wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 13

   Jego słowa rozbrzmiewały w mojej głowie jak echo. Pójść z nim. Przecież nie wiele zmieniłoby to, i tak zginęłabym.
   Obleciał wokół mnie. Tym razem nie wiodłam za nim wzrokiem.
   - Czego chcesz? - Spytałam. Mój głos brzmiał piskliwie i cicho.
   - Masz wielką moc, Amy. Mógłbym nauczyć cię kontrolować jej. Razem rządzilibyśmy światem, pokonalibyśmy wszystkich i wszystko.
   - Nigdy nie pójdę z tobą.
   Smok chyba nie lubiał przyjmować odmowy, tak samo jak wuj. Nie trudno było to zrozumieć. Dlatego zanim zdążył zaatakować, byłam na to gotowa. Paroma susami uciekłam przed jego ogonem, gotowa na jego kolejny ruch. Nie zamierzałam mu się poddać.
   - Daj spokój, dziewczyno. Nie masz szans. Naprawdę nie chcesz dowiedzieć się czegoś o sobie, o magii, którą jesteś przepełniona i o twoich żyjących rodzicach?
   Zamarłam. O moich żyjących rodzicach? Nie, oni są martwi. Nie żyją. A smok powiedział to tylko dlatego, żeby zdekoncentrować mnie, co udało mu się. Uderzył mnie ogonem tak mocno, że przeleciałam jakiś metr dalej i wylądowałam na ziemi obok niego. Podparłam się na rękach, usiłując wstać. Nie mogłam dać się pokonać jakiemuś smokowi, nawet, jeśli był niepokonany. Nie mogłam się poddać i dać zabić.
   Zanim wstałam, Czarny Smok został zaatakowany. Jak po chwili dostrzegłam, zrobił to Jake i jego dziadek.
   - Uciekaj! - Krzyknął ten pierwszy.
   Posłuchałam go. Oni razem mieli jakieś szanse uciec, co nie udałoby im się, gdybym przy nich stała. Podbiegłam do nadal nie przytomnego wuja i kucnęłam przy nim. Teleportowałam nas do domu, gdzie Rose i dwójka chłopców pomogli mi zanieść go do jego pokoju. Następnie przeszłam szybkim krokiem do salonu, zdjęłam maskę i spojrzałam pytającym wzrokiem najpierw na Rose, a potem na chłopców.
   - Nowi uczniowie Mistrza - wyjaśniła dziewczyna.
   - Nie mów, że będą z nami mieszkać - powiedziałam i skrzywiłam się.
   - Wypraszam sobie, laluniu - powiedział jeden z nich, wyższy.
   Przygwoździłam go do ściany i przystawiłam mu pięść do twarzy. Niech dzieciak sobie nie pozwala.
   - Nazwij mnie jeszcze raz lalunią, a to będzie twoje ostatnie słowo. Nie żartuję - warknęłam.
   - Ona nie kłamie. Nie lubi żartów - mruknęła Rose.
   Nie do końca było to prawdą, ale w tym momencie nie żartowałam. Przysięgam, że jeszcze raz, a straci wszystkie zęby.
   - Idę sprawdzić co z nim - powiedziałam twardo i poszłam do pokoju wuja.
   Nie miałam ochoty sprawdzać co z nim, ale lepsze to, niż siedzenie z tymi dwoma głupkami. Muszę ich sobie przyporządkować, pomyślałam. Żadni nowi idioci nie będą tutaj rządzić.
   Wzięłam z zamrażalki lód i przyłożyłam go do głowy wuja, w miejscu, w którym oberwał. Następnie odgarnęłam z czoła kosmyki włosów, które mi wypadły z kucyka podczas ucieczki przed smokiem. Czekałam cierpliwie, aż wuj odzyska przytomność. Wreszcie stało się to po piętnastu minutach.
   - Amy? Co się stało?
   Poderwał się z łóżka, a lód spadł z jego głowy. Wziął go do ręki i popatrzył na mnie.
   - Czarny Smok uderzył cię w głowę. Straciłeś przytomność.
   - Jak ci się udało uciec?
   Cholera. Nie mogłam mu powiedzieć o Jake'u, zabiłby mnie za to, że pozwoliłam smokom uratować swoje życie.
   - Teleportowałam nas szybko, w ostatniej chwili.
   Otwarł usta, ale zanim odpowiedział, z kuchni dobiegł jakiś brzdęk i podwyższone głosy. Wuj migiem wyszedł z pokoju i poleciał do kuchni, a ja za nim. Zobaczyłam, że jest rozbita szklanka, a nowa dwójka się kłóci głośno. Po minie mężczyzny zrozumiałam, że wściekł się.
   - Co tu się stało?!
   Uznałam, że lepiej będzie, jeśli pójdę do siebie. Musiałam się przebrać i uczesać włosy, a przy okazji porozmawiać z Rose o tym, co potem się stało.
   Odwróciłam się i zrobiłam krok przed siebie. Zatrzymałam się, gdy zagrzmiał głos wuja.
   - Amy! Dopilnuj, żeby posprzątali, a następnie pokaż im parę podstawowych chwytów. W razie, gdybyś miała z nimi kłopoty, możesz ich śmiało uderzyć.
   Miałam ochotę odpowiedzieć mu, że to jego uczniowie i żeby sam sobie ich uczył, ale jego spojrzenie mówiło mi, że mam milczeć i wykonywać rozkazy.
   Westchnęłam i spojrzałam surowo na chłopców. Zażarcie mówili o tym, co zrobiliby smokowi, gdyby go spotkali. Kazałam im posprzątać, a następnie próbowałam nauczyć paru podstawowych chwytów. Po dwóch godzinach poddałam się i poszłam pod prysznic, a następnie do pokoju Rose, opowiedzieć jej o wszystkim, co się stało po jej pójściu.
   Wystraszyła się i pobiegła natychmiast do Jake'a sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. W między czasie poszłam do swojego pokoju, gdzie położyłam się. Ból głowy nadal mi dokuczał, ale starałam się to zignorować. Zaczęłam myśleć nad powrotem do szkoły. Skoro mogłam chodzić na łowy, to tym bardziej powinnam wrócić do szkoły.
   Nagle przypomniałam sobie, że od rana nic nie jadłam. Poszłam do kuchni z nadzieją, że tych dwóch nie ma tam. Nie miałam ochoty patrzeć na nich. Na szczęście nie było ich tam. Zrobiłam sobie kapankę i zjadłam ją, stojąc oparta o blat.
   Byłam mniej więcej w połowie jedzenia, gdy wszedł do kuchni wuj. Przypomniało mi to o tym, co mówił Czarny Smok o rodzicach. Wątpiłam, że nie kłamał, ale musiałam mieć pewność.
   - Wujku - zaczęłam - Czarny Smok powiedział, że moi rodzice żyją. Wiem, że mógł to powiedzieć, żebym tylko poszła z nim, ale...
   - Oni są martwi - powiedział twardo.
   Zaprzeczył, ale wyraz jego twarzy wskazywał, że coś ukrywa przede mną.
   Uznałam, że póki co lepiej nie drążyć tematu, jeszcze odesłałby Rose z powrotem do Akademii, a wtedy nie wytrzymałabym sama z wujem i dwójką idiotów.
   Godzinę później wróciła moja przyjaciółka do domu. Poszłam do jej pokoju i opowiedziałam jej o moich wątpliwościach co do rodziców.
   - Raczej się nie dowiesz tego, chyba że spróbujesz ich odnaleźć.
   - Nawet jeśli żyją, to dlaczego skłamał? I dlaczego nie jestem z rodzicami, tylko z wujem?
   - Jeśli oni żyją, to możliwe, że moi także... - Zamyśliła się Rose.
   Miała rację. Jednak wątpliwe było, że znajdziemy ich. Nie miałyśmy żadnych informacji o nich, ani nic...

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 12

   Gdy się obudziłam, Rose nie było w moim pokoju. Spojrzałam na zegarek. Jedenasta. Spałam naprawdę długo, po raz kolejny.
   Wstałam i zapukałam do pokoju Rose, ale nikogo tam nie było. Poszłam do kuchni zrobić sobie kanapkę. Nie chciałam wracać do szkoły jako szkielet, więc musiałam zmusić się do jedzenia.
   W kuchni był wuj, gotując obiad.
   - Cześć - mruknęłam, tłumiąc ziewanie. - Gdzie Rose?
   - W szkole.
   No tak. Ja nie chodziłam do szkoły ze względu na mój stan zdrowotny, który pogorszył się dzięki mężczyźnie stojącym koło mnie, ale Rose nic nie było. Skoro wróciła do domu, musiała także wrócić do szkoły.
   Zazdrościłam jej. Także chciałam wrócić już do szkoły. Siedziałam w domu dwa tygodnie, a to dość sporo. Brakowało mi rozmów z innymi oraz chwil, w których denerwowałam nauczycieli, przynajmniej delikatnie.
   - Znowu poszłyście spać w środku nocy? - Spytał wuj.
   - Rzadko kiedy tak chodzimy. I tak, poszłyśmy późno.
   - Postarajcie się tej nocy iść wcześnie. I za godzinę wychodzę, wrócę jutro. Do tego czasu nie wychodź z domu i dużo leż. Jasne?
   Coś w jego wzroku i tonie głosu mówiło mi, że szykują się kolejne polowania, w którym będziemy obie uczestniczyć. Czyżby chciał upewnić się, że tym razem nie polegniemy?
   Kiwnęłam głową i wyszłam z kuchni. Odechciało mi się jedzenia. Poszłam do łazienki, wykąpałam się i poczekałam, aż wuj wyjdzie z domu. Godzinę po tym, jak to zrobił, poszłam do szkoły. Musiałam uprzedzić Jake'a, żeby ani on, ani jego rodzina w najbliższym czasie nie pokazywała się w smoczej postaci.
   - Amy?! Co ty tutaj robisz?! - Spytała Rose na mój widok.
   Przyłożyłam jej palec do ust i zaciągnęłam do łazienki.
   - Co ty tutaj robisz? - Powtórzyła pytanie.
   - Wuj planuje kolejne łowy. Musisz ostrzec Jake'a. Nie możemy znowu ryzykować, nie chcę cię poraz kolejny stracić. Powiedz mu, żeby przez najbliższe kilka dni i on, i jego rodzina odpuściła...
   - Amy, proszę...
   - Nie, Rose, nie może znowu to się dziać. Nawet nie wiesz, co się działo, gdy ciebie nie było - szepnęłam.
   Nie chodziło mi o to, co się działo w momencie, gdy oboje zawiesiliśmy broń. Wtedy wszystko było w porządku. Miałam na myśli to, co się działo od razu po wyjechaniu Rose do Akademii. To był koszmar, którego nie miałam zamiaru od nowa przeżywać. Koszmar, z którego tym razem nie byłoby wyjścia.
   - Rose, proszę, powiedz Jake'owi, żeby ani on, ani jego rodzina nie ruszała się z domu w ciągu najbliższych kilku nocy.
  - Amy, odbiorą im za to moce. Nie mogę im tego zrobić.
   Poczułam mocne zawroty głowy. Do tej pory nie było tak źle, jednak teraz od nowa zaczynało się. Pociemniało mi przed oczyma. Rose w ostatniej chwili złapała mnie. Gdyby nie to, przewróciłabym się.
   - Amy? Co się dzieje? - Spytała wystraszona.
   Ból odrobinkę zelżał i znowu dobrze widziałam. Stanęłam już na własnych nogach.
   - Muszę iść - powiedziałam, czując, że muszę się położyć.
   Zanim zdążyłam zrobić chociażby krok, moje urządzenie, coś jak telefon, zapiszczało. Przeraziłam się, bo wiedziałam, co to znaczy. Urządzenie Rose także zapiszczało.
   - Nie - jęknęłam.
   - Nie możesz iść, jeśli się źle czujesz - powiedziała Rose.
   Gdybym mogła wybierać czy iść, czy nie, oczywistością jest, że nie poszłabym. Ale chociaż miałam wstrząs mózgu, musiałam iść.
   Zapiszczenie tego urządzenia znaczyło, że wuj wzywa nas na łowy. Musiałyśmy wtedy jak najszybciej stawić się w miejscu, które wskaże nam urządzenie. Zazwyczaj był to dom. Tym razem także.
   Ruszyłyśmy pędem przed siebie. Wiedziałam, że wuj będzie wściekły, bo w końcu zakazał mi wychodzić. Biegłyśmy do domu najszybciej jak się dało. Nie było to długo, samochodem nie całe siedem minut. Ale krótka droga wystarczyła, żebyśmy wpadły do domu zmęczone i zdyszane.
   Wuj stał w salonie, a obok niego dwóch chłopców, nie wiele młodszych. Wszyscy ubrani w stroje łowców.
   - Idźcie się przebrać - warknął wuj.
   Posłusznie poszłyśmy do swoich pokoi i szybko się przebrałyśmy. Następnie wyszłyśmy z nich i teleportowaliśmy się.
   Znaleźliśmy się przy rzece. Mocno świecące słońce rzucało na nas blask, a na zielonej trawie były nasze cienie. Przypomniały mi się lekcje historii, gdy braliśmy starożytny Egipt. Nauczyciel podał nam wtedy jako ciekawostkę, że Egipcjanie wierzyli, że człowiek składa się z 5 rzeczy. Jedyne co zapamiętałam z nich, to imię i cień.
   Zrobiłam dwa kroki do przodu i rozejrzałam się wokół siebie. Było cicho i pusto. Nie mam pojęcia, na kogo wuj chciał zapolować. Nie było żadnej żywej istoty. Nagle wuj złapał mnie za rękę i przesunął w swoją stronę. Chciałam coś powiedzieć na ten temat, ale w miejscu gdzie stałam wcześniej, teleportowali się pachołkowie mężczyzny. Nie rozumiałam, po co więcej łowców, skoro nikogo tutaj nie było?
   Usłyszałam jakiś cichy szelest za sobą. Natychmiast się odwróciłam, ale nikogo za mną nie było, a przynajmniej tak mi się zdawało. W pewnym momencie zobaczyłam cień smoków. Jake i jego dziadek, pomyślałam. Zobaczyłam czarny ogon.
   - Padnij! - Wrzasnęłam, schylając się.
   Reszta poszła w nasze ślady i tylko to uratowało nas przed oberwaniem wielkim ogonem smoka. Nie należał on ani do Jake'a, ani do jego dziadka, ani do jego siostry. Należał on do Czarnego Smoka.
   Jake i jego dziadek połączeni razem to pikuś w porównaniu do Czarnego Smoka. Był cholernie dobry w walce i, w przeciwieństwie do reszty smoków, cholernie zły. Jeszcze nie było osoby, która wymknęłaby mu się żywa.
   - Czarny Smoku, co ty robisz?! Mieliśmy układ! - Krzyknął wuj.
   Spojrzałam na niego zdziwiona. On był chory czy co?! Przecież ten smok zabije go nie zważając na nic uwagi!
   Smok wyszedł z ukrycia. Był trzy razy większy od Jake'a, gdy ten przybierał smoczą postać.
   - Dlatego przyszedłeś z całą świtą? Umawialiśmy się, że sami. Odeślij ich z powrotem, z wyjątkiem twojej siostrzenicy.
   Nie dobrze. Po co byłam potrzebna Czarnemu Smokowi? Dlaczego nie kazał mi także wrócić?
   - Wracajcie - zwrócił się do członków Klanu wuj.
   Natychmiast wykonali jego polecenie. Bez Rose znów poczułam się, jakbym była w niebezpieczeństwie. Tylko że ja byłam w niebezpieczeństwie, więc powinnam to wcześniej odczuć.
   Smok zatoczył krąg wokół mnie i wujka. Z przerażeniem wpatrywałam się w niego, nie spuszczając z niego wzroku. Czarny Smok zatrzymał się przed nami. Musiałam bardzo wysoko unieść głowę, żeby wpatrywać się w jego głowę.
   - Amy Elamine - powiedział. - Tak wielka moc w tak małym ciele.
   Nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Nie miałam żadnej wielkiej mocy i nie byłam taka niska znowu. Może wydawało mu się inaczej, bo był jakieś cztery razy większy ode mnie.
   - Załatwmy to jak najszybciej - odezwał się wuj.
   - Zmiana planów. Dostaniesz to, czego chcesz, za twoją siostrzenicę.
   Jęknęłam, mając nadzieję, że wuj się nie zgodzi. Nie chciałam umrzeć w tak młodym wieku, szczególnie teraz, gdy znowu miałam przy sobie Rose.
   - Zapomnij. Amy...
   Zanim wuj skończył, smok uderzył w niego. Odleciał kilka metrów dalej i nie ruszał się, co chyba znaczyło, że jest nie przytomny. Albo martwy. Pisnęłam. Byłam przerażona. Zostałam sama z ogromnym smokiem, który w każdej chwili mógł mnie zabić. Nie miałam nawet czymś się bronić. Moja moc? Nic nie potrafiłam zrobić. Walka? Co by to dało? Zanim zdążyłabym podnieść rękę, zionąłby ogniem i już po mnie.
   - Zostaliśmy sami, Amy. Masz wybór. Mogę zabić ciebie i jego - wskazał na wuja - albo pójdziesz ze mną.

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 11

  Dwa tygodnie później wychodziłam od lekarza. Siniaki na brzuchu praktycznie znikły, natomiast te na twarzy przykryłam makijażem. Wyglądałam już tak, jak zwykle. Nawet bez makijażu moja twarz wyglądało całkiem dobrze. Wraz z wujem ustaliliśmy wersję, że spadłam ze schodów i to właśnie przez to te siniaki.
  Przez ostatnie dwa tygodnie bardzo zbliżyłam się wuja, tak, jak miałam. Byliśmy bliżej niż do tej pory. Ja przestałam go denerwować, rzucać przeróżne komentarze i cały czas mu przytakiwałam, nie zważając na to, jak głupi jest jego pomysł. On natomiast przestał mnie bić, krzyczeć na mnie i zaczął nawet pomagać mi w nadrobieniu lekcji. Czasem żartował, co do tej pory się nie zdarzało. Czterema słowami: stał się normalnym wujkiem. Przynajmniej w chwilach, kiedy nie gadał o Klanie i moim dołączeniu do niego. Muszę przyznać, że podobało mi się to. Przestałam się go bać. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
  Nie miałam żadnych informacji o Rose. Wuj zabrał bransoletkę i jej nie oddał. No jasne, chciał wykonać swoją karę dla nas za wypuszczenie Jake'a. Tęskniłam za nią, ale nie rozmawiałam na jej temat z wujem. Pozwoliłam Jake'owi i jego przyjacielom działać. Z tego co mi wiadomo, póki co nic nie wymyślili.
  Lekarz stwierdził wstrząs mózgu. Chciał, żebym poszła do szpitala na kilka dni, ale nie zgodziłam się. Zaczęłam się kłócić z lekarzem, dopóki nie przerwał nam wuj. Stanął po mojej stronie i obiecał lekarzowi, że dopilnuje, żebym dużo odpoczywała, nie denerwowała się i przyjmowała jakieś leki. Ostatecznie lekarz zgodził się i kazał zostać mi jeszcze dwa tygodnie w domu.
  Padło także pytanie o siniaki na brzuchu. Próbowaliśmy z wujem wmówić mu, że spadłam ze schodów. Nic nie odpowiedział, więc nie byłam pewna, czy uwierzył.
  W domu przez jakąś godzinę leżałam na łóżku. Potem jednak znudziło mi się to i weszłam do salonu. Siedział tam wujek. Uznałam, że czas na pogawendkę o magii. Lepsza okazja nie mogła się nadażyć.
  - Powinnaś leżeć - mruknął.
  - Tak, wiem, zaraz pójdę. Wujku, nie raz używałeś magii i mówiłeś, że cała nasza rodzina może z niej korzystać...
  Popatrzył na mnie.
  - Jesteś na to za młoda, Amy.
  - Dlaczego? Nie uważasz, że to byłoby przydatne na przykład w pokonaniu smoka?
  - Nie. Jeśli chcesz pokonać smoka, najpierw naucz się walczyć. Lepiej nie zdradzać się od razu z magią. To silna rzecz.
  - A ty kiedy nauczyłeś się magii?
  - Nie pamiętam. Gdy miałem dziesięć lat? Jakoś tak.
  - Mam piętnaście lat. Jestem starsza niż ty byłeś.
  Zatrzasnął książkę.
  - Nie nauczę cię magii, Amy.
  - Dlaczego?
  Wstał.
  - Ponieważ to coś, co musisz sama się nauczyć. Wiedza o magii pomoże ci, ale nie nauczy jej używać.
  Także wstałam.
  - A więc przekaż mi tą wiedzę!
  - Nie. Idź się położyć - powiedział i wyszedł z salonu.
  Wkurzyłam się, ale natychmiast spróbowałam się uspokoić. Udało mi się. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku tak, jak kazał wuj. Wiedziałam, że miał z tym rację. Jeśli chciałam wyzdrowieć szybko, to był jedyny sposób.
   Poszłam do pokoju i zgodnie z obietnicą, którą złożyłam wujowi, położyłam się na łóżku i leżałam, myśląc jak podejść wujka, żeby wyjawił mi co nieco na temat magii.
   Ostatecznie uznałam, że mam dość leżenia. Usiadłam przy biurku, wyciągnęłam zeszyty oraz książki i zaczęłam uczyć się. Marnie mi to szło. Nie byłam na lekcjach, więc nie rozumiałam o co chodzi i co mam zrobić. Było to dla mnie trudne.
   Wiedziałam, że muszę nadrobić zaległości, a skoro sama nie potrafiłam tego zrobić, to musiałam poprosić o pomoc. Wyszłam z pokoju. Wujka nie było ani w salonie, ani w kuchni. Pozostały tylko dwie opcje - albo wyszedł, albo jest w swoim pokoju. Postanowiłam sprawdzić tą drugą opcję i zapukałam do drzwi jego pokoju, wołając "wujku?", ale nikt mi nie odpowiedział.
   Wróciłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę. W czasie gdy ją jadłam, drzwi do mieszkania trzasnęły. Przeszłam do salonu, gdzie wuj ściągał buty i kurtkę. Przez ten czas wpatrywałam się w niego jedząc.
   - Co? - Spytał, gdy już skończył.
   - Nic - odpowiedziałam z pełnymi ustami. - Pomożesz mi z fizyką?
   Kiwnął głową i poszedł za mną do mojego pokoju.
   Gdy już skończyliśmy robić przeróżne zadania, uznałam, że to najlepszy czas na porozmawianie z nim o Rose. Nie robiłam tego długi czas, a za przyjaciółką tęskniłam.
   - Wujku... Kiedy Rose wróci?
   - Nie wróci - wstał z krzesła i podszedł do drzwi.
   - Co?! Nie możesz trzymać ją tam cały czas!
   Odwrócił się.
   - Dlaczego nie? I na nią, i na ciebie ma to lepszy wpływ.
   Wstałam.
   - Wujku, proszę, nie rób tego. Wiem, że powinnyśmy były bardziej pilnować tego smoka. Więcej już się to nie powtórzy. Wujku, proszę...
   Westchnął i wyszedł. Usiadłam z powrotem na krześle i ukryłam twarz w rękach. Nie chciałam zostać jeszcze dwa tygodnie w domu sama z nim, nawet, jeśli bardzo dobrze nam się układało.
   Następnego dnia obudziły mnie jakieś głosy z salonu. Przez chwilę wydawało mi się, że jeden z nich należy do Rose, ale uznałam, że to nie możliwe. Wuj jasno dał mi do zrozumienia, że póki co nie wróci. Spojrzałam na zegarek. Dwunasta po południu. Wstałam z łóżka i walcząc z zawrotami głowy ubrałam białą bokserkę i czarne legginsy, a następnie wyszłam z pokoju.
   Przez chwilę wpatrywałam się w jedną osobę z salonu, nie mogąc się nadziwić. Nie myliłam się co do głosu. Należał on do Rose. Pobiegłam do niej i przytuliłam ją. Odwzajemniła uścisk. Przez chwilę tak stałyśmy, nic nie mówiąc, mocno przytulone. Potem oderwałam się od niej i spojrzałam na wujka.
   - Dziękuję.
   - Od tej pory obie, bez żadnego marudzenia, będziecie chodziły na łowy. Jeden zły ruch, albo złe słowo, a znowu was rozdziele. I nie będzie tak, jak teraz.
   Pokiwałam głową. Wuj wyszedł, a ja i Rose wpatrywałyśmy się w siebie, bardzo zadowolone. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Znowu miałam swoją przyjaciółkę w domu. Koniec z spiskowaniem z Jake'iem o uwolnieniu Rose, koniec z zastanawianiem się, co u niej. Znowu byłyśmy razem.
   Godzinę później siedziałyśmy w moim pokoju, na łóżku, po turecku. Nie mogłyśmy się nagadać ze sobą. Było tak wiele rzeczy do opowiedzenia.
   Dowiedziałam się od Rose, że po przyłapaniu mnie z bransoletką ona też miała kłopoty. Co prawda, nie została pobita, ale musiała uczestniczyć w treningach, czasem sama je prowadzić, zmieniono jej godzinę ciszy nocnej na dwie godziny wcześniej i przydzielono do pokoju jakąś dziewczynę, z którą nie mogła się dogadać. Oprócz tego przynajmniej raz dziennie kontrolowano jej rzeczy, bardzo dokładnie.
   Przejechała dwoma palcami po moim siniaku na twarzy.
   - A co się działo tutaj?
   - Nie teraz - szepnęłam bardzo cicho.
   Wuj nie byłby zadowolony, że mówię o wszystkim Rose. A skoro musiałam uważać na każde słowo i ruch, to lepiej było poinformować ją dopiero wtedy, kiedy on wyjdzie z mieszkania.
   - Bardzo schudłaś - powiedziała.
   Miała rację, od jej wyjazdu schudłam 5 kilo. Jakoś nie miałam ochoty na jedzenie. Teraz wystawały mi żebra, co nie wyglądało najlepiej. Muszę się wziąść za siebie, ale póki co, nie byłam głodna.
   - Jeszcze nie raz przytyję.
   Rozmawiałyśmy do pierwszej w nocy. Czas sam nam uciekał, a my nie chciałyśmy zaprzestać. Wreszcie usnęłyśmy leżąc na moim łóżku.

                                                                * * *
Kochani, mam do Was ogromną prośbę. Jeśli ktoś z Was prowadził albo nadal prowadzi bloga, to doskonale wie, jak ważne są komentarze. Ma się motywacje, żeby pisać i wie się, że ktoś to czyta, prawda? Jeśli chodzi o to drugie, to nie jest to dla mnie takie ważne. Myślę, że ten blog prowadzę bardziej dla siebie i nie wyobrażam już sobie bez niego życia. Jeśli jednak mam tutaj stałych czytelników, którzy chcieliby, żeby to opowiadanie miało własnego fanpage'a na facebooku, to proszę o odpowiedzenie w ankiecie, która znajduje się po lewej stronie :)
Jeśli chodzi o to pierwsze, to znaczy o komentarze, to jestem Wam za każdy mocno wdzięczna. Myślę, że komuś się podoba opowiadanie, skoro liczba wejść na blogu się ciągle zwiększa, jednak to nie to samo co komentarze. Dlatego mam do Was dla niektórych wielką, dla niektórych małą, prośbę - proszę o komentarze pod każdym rozdziałem. Wam zajmie to góra dwie minuty, no i nie musicie logować się, a mnie da to ogromną satysfakcję i motywację do pisania. Mile widziane także negatywne komentarze, w których wytkniecie mi moje błędy i poprawicie mnie. To dużo dla mnie znaczy, dzięki temu będę lepiej pisać.
Jeśli ktoś dotrwał do końca, to bardzo dziękuję za to, oraz za wejście na bloga. Do następnego wtorku!

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 10

  Szłam powoli do domu. Wuja nie było w nim, więc nigdzie mi się nie śpieszyło. Wracałam nawet zadowolona, bo wiedziałam, że w razie czego mogę liczyć na Jake'a, jego przyjaciół, dziadka i psa. Na dodatek nie musiałam przejmować się Rose, a przynajmniej jej uwolnieniem. Miałam tylko skupić się na zbliżeniu do wuja i na praktykowaniu magii.
  Gdy doszłam do mieszkania wyciągnęłam z małej torebki, którą wzięłam ze sobą, klucze. Próbując otworzyć zauważyłam, że drzwi są otwarte. Nie pewnie wszedłam do środka i zobaczyłam tam... wuja. Siedział, najwyraźniej wściekły, na krześle przy stole. Musiał czekać na mnie.
  Serce zabiło mi mocniej. Byłam porządnie wystraszona i to nie jego obecnością, ale wściekłością. Właśnie wtedy był najgroźniejszy.
  - Gdzie byłaś?
  Jego głos był cichy i spokojny, jakby nic się nie stało. Ale stało się. Wyszłam z domu pomimo jego zakazu, z buzią całą w siniakach.
  Podszedł do mnie i położył mi dłoń na policzku.
  - Nie bój się, Amy. Powiedz tylko, gdzie byłaś?
  - U koleżanki dowiedzieć się co na zadanie - wyjąkałam i spuściłam wzrok.
  - Popatrz na mnie, Amy.
  Zrobiłam co kazał. I w tym samym momencie dostałam pięścią w twarz, znowu.
  - Kłamiesz - szepnął.
  Podniósł rękę, żeby kolejny raz mnie uderzyć, ale w ostatniej chwili uchyliłam się i wybiegłam z mieszkania. Wiedziałam, że to zły pomysł, ale nie mogłam tam zostać. Z oczów płynęły mi łzy. Nie były to łzy bólu, chociaż ten był przeraźliwie ogromny.
  Dziadek Jake'a miał rację mówiąc, że brat mamy kiedyś mnie złamie. Ta chwila chyba właśnie nadeszła. Byłam cała roztrzęsiona, miałam dość wszystkiego, a szczególnie tego, że co chwile byłam bita, za cokolwiek.
  Zanim dobiegłam do chociaż połowy korytarza, wuj złapał mnie i objął mocno w pasie, tak, żebym nie mogła się uwolnić.
  - Puść! - Wrzasnęłam.
  - Ciii, Amy. No już, uspokój się. Nic ci się nie stanie - szeptał mnie do ucha.
  Rzecz jasna, nie uwierzyłam mu. Nadal płakałam i próbowałam się wyrwać z jego ramion.
  - Puść mnie, proszę...
  - Spokojnie, Amy. Nie zrobię ci krzywdy.
  - Zostaw mnie w spokoju... Błagam...
  Nie byłam zadowolona z tego. Błagałam go o spokój, o odpuszczenie mi. Płakałam, ukazując wszystkie słabości, które mógł wykorzystać.
  - Dobrze, Amy. Ale teraz chodź, wrócimy do domu.
  - Nie, puść mnie! Nie chcę nigdzie wracać... Proszę...
  - Amy... Amy, posłuchaj mnie. Nie zrobię ci nic. Wszystko jest w porządku. Chodź do domu.
  Przestałam się szarpać, ale nie prosić. I tak czułam, że jestem bez szans, że za chwilę się poddam. Może to byłoby lepsze? Miałabym pewność, że nie wścieknie się jeszcze bardziej.
  - Nie, ja nie chcę. Chcę zostać sama.
  - Zostaniesz sama, w swoim pokoju. Chodź.
  - Wujku, proszę... Puść mnie... Za chwilę wrócę do domu...
  - Nie, nie płacz. Pójdziemy do domu, położysz się, uspokoisz i wszystko będzie w porządku. Zgoda?
  - Wujku...
  Zanim skończyłam mówić, mężczyzna mnie puścił z objęcia i dotknął gdzieś za uchem. Poczułam dodatkowy ból i zemdlałam.
  Gdy się obudziłam, leżałam w swoim pokoju na łóżku, sama. Pamiętałam wszystko, co wcześniej się wydarzyło i nie byłam z tego zadowolona.  Nie powinnam była tak reagować.
  Wyszłam z pokoju. Tak jak się spodziewałam, wuj siedział przy stole, pochylony nad jakąś książką.
  - Uspokoiłaś się już? - Mruknął.
  Założyłam ręce na piersi i oparłam się o futrynę.
  - Tak.
  Zamknął książkę, wstał i podszedł do mnie. Nie pewnie wpatrywałam się w niego.
  - Nie rób więcej tego. Jasne?
  Spuściłam wzrok i poczułam mocne zawroty głowy.
  - Tak, wujku.
  - A więc? Gdzie wczoraj byłaś?
  - Już ci mówiłam. Odpisywałam od koleżanki zadanie.
  Zawroty nasiliły się jeszcze bardziej. Żeby nie upaść przytrzymałam się futryny.
  - Co się dzieje?
  - Wiesz, ostatnio trochę oberwałam w głowę i mam zawroty - powiedziałam oschle, ale on tym się nie przejął.
  - Idź się połóż i odpocznij.
  - Jak to możliwe, że wczoraj zemdlałam?
  - Za uchem jest jedno miejsce, które jak się dotknie mocniej, to się mdleje z bólu.
  - Gdzie dokładnie?
  Sama nie miałam pojęcia po co mi to. Przecież było jasne, że nie podejdę go od tyłu. Był cholernie dobry we walce i miał świetny słuch. Usłyszałby mnie wcześniej i prawdopodobnie powalił.
  Podniósł rękę. W pierwszym momencie pomyślałam, że chce pokazać mi je, albo znowu mnie "uśpić", ale on tylko złapał mnie za brodę i wyoglądał moją buzię. Ciekawe, co myślał gdy to robił? Że nieźle mnie zmasakrował? Że przesadził? Czy że to i tak nic, albo że powinnam była mocniej oberwać?
  - Rano pójdę kupić ci maść na te siniaki, szybciej zejdą.
  - Maści śmierdzą.
  Uśmiechnął się i puścił moją brodę. Ucieszyłam się, mogłam zacząć przymilanie.
  - Nie każda.
  - Prawie wszystkie.
  - Nawet jeśli, to w końcu musisz wrócić do szkoły, jak najszybciej. A tym razem przypilnuję, żebyś nie wyszła z taką twarzą.
  - No jasne, zamiast pocieszyć mnie, mówiąc "nie jest tak źle, Amy", lepiej zdołować - mruknęłam, zakładając ręce ma piersi.
  Znowu się uśmiechnął, a ja poczułam jeszcze mocniejsze zawroty głowy. Kurczowo złapałam się futryny. Z twarzy wuja zgasł uśmiech.
  - Idź się połóż.
  - Nic mi nie jest.
  Jego oczy zalśniły ostrzegawczo. Wystraszyłam się.  Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, mruknęłam "okej, już idę"i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy. Sama nie wiem kiedy usnęłam.
  Po obudzeniu się nadal miałam zawroty głowy. Na dodatek cholernie bolała. Poczułam, że wzbiera mi się na wymioty i pobiegłam do łazienki. Siedziałam pochylona nad toaletą i wymiotowałam przez dobre kilka minut. To dziwne, jak długo może wymiotować jeden człowiek. Wreszcie już nie miałam czym i zaczęłam krwią. Jednak zanim się to stało, do łazienki wszedł wuj. Przytrzymał mi włosy.
  - Cholera, Amy, mam nadzieję, że nie masz wstrząsu mózgu - mruknął.
  Miałam taką samą nadzieję. Ciężko byłoby wyjaśnić, skąd on. W końcu nie mogłam się przyznać, że jestem bita przez wuja!
  Dalej wymiotowałam, nic nie mówiąc. Wuj także się nie odzywał. Pasowało mi to, chociaż chyba wolałam, żeby poszedł sobie.
  Wymioty wykańczały mnie. Już po chwili cała się trzęsłam i byłam słaba. Z chwili na chwilę powiększało się to, tak samo jak ból głowy.
  Gdy skończyłam wymiotować, wuj pomógł mi wstać i dojść do pokoju. Położyłam się na łóżku, a po chwili mężczyzna wrócił ze szklanką wody.
  - Wypij - rozkazał.
  Wstałam, wzięłam od niego szklankę i powoli piłam. W między czasie on przysiadł na łóżku. Uważnie przypatrywał mi się.
  - Jak tylko zejdą ci siniaki, pójdziemy do lekarza. Lepiej będzie, jeśli cię przebada.
  - Nic mi nie jest - szepnęłam, bo tylko na to miałam siłę.
  Wziął ode mnie pustą szklankę.
  - Znowu kłamiesz. Odpoczywaj.
  I wyszedł.

piątek, 5 czerwca 2015

LBA

Hej wszystkim :)
Macie piątek wolny czy nie? Ja, na szczęście, tak :D
Dostałam nominację do Liebster Blog Award od Julki :) Zapraszam na jej bloga :)
Myślę, że skoro przy mojej pierwszej nominacji pisałam co to jest, to tym razem nie ma takiej potrzeby.
A więc, czas na odpowiedzi na pytania!

1. JAKI JEST TWÓJ WYMARZONY ZAWÓD?
Aktorka, pisarka...

2. JAKI KOLOR NAJBARDZIEJ LUBISZ?
Chyba błękitny, przynajmniej tej kredki, co zauważyłam, używam najczęściej podczas bazgrolenia :D

3. JAKI JEST TWÓJ STYL UBIERANIA SIĘ?
Ubieram wszystko, co wygodne i mi się podoba :)

4. OD KIEDY BLOGUJESZ?
Od kwietnia

5. KTO NAJBARDZIEJ WSPIERA CIĘ W BLOGOWANIU?
Kochana E. N. <3 W ogóle nie tylko w tym, właściwie w wielu moich pomysłach. W tym, żeby zjeść gulasz podczas jazdy autobusem także, mniej więcej :D

6. JAK POSTRZEGAJĄ CIĘ INNI?
Szczerze mówiąc nie wiem, i nie interesuje mnie to :) Inni nie wiedzą co przeszłam ani co czuję w danym momencie, więc ich opinia o mnie nie jest dla mnie ważna. Ci, którzy nie przepadają za mną, może zmieniliby zdanie, gdyby przeszli to samo, co ja, chociaż wiem, że mogło być gorzej :D

7. CZY OSOBY Z TWOJEJ KLASY WIEDZĄ, ŻE MASZ BLOGA?
Tylko jedna

8. MASZ RODZEŃSTWO?
Tak mówią. Ale mi bardziej przypominają zwierzęta, niż ludzi :D

9. OPISZ SWOJĄ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĘ.
Wspiera mnie, cokolwiek by się nie działo. Ciężko jest ją wyciągnąć z domu, ale jak już, to dobrze się bawimy. Zauważyłam, że odkąd się przyjaźnimy, stała się bardziej otwarta, chyba, że tylko w stosunku do mnie :D Chodzimy razem do klasy. I co by tu jeszcze o Tobie napisać, E. N.? O, wiem! Mamy obie świetne wspomnienia z patelnią <3

10. WOLISZ CZYTAĆ KSIĄŻKI CZY OGLĄDAĆ FILMY?
Książki ;*

11. TWOJA ULUBIONA PIOSENKA?
Nie mam takiej, ale ostatnio słucham na okrągło "Left, Right, Left" oraz "Friction" :)


Jeśli chodzi o nominację innych blogów, to nie mam takich, co także równa się z brakiem pytań.
Życzę wszystkim miłego weekendu :) Nowego postu możecie się spodziewać we wtorek, jak zwykle.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 9

  - A więc zrobił ci to Łowca? Za co?
  Siedziałam na kanapie z tyłu sklepu dziadka Jake'a. Jake, jego dziadek i gadający pies kazali mi powiedzieć co się stało. Powiedziałam tylko, że pobił mnie wuj, ale wiedziałam, że na tym się nie skończy i będę musiała opowiedzieć im całkowicie wszystko. Pytanie Jake'a tylko to potwierdzało.
  - To skomplikowane, Jake. - Szepnęłam.
  - Jeśli mamy ci pomóc, musisz powiedzieć co się stało.
  Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, do zaplecza, o ile można to tak nazwać, wszedli Trixie i Spuad.
  - Amy?
  Reakcja dziewczyny była taka sama jak Jake'a. Delikatnie się uśmiechnęłam.
  - Cześć.
  - Co ci się stało?
  - Łowca mnie pobił.
  Nastąpiła cisza. Przerwał ją dopiero dziadek Jake'a, nakazując mi powiedzieć dlaczego?
  - Zaczęło się, tak bardziej, jakieś dwa tygodnie temu, mniej więcej. Co chwilę kazał Rose i mnie wychodzić na polowania. Opierałam się, ale zaczął znowu używać magii w stosunku do mnie.
  - Znowu? - Zdziwił się pies.
  Jeszcze nigdy nie widziałam gadającego psa. Było to dziwne, tym bardziej, że miał jakby zachrypnięty głos.
  - Stosuje magię jako karę. Prawie za każdym razem, gdy mu odmawiałam, stosował karę.
  - Odmawiałaś? Czas przeszły?
  Kiwnęłam głową
  - Uznałam, że magia to jedyny sposób, żeby móc pokonać Łowcę. Nic o niej nie wiem, więc chciałam zbliżyć się do niego, tym samym przestając odmawiać pójścia na polowania. No i wszystko było w porządku, ale wypuściłyśmy cię, Jake. Jak się o tym dowiedział, wysłał Rose do Akademii Łowców, a mnie pobił. Gdy tylko dałam radę wstać, poszłam do szkoły. Znalazłam tam bransoletę, dzięki której mogłam komunikować się z Rose. Tylko że on przyłapał mnie na tym i uderzył kilka razy w głowę. Wczoraj zemdlałam na lekcji, wydaje mi się, że właśnie przez to. Wuj, to znaczy Łowca, przyszedł mnie odebrać i w samochodzie odbyliśmy rozmowę, podczas której powiedziałam za dużo. Dzięki temu skończyłam właśnie tak - zakończyłam opowieść.
  - Co mu powiedziałaś?
  - Że go nienawidzę. I tego co robi także.
  - Przecież umiesz walczyć. Dlaczego go nie pokonasz? - Spytała Trixie.
  - Bo zabije Rose, a ja skończę o wiele gorzej niż teraz, jeśli coś pójdzie nie tak.
  Wszyscy zamilkli. Wreszcie ja przerwałam ciszę, pytając się dziadka Jake'a.
  - Wie pan coś o magii? Jak jej użyć?
  - Niestety, nic. Wiem tylko tyle, że istnieje od tysiącleci i teraz prawie w ogóle nie jest praktykowana. Spróbowałaś się skupić na tym? To znaczy myślałaś o tym, co chcesz zrobić? Może to zadziała.
  Pokręciłam głową i skupiłam się na przesunięciu miski na ławie. Przymknęłam oczy i myślałam o tym. Otwarłam je dopiero wtedy, gdy usłyszałam entuzjazm Jake'a, Trixie i Spaud'a. Zobaczyłam, że miska przesunęła się na drugi koniec ławy, to znaczy tak, jak chciałam,
  - Miał pan rację - uśmiechnęłam się do dziadka chłopaka.
  - Skąd wiedziałeś, dziadziuś, że tak się stanie?
  - Zgadywałem.
  - Możesz teraz postawić się Łowcy - odezwał się Spaud.
  Pokręciłam głową.
  - Przesunięcie miski to za mało, Spaud. Muszę nauczyć się ją kontrolować i używać, o wiele szybciej. Wuj praktykuje ją od lat, bez problemu mnie zniszczy, gdy tylko spróbuję ją użyć przeciwko niemu.
  - A więc co zamierzasz dalej zrobić? - Spytał Jake.
  - Gdybym zbliżyła się znowu do niego, mógłby nauczyć mnie czegoś jeszcze - myślałam na głos. - Ćwiczyłabym pod jego okiem, a gdybym już umiała wystarczająco dużo, zniszczyłabym go.
  - A co z Rose?
  Spuściłam wzrok. Nie miałam pojęcia co z nią.
  - Wydostanę ją, Jake. Jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię.
  - Musisz teraz uważać, Amy. Jeśli chcesz pokonać Łowcę, Rose musi poczekać. W przeciwnym razie wyda się co chcesz zrobić, ją może zabić, a ciebie wykończyć psychicznie. Jeśli teraz kara cię biciem oraz używa magii przeciwko tobie, może uznać, że po czymś takim to za mało. Wtedy to on cię wykończy. - Powiedział dziadek.
  - Nie wykończy. Nie uda mu się to.
  Sama w to nie wierzyłam. Czasem nachodziły mnie myśli, żeby to wszystko skończyć i zabić się. Wiedziałam jednak, że nie mogę zostawić Rose samej z nim. Tylko to mnie powstrzymywało.
 - Nie ważne, jak bardzo jesteś silna. Prędzej czy później złamiesz się. Każdy człowiek ma swoje własne granice wytrzymałości. Także ty, Amy. Łowca wykończy cię.
 - Nie mogę pozwolić, żeby Rose została w Akademii!
 - My zajmiemy się uwolnieniem dziewczyny. Ty zajmij się zbliżeniem do Łowcy - zaproponował pies.
  Uważałam, że to zły pomysł, ale ostatecznie zgodziłam się. Lepsze to niż nic. A dziadek Jake'a miał rację. Skupienie się na dwóch rzeczach na raz mogłoby nie wypalić. Lepiej jest skupić na jednej rzeczy i mieć pewność, że chociaż to wypali. Jednak najgorzej będzie ze zbliżeniem do wuja. Zrobienie czegoś takiego po ostatnich dniach może okazać się nie łatwe. No i nie chciałam tego. Nie chciałam na niego patrzeć, nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go słyszeć. Dlaczego rodzice musieli umrzeć? To wuj powinien był umrzeć. Świat bez niego byłby o wiele lepszy, tak samo jak świat z rodzicami.