Kolejne dni były spokojne. Wuj nie chodził na polowania, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo. Gdy wychodził z domu, wracał dość szybko. Często się droczył z mamą, ale chyba żadnemu z nich to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Oboje często się uśmiechali i mieli dobry humor. Nigdy nie pomyślałabym, że pojawienie się mojej matki zmieni całkowicie nastrój wuja, na lepsze. A już całkowicie się nie spodziewałam tego, gdy zobaczyłam ich razem w domu, kłócących się. Kto by pomyślał, że gdy tylko zawieszą broń, będą wspaniałym rodzeństwem?
Rose przestała chodzić ponura. Musiał poprawić jej humor Jake, bo nie rozmawiałyśmy na ten temat. Właściwie prawie w ogóle nie gadałyśmy. Ona spędzała czas głównie z Jake'iem, a ja w domu, rozmawiając najczęściej z mamą. Widać było, że stara się nadrobić stracone lata. Próbowałam jej w tym pomagać, ale kiepsko mi wychodziło.
Tydzień przed balem mama wzięła mnie i Rose na zakupy. Oponowałam, mówiąc że nie mam z kim iść, ale nie chciała mnie słuchać.
- Możesz tańczyć sama, Amy. Jak nawiedzona - mruknęła Rose ze śmiechem, przypominając sobie naszą rozmowę, kiedy to wuj poinformował mnie pierwszy raz, co się ze mną stanie, jeśli spróbuję użyć magii przeciwko niemu.
Posłałam przyjaciółce mordercze spojrzenie i wyszłam za mamą z mieszkania. To spowodowało, że Rose znowu zachichotała.
- Nie wierzę. Amy Elamine zabrakło języka w gębie.
- Sytuacja wyjątkowa. Później wymyślę jakąś odpowiedź - odpowiedziałam.
Pojechałyśmy do centrum handlowego. Wyszłyśmy stamtąd dopiero po czterech godzinach. Zeszłyśmy wszystkie sklepy, przymierzając w każdym po kilka sukienek. Miałam dość już po drugim sklepie, ale mama i Rose świetnie się bawiły. Zaciągały mnie siłą do mierzenia sukienek, dopóki nie wybrałam prostej, obcisłej, czarnej sukienki kończącej się w połowie uda. Przyjaciółka wybrała za to czerwoną sukienkę na ramiączkach, także obcisłą. Wyglądałyśmy super, ale nadal miałam problem z partnerem, w przeciwieństwie do Rose.
Następnego dnia w szkole siedziałam na stołówce z przyjaciółką, jej chłopakiem i jego znajomymi. Właściwie to usypiałam, bo rozmowa była cholernie nudna i dotyczyła tylko Rose i Jake'a. Po minie Trixie i Spaud'a zrozumiałam, że nudzą się nie wiele mniej ode mnie. Wreszcie uznałam, że nie wytrzymam tego i poszłam w kierunku drzwi. Nic nie jadłam, więc nie musiałam odnosić tacy. Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak. Kojarzyłam go z widzenia, ale do tej pory nigdy nie rozmawialiśmy. Chodziliśmy razem chyba na angielski. Miał mleczną skórę, orzechowe oczy i ciemny blond włosy. Był bardzo przystojny, więc zdziwiło mnie, czego może ode mnie chcieć.
- Hej. Amy Elamine, tak?
- Zależy o co chodzi - odpadłam.
Uśmiechnął się, odsłaniając rząd białych zębów.
- O nic złego. Chciałem się tylko spytać, czy pójdziesz ze mną na bal?
W pierwszej kolejności pomyślałam, że po prostu robi sobie ze mnie żarty. Ale jego twarz nie wyrażała żadnych oznak kłamstwa. Mówił prawdę, albo był niesamowicie utalentowanym kłamcą.
- Nigdy nie rozmawialiśmy. Nawet nie wiem, jak masz na imię - zauważyłam.
- Och, wybacz. Myślałem, że skoro chodzimy na angielski, to wiesz jak się nazywam. Jestem Mark Glee. Co powiesz, na spacer po szkole, póki trwa jeszcze przerwa?
Zgodziłam się. Jeśli miałam iść z nim na bal, chciałam najpierw dowiedzieć się o nim czegokolwiek. No i udało mi się. Ma tyle lat, co ja, uwielbia sport, nauka nie za bardzo mu idzie. Był miły i zabwny. Gorzej było, gdy zaczął wypytywać o mnie. Nikt nie wiedział, że jestem pod opieką wuja, a już kompletnie nikt nie wiedział, że moja matka żyje. Rose była wyjątkiem, bo mieszkała ze mną. No i był jeszcze Jake i jego przyjaciele, którzy pewnie dowiedzieli się od mojej przyjaciółki. Ale to nie było coś, czym miałam ochotę się chwalić.
Ostatecznie nie powiedziałam tego Markowi. Nie mam żadnych zainteresowań, więc o tym nic nie wspomniałam. Powiedziałam mu tylko, że lubię czytać książki i rysować, co było prawdą. Rzadko to robiłam, ale uwielbiałam to.
Mark poprosił mnie o adres i powiedział, że przyjedzie po mnie. W pierwszej chwili chciałam zaprotestować, ale przypomniałam sobie, że jest ze mną mama, więc nic nikomu nie groziło, przynajmniej dopóki Mark nie wiedział o Klanie. A o tym nie zamierzałam mu powiedzieć.
- I? Jaki jest? - Spytała mnie potem Rose, gdy rozmawiałyśmy razem w moim pokoju.
- Kto?
Pociągnęłam łyk herbaty z kubka, który trzymałam w ręce.
- Mark Glee. Cała szkoła huczy od plotek.
Jęknęłam.
- Świetnie. Jeszcze tego mi brakowało.
- Podobno podobasz mu się od dawna.
- Super - burknęłam.
- Przyjedzie po ciebie w dniu balu?
- A co to, przesłuchanie? - Zirytowałam się. - Czekaj... Skąd wiesz, że zaprosił mnie na bal? Nic ci nie mówiłam!
Przewróciła oczami.
- Już ci mówiłam. Cała szkoła huczy od plotek.
- Dlaczego nie plotkują na temat twój i Jake'a?
- Bo Jake to nie jest największe ciacho w szkole, za którym uganiają się dziewczyny, w przeciwieństwie do Marka.
- Mark też nie jest największym ciachem - zaprotestowałam.
Rose uniosła brwi.
- Tak? Podaj mi chociaż jednego, który jest od niego ładniejszy.
Przez chwilę milczałam, przeszukując w głowie wszystkich chłopców w szkole, których zauważyłam. Nikt nie wpadł mi do głowy.
- Idę zrobić sobie kanapkę - zmieniłam temat.
Wstałam i wyszłam z pokoju, a Rose za mną.
- Widzisz? Nie potrafisz podać jakiegoś nazwiska. Masz teraz przechlapane u Mari Glow.
Spojrzałam na nią skrzywiona i weszłam do kuchni, gdzie siedziała mama z wujem.
- Kogo?
- Była dziewczyna Marka. Nadal podoba się jej. Jest wściekła, że...
- Zamknij się - przerwałam jej szybko.
W kuchni panowała cisza, a ja nie miałam ochoty, żeby ktoś jeszcze oprócz całej szkoły wiedział, że spodobałam się Markowi.
- ... to ty podobasz się Markowi, a nie ona - skończyła.
Rzuciłam jej mordercze spojrzenie i poczułam, że się czerwienię. Gorzej zrobiło się, gdy mama podchwyciła temat.
- No proszę, Amy. Czyżby ktoś zaprosił cię jednak na bal? - Spytała.
- Nikt.
- Pan Nikt to największe ciacho w szkole - mruknęła Rose, uśmiechając się znacząco.
Odłożyłam nóż, którym rozsmarowywałam masło. Starałam się kontrolować emocje, żeby nic złego się znowu nie stało.
- Ooo. Opowiedz o nim coś jeszcze - poprosiła mama.
- Jest sportowcem. Chodzi z Amy na angielski. No i teraz właściwie połowa dziewczyn jest zazdrosna. Tym bardziej, że Mark jest naprawdę miły i zabawny. Wszyscy go lubią.
- Dosyć tego! - Przerwałam przyjaciółce. - Wystarczy już chyba tych opowieści o Marku.
Straciłam ochotę na kanapkę, ale pomimo tego zaczęłam ją jeść, opierając się o blat. Zauważyłam, że wuj próbuje ukryć uśmiech. Co go tak rozbawiło? Moja wściekłość, czy to, że Mark zaprosił mnie na bal? A może to, że z cichej Rose zrobiła się gadatliwa?
- Och, przestań, Amy. Masz się czym chwalić. Nie codziennie podchodzą najprzystojniejsi chłopcy w szkole do dziewczyn.
Przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty na rozmowę o tym.
- Ładna pogoda dzisiaj - zmieniłam temat.
Wuj już przestał się powstrzymywać i wybuchnął śmiechem. Uniosłam brwi, ale milczał. Przypatrywał mi się tylko z uśmiechem.
- No i Mark przyjedzie po Amy przed balem - wypaplała Rose.
- A co z tobą, Rose? Przyjedzie po ciebie Jake? - Spytałam.
- Mniej więcej - odparła wymijająco.
Nie powinnam tego robić. Wuj nie powinien widzieć Jake'a, na wypadek, gdyby przemienił się kiedyś ze swojej smoczej postaci w ludzką na jego oczach. Mielibyśmy wtedy wszyscy kłopoty. Ale możliwość dokuczenia jej była silniejsza ode mnie.
- Coś więcej na temat Jake'a? - Zachęciła mama.
- Gościu przesadzający z żelem do włosów - odparłam. - Właściwie tyle. Jest nudny.
- Jake nie jest nudny! - Zaprotestowała Rose.
- Och, nie, wcale! Tylko dzisiaj jakoś tak uśpiliście nas prawie na stołówce. Daj spokój, Rose, jest nudny, a wasze rozmowy są jeszcze nudniejsze.
Tym razem ona posłała mi mordercze spojrzenie.
- Kiedy jest bal? - Spytał wuj. - Za tydzień? Zapowiada się świetna zabawa.
Cholera.
Wow, świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńByło śmiesznie i podobało mi się xD
Życzę weny i czekam na next :*
truelifebydamien.blogspot.com
Po co wprowadzałaś tych matołów, jak już się ich pozbyłaś? Ja ich nawet nie poznałem, nie przyzwyczaiłem się do nich, a już ich nie ma. Oni jeszcze wrócą? Są ważnymi postaciami?
OdpowiedzUsuńCzemu zawsze używasz "wuj" nigdy "wujek"?
No i szanowna mamusia się pojawiła po latach. Ciekawe gdzie była wcześniej. Ja bym na miejscu dziewczyny obydwoje olał.
Niby wszystko tak opisujesz, że jest dokładne, ale jak sprawozdanie, bez uczuć, a jednak piszesz w pierwszej osobie. Ta dziewczyna tak opowiada tę historie jakby była kaczką i wszystko po niej wpływało.
Wujek zabił ojca Amy... ciekawe za co?
"to nie znaczenia" - nie ma znaczenia
Ciekawe czemu jako jedyna nie ma znamienia - mowa o mamusi oczywiście.
I teraz będą wszyscy razem mieszkać i udawać szczęśliwą rodzinkę? Jakoś tak szybko siostra wybaczyła bratu, że zabrał od niej córkę na piętnaście lat. Co to kurwa za matka? Suka, a nie matka. W łeb takiej tylko dać i zataić.
"Ewentulnie jego pachołków" - ewentualnie
To dziwne, jak oni wszyscy przeszli do normalności po takich wydarzeniach. Jakby nie mieli uczuć, jak jakiś roboty. Wybaczać to jedno, ale tu wygląda jakby pozapominali, jakby... jakby niektóre wydarzenia nigdy nie miały miejsca.
"obścisłej" - obcisłej
"niesamowicie utalentowanym kłamcom" - kłamcą (bo chodzi ci o to, że umie kłamać, natomiast "kłamcom" to w znaczeniu kilku osób, przykład "przyglądałem się kłamcom")
Wujek to się nawet śmiać potrafi... ooo, cuda się zdarzają...
Nie podoba mi się, że przeszli do takiej normalności po tych wszystkich wydarzeniach. Moim zdaniem nie powinni.
Czemu wujka obchodzi kiedy jest bal?
Z rozdziału na rozdział styl masz coraz lepszy, właściwie to błędów nie ma dużo, zdania są budowane poprawnie, ale... postacie - moim zdaniem nad tym musisz popracować - są wyraziści - tu się zgadzam, ale mało opisanie pod kątem wyglądu i brak im ludzkich odruchów.
Przepraszam, że komentuje trzy rozdziały pod tym ostatnim, ale czytałem je wszystkie pod rząd, a one nie są za długie, więc stąd taki pomysł. No i też winny jest wolny internet.
PS. U mnie są nowe rozdziały.
Dziękuję, błędy już poprawione :)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania rozdziałów, dzisiaj powinnam już skończyć i coś skomentować :)
Te matoły nie są ważne. Zostały wprowadzone, ponieważ miało być inaczej, ale plany się w między czasie zmieniły...
Amy nie zapomniała tego, co zrobił jej wujek, wie jednak, że lepiej nie wchodzić mu w drogę, dlatego zachowuje się normalnie.
Matka nie wybaczyła bratu, postanowiła zawrzeć z nim rozejm dla dobra córki.
Ciągle pracuję nad wyrażaniem emocji i odruchów, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będą widoczne efekty :)
Wow! Dopiero teraz zauważyłam, że Amy nie ma chłopaka. Normalnie książka bez wątku miłosnego nie ma dla mnie znaczenia. A jednak tu nawet tego nie zauważyłam. Jak ty to zrobiłaś? Czytałam rozdział 19 w ławce na lekcji i przez ciebie nie słuchałam nauczyciela. Demoralizujesz ludzi. Nie ładnie. W odpowiedzi na twoje pytanie pod moim rozdziałem: jestem teraz na kursie j. Angielskiego w Brighton w Anglii. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDla mnie w przeciwieństwie do Krysi książka bez wątku miłosnego ma prawo bytu i niektóre są naprawdę niezłe. Najważniejsze by fabuła jakaś była i konstrukcja psychiki postaci zachowana. U ciebie wujek jest jakiś taki dziwnie chwiejny, jakby do kieliszka często zaglądał albo coś ćpał. Nie potrafię go zrozumieć, ani jego zachowania, ani motywów działania, ale czuję, że muszą jakieś być. Facet jednak mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńsie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com