wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 21

     Trzy dni przed balem siedziałam w salonie razem z wujem i bawiłam się malutką piłeczką. Widziałam, że doprowadzam go tym do szału, co nawet zakomunikował mi, ale nie przestawałam. Możliwość dokuczenia mu sprawiała, że na moej twarzy pojawiał się uśmiech. No i lepszego zajęcia nie miałam, szczególnie, że mama gdzieś tam wyszła, a Rose poszła "uczyć się do koleżanki". Oczywiście, tą koleżanką był Jake, a nauka była randką. Kryłam ją jednak. Nie mogłabym jej wydać, za bardzo ją kochałam. Po przyjacielsku, oczywiście. Nawet, jeśli ostatnio miała dla mnie mniej czasu.
     - Nie masz lepszego zajęcia? - Zapytał wuj.
     - Nie.
     Wrócił do czytanej przez siebie gazety, a ja nadal bawiłam się piłeczką. W pewnym momencie uciekła mi, turlając się do mężczyzny. Nawet piłka była przeciwko mnie. Wuj złapał ją i nie wypuścił, nie odwracając wzroku od gazety.
     - Ej, no, oddaj piłeczkę - poprosiłam.
     Pokręcił głową, nadal nie odrywając wzroku od gazety. Zaczęłam stukać palcami o stół. Wuj posłał mi zirytowane spojrzenie.
     - Amy, idź do siebie!
     - Nie, nie mam już co robić.
     - Idź spać! Albo zrób cokolwiek innego!
     Nie rozumiałam, dlaczego tak mu to przeszkadzało, ale postanowiłam w to nie wnikać. Lubiłam się z nim droczyć, ale co za dużo, to nie zdrowo.
     - Co jest takiego fajnego w gazecie o samochodach? - Spytałam, bo właśnie taką gazetę przeglądał, po raz pierwszy w życiu. To było bardzo dziwne.
     - Amy, aż tak ci się nudzi? - Zapytał w odpowiedzi, a ja pokiwałam głową. - To idź na łowy.
     - O, popatrz, już mi się przestało nudzić! - Skłamałam.
     Przewrócił oczami i wrócił do gazety, a ja podparłam głowę na ręce i zatopiłam się w mało istotnych myślach. Ta nuda była nie do wytrzymania.
     - A tak w ogóle - powiedziałam po chwili - dlaczego ta dwójka idiotów wróciła do Akademii?
     - A co, miałaś ochotę znosić ich kłótnie?
     Uśmiechnęłam się.
     - Daj spokój, możnaby łatwo ich sobie przyporządkować.
     - Chyba nie chcę wiedzieć, w jaki sposób zrobiłabyś to.
     Powiedział gościu, który jeszcze nie dawno karał mnie magią i doprowadził do wstrząsu mózgu. Och, zapomniałabym o grożeniu śmiercią i zabiciu mojego ojca.
     - Och, przestań, nie jestem okrutna. Nie zrobiłabym im krzydwy... No, może nie wielką. Ale na złe nie wyszłoby to im.
     - Taa, już sobie to wyobrażam - mruknął z nie dowierzaniem.
     - Wątpisz we mnie?
     - Nie, Amy. Wątpie w to, komu wyszłoby to na dobre. Jestem pewien, że nie im, szczególnie, że nie jesteś zbyt cierpliwa. Tu nie chodzi o to, żeby chodzili podporządkowani, ale cali w siniakach, bo piętnastolatce nudziło się.
     - Nie nudziło. I nie cali w siniakach. Trochę podrażniłoby się ich. Poza tym, jakoś ci nie przeszkadzało, jak chodziłam jeszcze nie dawno w siniakach.
     Cholera, zezłościłam go, dość porządnie, co zauważyłam poprzez jego minę oraz niebezpieczny błysk w oczach. Mogłam trzymać język za zębami.
      - Miałaś siedzieć w domu, nie wychodzić na zewnątrz. No i nadal nie wiem, gdzie wtedy byłaś.
     Super, wkopałam się, sama. Jeszcze tego mi było potrzeba.
     - Już ci mówiłam, że u koleżanki. Odpisywałam zadanie - odparłam obojętnie, chociaż byłam trochę zdenerwowana.
     Nie uwierzył mi, ale nie odpowiedział. Wrócił do czytania swojej gazety, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie drążył tematu bo wiedział, że nie powiem mu prawdy, czy co. A może zobaczył, że jestem zdenerwowana i uznał, że lepiej nie powiększać tego?
     - Oddasz mi tą piłkę? - Spytałam po dłuższej chwili.
     - Podaj mi jeden powód, dla którego miałbym to zrobić.
     - Ponieważ potrzebuję mieć zajęcie rąk.
     - Porysuj. Lubisz to.
     Zdziwiłam się.
     - Skąd wiesz, że... Grzebałeś w moich rzeczach! - Krzyknęłam oburzona.
     Z regału przy ścianie spadły dwie książki. Oczy wuja zalśniły niebezpiecznie.
     - Przepraszam. Nie kontroluję tego - powiedziałam.
     Nie chciało mi się wstawać, więc skoncentrowałam się i po chwili obie książki wróciły na swoje miejsce. Mężczyzna wrócił do gazety, a ja zastanawiałam się przez chwilę, czy by nie dało się odebrać mu piłki za pomocą magii. Miałam już spróbować, gdy spojrzał na mnie.
     - Amy, co ty znowu kombinujesz?!
     - Nie mogę być aż tak przewidywalna - mruknęłam, nie dowierzając.
     - Nie? To popatrz w lustro w momencie, kiedy coś kombinujesz. Jesteś wtedy skupiona i zatopiona w myślach jak nigdy wcześniej.
     Westchnęłam. To tyle z zabawy piłeczką. Znowu zaczynała się nuda.

     W dzień balu wstałam wcześnie rano, sama nie wiem czemu. Wcześniej były normalne lekcje, a że wstałam o piątej, miałam sporo czasu na przygotowanie się do nich. Powoli zjadłam śniadanie, umyłam się, ubrałam i zbudziłam Rose, zanim to zrobił jej budzik. Nie wyglądała na szczęśliwą, ale posłusznie wstała. Podczas gdy ona wzięła się za przygotowanie do szkoły, ja zrobiłam kanapki na śniadanie dla wszystkich.
     - Amy? Znowu coś kombinujesz? - Zapytał wuj, wchodząc do kuchni.
     - Nie, dlaczego?
     - Ty nigdy nawet dla siebie nie robisz jedzenia i nie wstajesz tak wcześnie.
     - Nie mogłam spać. I czasem robię dla siebie - odpowiedziałam wesoło.
     Przewrócił oczami.
     - W wyjątkowych sytuacjach.
     Podałam mu talerz z kanapkami. Mruknął "dzięki" i usiadł przy stole, jedząc. Byłam już całkowicie gotowa do szkoły, więc stałam i czekałam, aż przyjdzie gotowa Rose, żebym mogła ją pospieszać. Zanim przyszła, do kuchni weszła mama. Podałam jej talerz i zrobiła to samo, co wuj. Dziesięć minut później pospieszałam przyjaciółkę.
     - Amy, nie ma nawet siódmej, więc gdzie się tak śpieszysz? - Spytała.
     - Do szkoły.
     - Wiesz, że zasada "czym szybciej pójdziesz, tym szybciej wyjdziesz" nie obowiązuje w szkole, prawda? Czekaj... Tobie wcale nie chodzi o to, żeby jak najszybciej wyjść. Mark podoba ci się!
     Zaczerwieniłam się, bo dziewczyna miała rację. Przez cały tydzień spędzaliśmy dość sporo czasu, no i chłopak okazał się przeuroczy. Polubiłam go, trochę za bardzo... A teraz dowiedzieli się o tym wszyscy. Mama się ucieszyła, a miny wuja nie byłam w stanie rozszyfrować. Podejrzewałam jednak, że nie zbyt podoba mu się to, w końcu Mark nie należał do Klanu. Wiedziałam, że będzie mnie bacznie obserwować, tak samo jak chłopaka, a jeśli cokolwiek się dowie, zabije go.
     - Pospiesz się - mruknęłam w odpowiedzi.
     Moje pospieszanie ją na nic się zdało, jadła powoli, tak jak zwykle. Nie lubiła się śpieszyć, zawsze wstawała przed siódmą, żeby móc wszystko jak najwolniej robić. I chociaż wstawała wcześniej ode mnie, często to właśnie ja na nią czekałam.
     Lekcje w szkole mijały powoli. Przez cały czas byłam zniecierpliwiona, chciałam, żeby się skończyły. Ostatnie dwie odwołali nam, ze względu na bal, więc miałam wrócić ze szkoły wcześniej. Nic nie mówiąc mamie i wujowi, przeznaczyłam te dwie godziny na spacer z Markiem. Potem wróciłam do domu i zaczęłam się przygotowywać do balu, tak samo jak Rose.
     Chwilkę przed przyjazdem po mnie chłopaka, do pokoju wszedł wuj. Na mój widok skrzywił się.
     - Dziwnie jest widzieć cię w sukience - mruknął.
     Odwróciłam się od lustra i założyłam ręce na piersi, z lekkim uśmiechem.
     - Zmusiły mnie.
     Nie musiałam mówić, że chodzi o mamę i Rose. To było oczywiste.
     Wuj uśmiechnął się łagodnie, ale szybko wrócił do zwykłego wyrazu twarzy.
     - Amy, muszę ci mówić, że nie możesz powiedzieć nic temu twojemu koledze o Klanie?
     - Nie, wujku.
     - I dobrze. Nie jestem zadowolony, że to właśnie z nim idziesz... Ale wiem, że nie chcesz dołączyć do nas i nigdy nie będziesz z kimś z Klanu. Chyba, że zdaży się cud, ale nie wierzę w cuda.
     Nie odpowiedziałam. Wiedziałam o tym doskonale.
     - Nadal jednak mam nadzieję, że zmądrzejesz i dołączysz do nas.
      Pokręciłam lekko głową.
     - Wujku, nie chcę się teraz kłócić. Znasz moje zdanie, które raczej się nie zmieni.
     Rozległ się dzwonek do drzwi, a po chwili usłyszałam głos mamy.
     - Amy! Do ciebie!

2 komentarze:

  1. Trochę mnie dziwi, że ona dostając od niego (za przeproszeniem) taki wpierdol jeszcze go prowokuje. Ja wiem, że teraz przy jej matce nie podnosi na nią ręki, ani nie używa na niej magii, ale jeszcze nie tak dawno to czynił, że z pewnością o tym nie zapomniała i o bólu jaki temu towarzyszył także nie. Rany pewnie także się jeszcze nie do końca zabliźniły.
    Co do chłopaka i randki to nie mam jeszcze zdania, ale co do szkoły "im szybciej się tam zjawisz tym szybciej wyjdziesz nie obowiązuje" - kradnę tę zasadę i z pewnością gdzieś u siebie wykorzystam w "Spróbuj" albo w "Skradzionym dziecku".
    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ta jej prowokacja mnie też zirytowała i była taka nie tylko nierozsądna, co też nienormalna, no chyba, że ta prowokacja miała coś na celu. Może też tak być, że bohaterka jest masochistką i naprawdę lubi obrywać, tylko jeszcze nie umie się przed samą sobą i innymi do tego przyznać.
      Też mnie rozbawiła ta wzmianka, że w szkole nie działa reguła że im szybciej się tam zjawisz tym szybciej stamtąd wyjdziesz i także kradnę to zdanie i planuje wykorzystać u siebie na "Się nie zdarza taka miłość".

      sie-nie-zdarza.blogspot.com
      prawdziwa-legenda.blogspot.com

      Usuń