Łowcy, najwyraźniej czekając na nas. Nie widziałam nigdzie jego siostry.
- Przebierać się, szybko - rozkazał.
Rose posłusznie poszła do pokoju, co tylko mnie zirytowało.
- Gdzie mama? - Spytałam.
Do salonu weszła kobieta. Miała ręce założona na piersi. Była blada i na twarzy miała siniaka, nie udolnie zasłoniętego makijażem. Miała na sobie długą bluzkę, ale nie wątpiłam, że w ręce ma dziurę, albo coś gorszego.
- Zrób to, co mówi wujek, Amy - powiedziała cicho.
Jej głos bardziej przypominał błaganie, niż rozkaz. Bała się.
- Znowu się zaczyna - szepnęłam i poczułam narastający we mnie gniew. - Co ty zrobiłeś jej?! - Zwróciłam się do mężczyzny.
- Amy, uspokój się i zrób to, co mówi wujek - powiedziała mama, tym razem głośniej i pewniej, chociaż jej głos nadal przypominał błaganie. Tylko bardziej wkurzyło mnie to.
- Co?! Skrzywdził cię, a ty chcesz być mu posłuszna?!
To był jeden moment. Przygwoździł mnie do ściany i dusił, nie pozwalając oddychać. Zamiast skupić się na wściekłości, skupiałam się na oddechu, dzięki czemu nie musiał się obawiać, że znowu zemdleje przez latającą lampę albo coś innego. Poczułam, jak uginają się pode mną nogi, ale nie upadłam, bo mocno mnie trzymał.
- Brian! - Krzyknęła mama, głosem pełnym strachu.
Wuj nie zareagował, w pełni skoncentrowany na mnie. To już koniec, pomyślałam. Nie mogłam oddychać, dusiłam się. Ale jemu to nie przeszkadzało. Nie zwracał uwagi na to, że mogłam umrzeć, a mama kompletnie nic nie robiła, oprócz wcześniejszego krzyku.
Poczułam, że jeszcze chwila i stracę przytomność. Z oczów lały mi się łzy, szczególnie strachu. Byłam roztrzęsiona. Wreszcie pozwolił mi oddychać i puścił mnie. Upadłam na podłogę, mocno wciągając powietrze. Cicho płakałam i próbowałam się uspokoić, siedząc skulona.
- Wstań, Amy - rozkazał wuj.
Nie miałam siły. Oprócz tego nie chciałam. Ale on podniósł mnie jedną ręką i znowu przygwoździł do ściany. Byłam przerażona, ale starałam się nie okazywać tego. Musiało bardzo kiepsko wychodzić mi to.
Wyciągnął rękę, która nagle zapłonęła żywym ogniem. Przestraszyłam się jeszcze bardziej i tym razem nawet nie starałam się kryć przerażenia. Moje podejrzenia, że główną umiejętnością wuja jest panowanie nad ogniem, potwierdziły się. On tymczasem zbliżył swoją rękę do mojej twarzy. Chciałam się cofnąć, ale nie miałam jak, byłam przyszpilona do ściany. Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, ale nie wyglądał na radosnego.
- Ten ogień nic ci nie zrobi. Popatrz.
Przyłożył rękę, która paliła mu się, do mojego policzka. Nie poczułam żadnego bólu, ale to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Wręcz przeciwnie, ponieważ oznaczało to, że może stać się coś gorszego.
- Chyba, że zachcę, żeby było inaczej.
Poczułam okropny ból na policzku. Krzyknęłam i po chwili znowu przestało boleć. Jego ręka wróciła do normy.
- Widzisz, Amy? Masz w sobie sporą moc, ale jesteś niczym w porównaniu ze mną. Nigdy nie uda ci się mnie pokonać. Mam sporą cierpliwość, dziecko, ale ona szybko się kończy, jeśli chodzi o ciebie. Jeśli nie chcesz, żebym całkowicie ją stracił i zabił cię, rób to, co ci karzę. Dla własnego dobra.
Puścił mnie, a ja upadłam na podłogę. Miałam ochotę pobiec do swojego pokoju i nigdy więcej z niego nie wychodzić, zostać tam na zawsze, sama. Ale nie mogłam, a słowa wuja, gdy podniosłam na niego wzrok, potwierdziły to.
- Wstawaj, Amy. Musimy iść na polowanie.
Popatrzyłam na mamę. Ze spokojem przyglądała się temu, a na jej twarzy nie malowały się żadne uczucia. Wkurzyłam się, że nie pomogła mi. Umie posługiwać się magią, mogła powstrzymać wuja!
Przesadziłam ze złością. Z kuchni wyfrunęły, dosłownie, dwa noże. Jeden przemknął obok mamy, a drugi obok mężczyzny. Właściwie tylko dlatego obok nich, że szybko się odsunęli.
- Amy! - Krzyknęła matka.
Przerażona wpatrywałam się to w nią, to w wuja, któremu znowu zalśniły niebezpiecznie oczy.
- Polowanie poczeka - powiedział.
I wtedy kobieta ruszyła się. Złapała swojego brata za ramię, wystraszona. Ale to było niczym w porównaniu do tego, jak bardzo ja się bałam. Byłam pewna, że za chwilę umrę.
- Brian, proszę, ona nie kontroluje tego, to nie jej...
- Idź lepiej do siebie, Eleno - przerwał jej.
- Brian... Przecież sam wiesz, że nie chciała tego zrobić... Nie potrafi zapanować nad emocjami...
Odwrócił się do siostry.
- Nie chcesz tego widzieć, Eleno. Dlatego idź do siebie.
Przez chwilę wpatrywała się prosto w jego oczy, a potem puściła jego ramię i poszła do pokoju, nie patrząc nawet na mnie. Zupełnie inaczej niż wuj, który zbliżył się do mnie i rozkazał wstać. Bałam się sprzeciwić, więc zrobiłam to. Przy okazji dostałam pięścią w nos. Coś jakby chrupnęło, poczułam ból, a po chwili zobaczyłam także krew na palcach, które przyłożyłam do nosa. Podniosłam wzrok na wuja, oczekując kolejnego ciosu. Uśmiechnął się, znowu bez zadowolenia.
- To dopiero bardzo łagodny początek, Amy.
No to tak. Co? Jaka matka się tak zachowuje? Jak matka może być tak obojętna na cierpienie własnego dziecka? Tak, wiem, że ona na pewno nie była obojętna, ale ja na jej miejscu nawet kopałabym go, szczypała, gryzła i nie wiem co jeszcze, byleby uratować córkę. Wkurzyłam się.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do mniej irytujących tematów to troszeczkę mi się wydawało, że było za mało Marka i tej całej romantyczności - wypowiedź niepoprawnej romantyczki.
Trochę również rzucały mi się w oczy niepoprawnie skonstruowane zdania. Np. Co ty zrobiłeś jej?! Poprawnie jest: Co ty jej zrobiłaś?! Niestety masz pedantyczną czytelniczkę. Przykro mi.
Rozdział jak zwykle w całości mi się bardzo podobał.
Życzę przyjemnego ostatniego dnia wakacji weny.
Pozdrawiam :*
Nie rozumiem tej matki, powinna zabić brata, albo zgłosić sprawę do sądu, przecież sądy i opieka społeczna funkcjonują, prawda? Matka powinna bronić dzieci, nawet kosztem własnego życia, powinna zasłaniać dziecko nawet własnym ciałem.
OdpowiedzUsuńOczywiście partner Amy to ten najprzystojniejszy, najseksowniejszy i taki, za którym każdy się ogląda - tandetne i przewidywalne, bo tak jest niemal we wszystkich książkach fantasty i w większości opowiadań blogowych.
Bardzo krótki rozdział, więc idę nadrobić kolejny.
Matka... to nie matka. Na krzesło elektryczne z nią. Chora baba.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy ten chłopak Amy będzie taki dobry i pozytywny. Ja bym jednak widziała w nim czarny charakter, tak na przekór znanemu schematowi, który na blogach jest często powielany.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com