wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 8

  W szkole podeszłam do Jake'a. Podjęłam już decyzję. Miałam dość tego, co się dzieje w moim domu i musiałam to zmienić, nawet jeśli oznaczało to przyznanie się do tego szaleństwa obcym ludziom.
   - Jake? Możemy porozmawiać? - Spytałam.
  Kiwnął głową, a Spaud i Trixie zostawili nas samych.
  - Jakieś wieści od Rose?
  - Wiem tylko tyle, że u niej wszystko w porządku. Jake... Wiesz może coś o magii?
  Spojrzał na mnie zdziwiony.
  - O magii?
  - Tak. Łowca dość często używa jej w stosunku do mnie. Wiem, że nasza rodzina ma ją w sobie i gdybym nauczyła się jej... Może wtedy mogłabym pokonać go...
  - Taa, to dobry pomysł. Wpadnij do mnie jutro, może dziadziuś będzie coś wiedział. Masz mój adres?
  Kiwnęłam głową. Chłopak odszedł, a ja poczułam silne zawroty głowy. Oparłam się o ścianę, bojąc, że wywrócę się. Miałam je od samego rana, jednak czasem stawały się mocniejsze. Gdy tylko poczułam się lepiej, poszłam do klasy na lekcje. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
  Na lekcji, biologii, także nie czułam się najlepiej. Głowa bolała mnie coraz mocniej, a na dodatek zawroty nie ustały. W pewnym momencie poczułam, że dłużej nie dam rady, że zaraz zemdleję. Podniosłam rękę, żeby to zgłosić, żeby nie było zaskoczenia. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zemdlałam.
   Gdy odzyskałam przytomność, leżałam na leżance u pielęgniarki szkolnej. Miałam lekkie zawroty głowy i silny ból głowy. Przez okienko w drzwiach zauważyłam, że pielęgniarka i nauczycielka od biologii gadali z wujem. Cholera. Nie dobrze. Szczególnie, że ból głowy i zawroty mam odkąd minimum dwa razy uderzył mnie. Czy mógł mi tym uszkodzić głowę czy coś?
  Usiadłam. Nie miałam zamiaru pokazać mu, że źle się czuję. Zero słabości.
  Poczekałam, aż wejdą do środka. W oczach wuja dostrzegłam głęboko skrywaną wściekłość. Super, zapowiadają się duże kłopoty.
  - Amy, nic ci nie jest? Jak się czujesz? - Spytał niewinnym tonem.
  Czemu on udaje? Nie lepiej by było, gdyby po prostu mnie wziął do domu i znowu mnie zlał? Nie miałam ochoty na udawanie. To i tak nic nie zmieniłoby. Byłam pewna, że po powrocie do domu nie ujdzie mi na sucho wezwanie jego do szkoły. Zawsze powtarzał, że mam razem z Rose siedzieć cicho, być grzeczne i dobrze się uczyć, żeby do tego nie doszło. A jeśli będziemy się źle czuć, to mamy zostać w domu.
  - Nic mi nie jest. Możemy już jechać do domu?
  Kiwnął głową. Wstałam i podeszłam do niego, prawie upadając. To na tyle z nie pokazywania mu, że się źle czuję. Przytrzymał mnie, przyglądając się uważnie. Bez słowa założyłam na ramię plecak leżący przy leżance. Mruknęłam "do widzenia"i wyszłam z gabinetu. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że wuj idzie za mną. Szłam szybko i gdy doszłam do samochodu mężczyzny, okazało się, że jest o wiele dalej. Zaczęłam się zastanawiać, czy usiąść z przodu czy z tyłu. Ostatecznie uznałam, że nie pokażę mu strachu i usiądę z przodu.
 Poczekałam, aż dojdzie i usiadłam na miejsce obok kierowcy. Przy nauczycielce i pielęgniarce wuj miał zmartwioną minę, ale teraz, gdy byliśmy sami, był wściekły, chociaż i to jest chyba za małym słowem.
  - Dlaczego, do cholery, nie zostałaś w domu?! - Warknął.
  - Bo nie chciałam być z tobą w jednym budynku! - Odwarknęłam. - Znowu mnie uderzyłeś! Aż tak ciężko jest ci się powstrzymać od tego?! Brakuje ci silnej woli?!
  - Zamknij się! - Warknął. - Zasłużyłaś na to! Jesteś nie posłuszna!
  - Nigdy nie będę ci posłuszna! Nienawidzę cię i tego, co robisz!
  Przesadziłam. Powinnam była siedzieć cicho. A wraz z wypowiedzeniem tych prawdziwych słów pozbyłam się szansy na dowiedzenie się czegokolwiek o magii od niego, na wypadek, gdyby dziadek Jake'a nie wiedział.
  Wuj przyspieszył. Doskonale wiedziałam czemu. Mianowicie chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, zanim zatrzyma się i uderzy mnie na środku drogi.
  Ledwo zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania, a uderzył mnie z pięści w twarz. Upadłam na podłogę. Uklęknął nachylając się nade mną i dostałam z liścia w twarz. Przyłożyłam rękę do policzka, ale natychmiast oderwał mi ją i znowu uderzył. Bił mnie tak sporo czasu, a ja nie broniłam się. Nie miałam na to dość siły. Czułam, jak z twarzy leci mi krew, i z policzków, i z nosa.
  Z twarzy przeniósł się na brzuch. Raz po razie uderzał mnie pięścią. Cieszyłam się, że nic nie jadłam od wczoraj, bo inaczej wszystko zwróciłabym. Podejrzewam, że wujek zezłościłby się wtedy jeszcze bardziej i byłoby tylko gorzej, czego nie chciałam. Już wystarczająco byłam obolała.
  Czekałam, aż zemdleję, jednak nic takiego się nie stawało. Nie robiło mi się nawet słabo. Z sekundy na sekundę coraz bardziej odczuwałam ból, kręciło mi się w głowie, ale to wszystko nie wystarczało do utraty świadomości. Żałowałam tego, bo tylko to mogło przynieść mi ulgę. To dziwne, że wtedy, kiedy nie chcę mdleć, dzieje się tak, a gdy potrzebuję tego, jest zupełnie na odwrót.
  Wreszcie skończył mnie bić i wyszedł z salonu jakby nigdy nic. Z wielkim trudnem podniosłam się i poszłam do pokoju, czując, że nie dam rady dojść do łazienki. Położyłam się na łóżku i leżałam skulona, dopóki nie poczułam się o wiele lepiej. Trwało to mniej więcej siedem godzin. Dopiero wtedy poczułam, że dam radę wziąść kąpiel i spojrzeć w lustro.
  Wyglądałam okropnie. Całą twarz miałam posiniaczoną. Tak samo było na brzuchu, z tą różnicą, że tam nie miałam śladów krwi. No i nijak nie mogłam tego zakryć. Żaden, nawet cholernie mocny makijaż nie pomógłby mi.
  Wykąpałam się i wróciłam do łóżka. Wcześniej zaszłam do kuchni i wzięłam tabletki przeciwbólowe. Miałam nadzieję, że po tym zasnę, chociaż na chwilę. Przynajmniej przez trochę nie bolałoby.
  Obudził mnie rano wuj. Jak się okazało, była już trzynasta, a ból był taki, jak przed zaśnięciem.
  -  W Akademii są jakieś problemy, więc muszę tam pojechać. Wrócę jutro wieczorem. Do tego czasu nigdzie nie wychodź z domu, wyglądasz okropnie. I nikomu nie otwieraj drzwi.
  Kiwnęłam głową, powstrzymując się przed skomentowaniem tego "wyglądasz okropnie". W końcu to on mnie tak urządził.
  Godzinę później wstałam i ubrałam się. Nie mogłam spać przez ból. Patrząc w lustro czułam obrzydzenie i miałam nadzieję, że zmieni się to do południa, musiałam iść do dziadka Jake'a, chociaż dostałam zakaz wychodzenia z domu.
  Twarz nie poprawiła się,  więc nałożyłam na twarz puder, próbując zamaskować ślady po uderzeniach. Nie za bardzo mi to pomogło, ale zawsze coś. Wzięłam klucze do ręki, zamknęłam drzwi i poszłam do sklepu dziadka Jake'a. Gdy doszłam tam, weszłam do środka. Stał tam za ladą Jake. Na mój widok przestraszył się.
  - Amy?

środa, 20 maja 2015

Rozdział 7

  Gdy się obudziłam, leżałam w łóżku, przykryta kołdrą, a nademną stał wuj. Chociaż moja kołdra jest gruba, było mi bardzo zimno, głowę miałam ciężką i czułam się wykończona. Podniosłam rękę do czoła i poczułam, że to nie głowę mam ciężką, tylko mam coś na czole, coś mokrego.
  - Masz wysoką gorączkę - wyjaśnił mężczyzna.
  Zrozumiałam, że to "coś", to był ręcznik. Miałam zrobiony zimny okład.
  - Gdzie Rose? - Wyszeptałam ledwo słyszalnie.
  - W Akademii, tam, gdzie ma być.
  Chciałam odwrócić głowę, ale czułam, że nie dam rady. Ból był zbyt wielki.
  Wuj podniósł mi głowę, jakby zauważył, że nie jestem w stanie nic zrobić i przystawił do ust szklankę z wodą. Wypiłam parę łyków. Nienawidziłam go, ale za bardzo chciało mi się pić żeby odmówić.
  Milczeliśmy. Miałam nadzieję, że szybko wyjdzie, ostatnie co chciałam, to jego widok. Nic jednak nie zapowiadało na to, że sobie grzecznie pójdzie, nie grzecznie także. Wreszcie, po jakiejś godzinie, wyszedł, zostawiając mnie samą.
  Dwa dni później czułam się już lepiej. Nie miałam gorączki, byłam w stanie wstać z łóżka. Ciało nadal miałam posiniaczone, ale mogłam to zakryć ubraniami, natomiast siniaki na twarzy zakryć makijażem. Nadal byłam obolała, rękę musiałam mieć owiniętą bandażem z powodu dziury, ale uznałam, że to nie przeszkadza mi w pójściu do szkoły, więc zaczęłam pakować plecak.
  Przez większość dni byłam w domu sama z wujem. Nic nie zapowiadało na powrót Rose do domu. Nie jadłam wiele, tylko tyle, żeby mieć siłę na zrobienie czegokolwiek, w ramach protestu. Oczywiście, nie działało to, zgodnie z obietnicą wuja.
  W środę rano wyszłam do szkoły, sama. Doskonale wiedziałam, że będzie mi się nudzić bez przyjaciółki, ale nie zamierzałam spędzić więcej niż to konieczne czasu w domu. Nie potrafiłm znieść myśli, że on też tam jest.
  W szkole, gdy stałam przy szafce i brałam książki, podszedł do mnie Jake wraz ze swoimi przyjaciółmi, to znaczy Trixie i Spuad'em.
  - Amy, gdzie Rose? - Spytał. - Nie było ani jej, ani ciebie w nocy wraz z Łowcą.
  - Wysłał ją do Akademii.
  - Znowu?!
  Kiwnęłam głową.
  - Tylko że tym razem tak łatwo nie odpuści. Boję się, że Rose już tam zostanie.
  - Musimy ją stamtąd wydostać!
  - Gdyby to jeszcze było takie łatwe, Jake. Jeśli ona ucieknie, Łowca zabije ją. To samo stanie się z wami, gdy jej pomożecie.
  - A co z tobą? Nie możesz ty go przekonać? Już raz ci się udało...
  - Próbuję to zrobić, ale on nie odpuści. Nie chcę też za bardzo nalegać, bo boję się, że uzna, że odmawiam mu posłuszeństwa.
  - I co wtedy może się stać? - Spytała Trixie.
  - Zabije ją.
  Nie powiedziałam im, że ja sama zostałabym pewnie wtedy pobita, znowu. Nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział, w końcu wuj nauczył mnie wszystkiego. Co by pomyśleli? Umiem wszystko co on,ale i tak kończę pobita. O magii nie wiedzieli. A może to był właśnie ten czas, żeby im powiedzieć? Może dziadek Jake'a znalazłby jakiś pomysł na to?
  - Amy, musi być jakiś sposób na wydostanie jej z Akademii. Rose nie może tam zostać.
  - Spróbuję coś wymyślić.
  Zadzwonił dzwonek na lekcje. Poszłam do klasy. Trzy minuty później otwierałam piórnik, żeby zrobić notatki. Nie otwierałam go odkąd wróciłam w piątek ze szkoły. Prawdopodobnie to był błąd, bo w środku znajdowała się mała bransoletka, prawdopodobnie od Rose. Służyła ona do świadomych snów, mogłam dzięki niej porozumieć się z dziewczyną. Wyglądało na to, że zrobiła kolejną dla mnie. Szkoda, że tak późno otwarłam piórnik.
  Od razu po wejściu do domu zawołałam wujka. Musiałam sprawdzić, czy jest w domu, czy mogę iść spać z nadzieją, że Rose robi to samo. Nikt się nie odezwał, więc poszłam do pokoju spać.
  Udało mi się, spotkałam się z Rose. Wyglądała tak, jak zwykle, nawet na wypoczętą.
  - Kiedy pojechałaś? - Spytałam.
  - Gdy poszłaś do pokoju nie dał mi nawet spakować się. Próbowałam go przekonać, ale to było na nic. Deportował nas, zostawił mnie tam i wrócił. A co z tobą? Był bardzo wściekły za wypuszczenie Jake'a.
  Zawahałam się. Nie chciałam jej martwić. Ostatecznie jednak uznałam, że lepiej będzie, jeśli powiem jej.
  - Pobił mnie za to, a w mojej ręce jest dziura.
  Nie zdjęłam bandaży, żeby pokazać jej to, co mi zrobił wuj. Już wystarczająco ją to zmartwiło. Widziałam jej nie pewny wzrok oraz skupienie. Myślała pewnie, co dalej. Trwało to tak długo, że sama przerwałam milczenie.
  - A jak jest w Akademii? Jak cię traktują?
  - Prawie z nikim nie gadam, nie mam na to ochoty. Głównie z nauczycielami. Łowca dość często bywa tutaj rano.
  Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam huk i poczułam, że ktoś mi coś wyrywa z ręki. Natychmiast się obudziłam, tracąc "połączenie"z Rose. Nade mną stał wuj, a w ręku trzymał bransoletę.
  - Co to ma znaczyć?! - Warknął.
 Patrzłam na wuja nie pewnie. Nie dobrze. Nie chciałam, żeby się o tym dowiedział, w końcu rozdzielił nas po to, żebyśmy nie mogły się ze sobą komunikować.
  - Amy?! Komunikowałaś się z nią!
  To nie było pytanie. On to wiedział. Był tego tak pewien, jak ja tego, że oberwę od niego. Dlatego milczałam.
  Nie myliłam się. Położył bransoletkę na biurku, podniósł rękę i uderzył mnie z pięści w głowę. Odrzuciło mnie to do tyłu i poczułam ogromny ból, a za chwilę kolejne uderzenie, także w głowę. Poczułam, jak tracę przytomność i zemdlałam.
  Gdy się obudziłam, leżałam tak, jak po pierwszym uderzeniu.Najwidoczniej nie ruszał mnie. I dobrze, nie chciałam tego. Nie chciałam go też widzieć. Mam go serdecznie dość. Chcę uciec od niego i robić to, co mi się podoba.
  Spojrzałam na zegarek. Północ. Wzięłam pidżamę i poszłam na korytarz, gdzie było cicho i ciemno. Najwyraźniej wuj poszedł spać. Poszłam do łazienki, wykąpałam się, ubrałam pidżamę i poszłam spać.

środa, 13 maja 2015

Rozdział 6

 Jeszcze raz zapraszam wszystkich na oglądnięcie zwiatunu :) Jest krótki, trwa tylko 1 minutę i 5 sekund :)
                                                                          * * *
   Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mógł rozdzielić mnie z Rose! Przecież do tej pory byłyśmy prawie nie rozłączne!
  W Akademii Łowców byłam tylko jeden, jedyny raz. Od samego początku robiłam wszystko, żeby mnie stamtąd wywalili. Nie chodziłam na lekcje, wywoływałam bójki z innymi uczniami, demolowałam całą Akademię, przy ciszy nocnej nie znajdywałam się w swoim pokoju. Nauczyciele nie mogli sobie ze mną poradzić, dzięki czemu wujek często przebywał w szkole. Wreszcie po miesiącu pozwolił mi wrócić do domu, do własnego pokoju.
  Tydzień po moim powrocie wróciła też Rose. Pewnie nie stałoby się tak, gdybym nie wymusiła tego na wujku. Przestałam jeść, chodzić do szkoły. Nie pomogły jego groźby, kary ani nic. Pozwolił wrócić Rose do domu.
  A teraz znowu chciał nas rozdzielić. I to wszystko przez wypuszczenie Jake'a. Miałam nadzieję, że nie potrwa to długo, że starymi metodami znowu przywrócę ją do domu. Niestety, wiedziałam, że to nie wiele da. Nie miałyśmy już dziesięciu lat. Nie ulegnie mi, prędzej ja jemu, pod wpływem jego kar.
  I to na tyle ze zbliżenia się do niego oraz poznania magii. Oczywiście, mogłam udawać, że nie mam nic przeciwko temu i dalej być mu posłuszna. Tylko że nie miałam zamiaru zostawać z nim sam na sam w jednym domu. Musiałam zrobić coś, cokolwiek, żeby tylko Rose została.
  Na chwilę odebrało mi mowę, ale gdy tylko ją odzyskałam, nie zamierzałam trzymać języka za zębami.
  - Nie możesz tego zrobić!
  - Dlaczego nie? Przysięgam ci, że tym razem nie ważne co zrobisz, ona nie wróci tu szybko. A ty idź do pokoju, Amy. Potem porozmawiamy.
  Wzrok Rose jasno mi mówił, żebym się zamknęła i poszła do swojego pokoju, zanim będzie gorzej. Rzecz jasna miała rację. Ostatnie zdanie wuja przeraziło mnie doszczętnie. Doskonale wiedziałam, co się stanie, a mianowicie kara. Świetnie, jakby od ostatnich kilku dni nie mógłby bez tego wytrzymać.
  Poszłam do swojego pokoju, zostawiając przyjaciółkę samą z mężczyzną. Przyłożyłam do drzwi ucho, ale nie byłam w stanie zrozumieć co mówią. Chyba się kłócili. Jeśli miałam rację, to był to pierwszy raz.
  Skoro nie rozumiałam co mówią, schowałam się pod kołdrą. Wcześniej popatrzyłam na zegarek, który wskazywał piętnastą. Byłam cholernie zmęczona i śpiąca, więc szybko usnęłam, chociaż nie miałam takiego zamiaru.
  Obudził mnie gniewny głos, który prawie wykrzyczał moje imię. Natychmiast poderwałam się i o mało co nie spadłam z łóżka. Przede mną stał wuj. Miałam ochotę odpowiedzieć mu coś w stylu "wydrzyj się głośniej, jeszcze cię nie słyszeli sąsiedzi",  ale powstrzymałam się.
  - Co? - Spytałam niewinnie.
  Był wściekły, i to bardzo. Wyrażały to jego oczy, skrzywiona mina, no i, rzecz jasna, głos. Ubrany był w zwykły szary podkoszulek i jeansy. Normalnie wzięłabym go za zwykłego człowieka. Będąc jednak jego siostrzenicą doskonale wiedziałam, że on nie jest normalny. Mogę się założyć, że gdyby zrobić mu badania psychiatryczne, wyszłoby, że już nic mu nie pomoże.
  - Można wiedzieć, dlaczego wypuściłyście smoka?
  - Nie.
  Przewrócił oczami. Chyba już się przyzwyczaił do tego, że lubiłam go denerwować.
  - Przykro mi, Amy, innego wyboru nie masz.
  Miałam jeden. Uciec. Tylko że dogoniłby mnie, co źle się skończyłoby.
  - Nie chcę rozmawiać.
  - Daj rękę.
  - Nie.
  Schowałam ją za plecami, ale to było bez sensu. Złapał mnie za nią, odwinął bandaż i zaczął wypalanie skóry. Najpierw chciałam go kopnąć, ale nie udało się. Sama próba była dla niego już doskonałym pretekstem, żeby mnie podusić trochę. Łzy napłynęły mi do oczu, kiedy walczyłam o każdy oddech, przy okazji czując masakryczny ból w ręce. Wreszcie przestał mnie dusić. Mocno wciągałam powietrze, walcząc z krzykiem cisnącym mi się na usta. Cicho płakałam, a ból powiększał się z chwili na chwilę. Czułam, że powoli tracę przytomność, z czego akurat byłam zadowolona, bo tylko to mogło przynieść mi ulgę. Wuj zdawał się tego nie zauważać. Tak  właściwie to jedyne na co patrzył, to na moją rękę, która powoli zostawała bez skóry, kości ani nic innego co się znajduje w ręce. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe i wolałam w to nie wnikać.
  Gdy w mojej ręce była jedna dziura, prześwitująca, wuj przestał. Nadal byłam przytomna, co już samo w sobie przez ból było okropne, a to, jak się okazało, nie był koniec. Mężczyzna uderzył mnie, z "liścia"w twarz, a następnie z pięści w brzuch. Zgięłam się w pół, mając nadzieję, że zaraz zemdleję. Niestety, musiałam znosić kolejne ciosy, nie mniej przyjemne. Oprócz bólu ręki doszedł ból całego ciała. Wreszcie zemdlałam.
  Od razu po obudzeniu zrobiło mi się nie dobrze. Resztkami sił, których miałam nie wiele, dobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Ledwo usiadłam na podłodze, a od nowa pociągnęło mnie i zwymiotowałam. Trwało to około pięciu minut, aż w toalecie wylądowało wszystko, co zjadłam w ciągu dwóch dni. Usiadłam na podłodze i czułam, że nie dam rady wstać. Nie miałam na to kompletnie siły. Na dodatek wszystko mnie bolało.
  Spojrzałam na rękę. Była w niej dziura, tak, jak zauważyłam przed pobiciem. Następnie oglądnęłam brzuch. Był cały posiniaczony. Z nogami i drugą ręką było to samo, a na twarz wolałam nie patrzeć. Wiedziałam, że wyglądam nie lepiej.
  Usłyszałam kroki. Odwróciłam głowę i zobaczyłam wuja, przyglądającego mi się uważnie. W pierwszej chwili chciałam spytać się go, gdzie Rose, ale wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie. Byłam bardzo słaba. Postanowiłam jednak spróbować, ale zanim cokolwiek powiedziałam, znowu zemdlałam.
  Obudziłam się w swoim łóżku. Nadal bolało mnie całe ciało. Chciałam wstać i pójść do łazienki zobaczyć moją twarz, ale nie miałam siły nawet przewrócić się na drugi bok. Nawet uniesienie ręki sprawiło mi ogromny ból. Nie chciałam tego i miałam nadzieję, że usnę albo znowu stracę przytomność. Na to pierwsze nie mogłam liczyć, nie potrafiłam usnąć nawet podczas bólu gardła. Wreszcie znowu zemdlałam, zgodnie z moim pragnieniem.
  Gdy odzyskałam przytomność, ból był mniejszy, ale nadal spory. No i nie miałam sił, nawet na wstanie z łóżka. Spojrzałam na zegarek. Była dwunasta, samo południe. Poczułam, że chce mi się pić, ale nie dałam rady wstać. To było takie beznadziejne.
  Wpatrywałam się w ścianę, dopóki nie usłyszałam cichego pukania. Z wielkim wysiłkiem odwróciłam głowę. Do pokoju wszedł wuj. W ręce trzymał szklankę. Odwróciłam głowę. Nie miałam ochoty patrzeć na niego, bo to dzięki niemu właśnie nie mogłam się ruszyć. Przysiadł na brzegu łóżka.
  - Wymiotowałaś - stwierdził.
  Och, przecież nie zauważyłam, fajnie, że mnie uświadomił.
  - Pewnie od uderzeń w brzuch - mruknęłam.
  Zignorował to i podał mi szklankę.
  - Wypij.
  Resztkami sił przewróciłam się na drugi bok. Nie miałam zamiaru tego robić, nie od niego. Nie ważne, jak bardzo chciałam pić. Zbyt bardzo go nienawidziłam.
  - Amy - warknął.
  Nadal go ignorowałam. Pragnęłam, żeby sobie poszedł, tak po prostu.
  Nagle poczułam, że znowu robi mi się nie dobrze. Ostatkiem sił zmusiłam mięśnie do wstania i pobiegnięcia do łazienki, gdzie zwymiotowałam. Wuj przyszedł za mną i przytrzymał mi włosy, z których spadła mi gumka. Następnie zemdlałam.

wtorek, 12 maja 2015

Zwiastun ;*

Cześć wszystkim :) Kochana Magical2 zrobiła zwiastun na mojego bloga, którym pragnę się z Wami podzielić :) Niestety, po wyświetleniu bloga nie pokazuje mi zakładki, w której to umieściłam, więc dodam do niej linka, na wypadek, gdyby u Was było tak samo: [klik] . Mam nadzieję, że każdy z Was skusi się na oglądniecie jego, bo jest naprawdę niesamowity ;*
A co do kolejnej części opowiadania, to będziecie mogli go przeczytać już jutro :)

środa, 6 maja 2015

Rozdział 5

                                             Za błędy wybaczcie, nie lubię pisać na tablecie xd
                                                                             *  * *
   Poczułam lekkie szarpanie. Jakiś męski głos głośno wymówił moje imię. Nie, to znowu się zaczyna, pomyślałam. Tak bardzo tego nie chciałam, ale wiedziałam, że muszę. Sama powiedziałam mu, że chcę dołączyć do Klanu. Nie mogłam teraz tego tak po prostu cofnąć. No i zbliżenie się do niego to jedyny sposób na poznanie magii. Nie mogłam go zmarnować.
  Odwróciłam się. Stał przede mną w stroju Łowcy. Kiwnęłam lekko głową.
  - Już wstaję - mruknęłam i usiadłam. Przypatrywał mi się przez chwilę, ale ostatecznie wyszedł. Pewnie próbował ocenić czy coś kombinuję, albo coś, bo jeszcze nigdy tego nie powiedziałam.
  Przebrałam się szybko i wyszłam. Na zewnątrz czekała Rose. Na mój widok zmrużyła oczy, pewnie zastanawiając się, co mi się stało. Zignorowałam to i podeszłam do wuja, a przyjaciółka zrobiła to co ja. Teleportowaliśmy się przed jakiś stary budynek. Był nie wymalowany, przez co widziałam cegłę, z której został zbudowany. Musiał mieć jakieś kilkadziesiąt lat.
  Nie pewnie weszłam za wujem do środka. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, co mnie przerażało. Nie mogłam nic brać za pewnik. W każdej chwili mogłam znowu oberwać w głowę ogonem smoka, albo mogło stać się coś gorszego.
  Tym razem jednak nic się nie stało. W budynku czekało kilka łowców, którzy skłonili się na widok ich przywódcy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy również powinnam się kłaniać wujowi.
  Pamiętam, jak kiedyś przyszedł do mnie do pokoju, ukarać mnie. Zamiast zacząć od razu to robić, usiadł obok mnie, skory do rozmowy.
  - Amy, dołącz do Klanu. Kiedyś obejmiesz jego przywódctwo.
  Spojrzałam na niego jak na wariata.
  - I jak sobie to wszystko wybrażasz? Mam latać po mieście i gonić jedorożce? To jest chore!
  Nie odpowiedział. Pokręcił tylko głową i rozpoczął swoją karę. Wiedziałam, że myśli inaczej, ale uznał, że kłótnia jest bez sensu. Miał zresztą rację. Kłóciłabym się z nim nawet, jeśli miałabym tym postawić na nogi cały blok.
  Zaczęłam się zastanawiać, czy jeśli zastąpiłabym go, również kłanialiby mi się.
  Dopiero po chwili zauważyłam, że coś, albo raczej ktoś, jest przykuty do ściany. Był to smok, a dokładnie... Jake. Świetnie. Dał się złapać. Nie miałam pojęcia, jak go uwolnić, żeby przy okazji samej nie wpaść. Spojrzałam na Rose. Jej oczy wyrażały zaskoczenie. Pewnie również myślała nad uwolnieniem chłopaka.
  Odwróciłam wzrok od niego i spojrzałam na wuja, czekając na jakieś wyjaśnienia, co zamierza zrobić. Wiedziałam, że chce go zabić, zostało tylko pytanie, czy zrobi to sam, czy ktoś za niego. Miałam tylko nadzieję, że nie karze mi zabić go. Nie potrafiłabym, nie jestem morderczynią, szczególnie znajomych. Również spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
  - Zabijesz go. Poczekamy, aż zamieni się w swoją ludzką postać i zrobisz to.
  No pięknie. Nie tego chciałam. Musiałam natychmiast wymyślić coś, co pomoże Jake'owi w ucieczce. Udać zemdlenie, żeby Rose mogła go wypuścić? Nie ma szans, za dużo ludzi, ktoś zauważyłby to. Dać znać jego dziadkowi? Nie miałam pojęcia, czy wiedział, że tak naprawdę nie należę do tych "złych" i obawiałam się, że znowu oberwę w głowę. Pozostało mi mieć nadzieję, że Jake nie zmieni się w człowieka.
  Długo tak siedzieliśmy. Wuj starał się wymusić na chłopaku zmianę, ale nie wiele to dawało. Jednak widziałam po nim, że już nie daje rady i nie długo przemieni się. Źle się z tym czułam, bo wiedziałam, że będę musiała go zabić. Na myśl nie przychodziła mi żadna wymówka, żeby tego nie zrobić.
  Po jakichś kolejnych dwudziestu minutach, wuj wybuchnął:
  - Dosyć tego! Zabijesz go natychmiast - zwrócił się do mnie. - Szkoda czasu.
  O nie, pomyślałam, nie mogę go zabić. Nie jestem morderczynią. I co jak co, ale nie byłam gotowa zabić człowieka, czy tam istotę magiczną, tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś o magii, praktykować ją i pokonać wuja. Nigdy nie byłam jedną z nich, nie potrafiłam skrzywdzić kogoś całkowicie, tym bardziej, gdy znałam tego kogoś. To jest za dużo jak na mnie. Nie jestem potworem.
  Podniosłam berło i wycelowałam je w Jake'a, chociaż nie miałam zamiaru nic robić. Chciałam po prostu, żeby wyglądało to na próbę i na spękanie w ostatnim momencie. Nic lepszego nie mogłam zrobić.
  Berło tak naprawdę nie jest berłem. Jest po prostu niebieskim kijem wykonanym z metalu. Jej zakończenie u góry przypomina widły, tylko że mające dwa rogi, nie trzy, no i są one grubsze. Nie mam pojęcia, dlaczego nosi akurat taką nazwę. Tak czy siak, dzięki temu bajki o królowych i królach, które czytałyśmy z Rose w dzieciństwie źle mi się kojarzą.
  - No dalej, zrób to - ponaglił mnie wuj.
  Przymknęłam oczy, a gdy je otwatłam, zauważyłam, że Rose patrzy na mnie błagalnie. Ona chyba na serio pomyślała, że chcę kogoś zabić.
  - Nie dam rady - powiedziałam cicho, upuściłam berło i wybiegłam. Teraz musiałam postawić tylko na moje umiejętności aktorskie, o ile takowe mam.
  Oparłam się o ścianę budynku i przymknęłam oczy. Gdy je otwarłam, wuj stał przy mnie. Nie potrzebowałam widzieć jego twarzy żeby wiedzieć, jak bardzo jest zły.
  - Stchórzyłaś.
 Każdy, nawet głupi zauważyłby złość, która emanowała z jego głosu. Miałam nadzieję, że nie zostanę ukarana za to.
  - Przepraszam - szepnęłam.
  Zanim zdążył zareagować, pojawił się przy nas dziadek Jake'a w smoczej postaci. Wuj zaczął z nim walczyć, a ja wbiegłam z powrotem do budynku. Zaczęłam krzyczeć, że na zewnątrz jest smok. Wszyscy wybiegli, z wyjątkiem mnie i Rose. Uwolniłyśmy Jake'a.
  - Serio chciałaś mnie zabić? - Spytał się mnie.
  - Nie. Wynoś się stąd, zanim wpakujesz nas w kłopoty!
  Zrobił to, co mu kazałam. Rozprostował czerwone skrzydła i wyleciał na zewnątrz. W między czasie musiałam wymyślić coś, co byłby jako dobry powód dla wuja, jak smok uwolnił się.
  Nagle w oddali zauważyłam, że coś leci. Kazałam schylić się Rose. W samą porę. Inaczej oberwałaby w głowę jakąś skrzynką.
  Do budynku wpadł Łowca, cholernie wściekły.
  - Pozwoliłyście uciec smokowi?!
  Nie odpowiedziałyśmy. Zamiast tego podbiegł do nas i teleportował do domu, gdzie natychmiast ściągnęłam maskę. Nie widziałam twarzy wuja, ale nie musiałam zobaczyć, żeby wiedzieć, jak bardzo jest zły.
  - Jak mogłyście pozwolić uciec smokowi?! Łowczyni - zwrócił się do Rose. - Po raz kolejny zawiodłem się na tobie. Wracasz do Akademii Łowców.

LIEBSTER BLOG AWARD

O Liebster:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Mnie nominowała Incubus z thousand-scars-by-incubus.blogspot.com/, za co bardzo jej dziękuję <3 <3
Pytania do mnie:
1. Czy znasz jakiegoś bohatera z książki/serialu/filmu, który może stać się twoją inspiracją w życiu? Dlaczego?
Myślę, że inspiracją w moim życiu mogłaby stać się Katniss Everdeen z "Igrzysk Śmierci", ponieważ jest odważna i mądra. Nie poddaje się tak łatwo (właściwie to nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek tak zrobiła), co u mnie dość często występuje :D
2. Ulubiona nadnaturalna postać? Wampir? Wilkołak? Coś innego?
Chyba nie mam takiej, ale jeśli już, to wampir, ewentualnie duch. Chociaż nie. Wampiry mniej mnie przerażają :D
3. Możesz spełnić jedno swoje marzenie. Bez względu na cenę, odległość itd. Masz 1 dzień. Co robisz?
O jeju, ile tego by było <3 Zwiedziłabym tak na szybko Hiszpanię, Meksyk, Brazylię i Francję. Na więcej pewnie nie starczyłoby czasu, niestety. Albo zamiast tego zagrałabym w filmie, ale serialu. Musiałabym się jeszcze zastanowić ;p
4. Ulubiony sport?
Bieganie <3
5. Dostajesz bon na 1000 zł do wydania w obojętnie jakim sklepie, ale tylko w jednym. Który wybierasz?
House, zdecydowanie!
6. Aktualnie ulubiona piosenka?
Wszystkie Imagine Dragons, uwielbiam ich! <3
7. Jaka była ostania przeczytana przez ciebie książka?
Skończona? Ostatnia część kronik rodu Kane'ów, tzn. "Cień węża", o ile się nie mylę.
8. Magią którego z czterech żywiołów chciałabyś się posługiwać: powietrza, ziemi, ognia czy wody? Dlaczego?
Powietrza. Mogłabym śmiało pozbyć się tych, których nie lubię i nawet nie byłoby na mnie! :D
Chciałabym podać prawdziwy powód, ale brakuje mi go. Każdy z tych żywiołów przydałby się w którymś momencie.
9. Przeczytałaś książki z serii "Harry Potter"? Która część jest twoją ulubioną?
Oczywiście! "Zakon Feniksa", "Książę Półkrwi" i "Insygnia Śmierci"
10. Czy jest książka, której ekranizacja nie powstała a chciałabyś ją obejrzeć? Jaka?  
Korniki rodu Kane'ów i cała seria "Wybranych".
11. Czy podoba ci się jakaś polska seria książek? Jaka? Dlaczego?
"Ten Obcy". Nie mam pojęcia czemu, po prostu zaciekawiła mnie. To była chyba trzecia i przedostatnia lektura szkolna, która to zrobiła :D


Moje nominacje:
Skoro nie wolno nominować bloga, który cie nominował, nominuję tylko dwa blogi (tak, wiem, dużo tych słów "nominuję"):
1) lifeislikeadress.com/
2) wsszystko.blogspot.com/

Moje pytania:
1) Jaki kraj chciałabyś najbardziej zwiedzić i dlaczego?
2) Co jest Twoim marzeniem?
3) Ulubiony przedmiot szkolny? Dlaczego?
4) Gdybyś mogła wcielić się na jeden dzień w jakąś sławną osobę, kto by to był i dlaczego?
5) Co jest Twoim ulubionym daniem?
6) Co sądzisz o osobach, które nie zważają na uczucia innych i obgadują je/dokuczają im?
7) Jesteś za czy przeciw biciem zwierząt?
8) Twoje motto/ulubione sentencja?
9) Na co wydałabyś 1000000 złotych>
10) Ulubiona książka? Dlaczego?
11) Ulubiony film/serial? Dlaczego?