piątek, 31 lipca 2015

Nowy blog!

Zapraszam Was na mojego kolejnego bloga, nowego http://amanna-crua.blogspot.com. Mile widziane komentarze, szczere :) Jest to także fan fiction, ale tym razem z Avengersów (nie musicie oglądać, żeby rozumieć, o co chodzi).
No cóż, miłego czytania! :)

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 17

     Otarłam łzę z policzka. Nadal byłam wściekła na wuja. Starałam się nie płakać, ale nie wychodziło mi to, łzy spływały bez mojego pozwolenia. Nie mogłam uwierzyć, że przez niego wiele razy moje życie było koszmarem, i to tylko dlatego, że jemu zachciało się odebrać mnie rodzicom.
     Zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym została z rodzicami. We wspomnieniu widziałam w oczach matki, jak bardzo mnie kocha. Czy nadal tak byłoby? Czy zmuszałaby mnie do tego, czego nie chciałam? Jaka jest? I co z ojcem? Jak wygląda? Jaki jest? Czy wie, że mama ma umiejętność magii? Że cała nasza rodzina ją posiada? Że jego szwagier to przywódca Klanu? Czy jest zły, że wuj porwał mnie? Czy myślą o mnie czasem?
     Wstałam i poszłam do Rose. Odrabiała lekcje. Jak jej się chciało? Był późny wieczór. Czemu się nie zajęła oglądaniem telewizji?
     - Co się stało? - Spytała.
     Usiadłam na łóżku.
     - Moi rodzice żyją - wyszeptałam.
     - To chyba dobra nowina.
     - Co z tego, że są żywi, skoro nie zamieszkam z nimi?! Wuj porwał mnie! Zostałam odebrana matce! Nienawidzę go.
     Rose zamurowało na chwilę. Szybko się ogarnęła i usiadła obok mnie, łapiąc za rękę.
     - Skoro odebrał cię rodziom, to samo mogło być z moimi - wyszeptała.
     - Co z tego, Rose?! Nigdy z nimi nie zamieszkamy! On nie pozwoli na to! To koniec, Rose, nie uwolnimy się od niego...
     Nie odpowiedziała. Wiedziała, że mam rację.
     Wróciłam do swojego pokoju, ale po chwili z niego wyszłam i pałęntałam się po domu. Nie mogłam znaleźć swojego miejsca, dlatego też po chwili wyszłam na spacer, nikogo o tym nie informując. Nie wzięłam telefonu, nie miałam ochoty na rozmowy z kim kolwiek.
     Po godzinie postanowiłam wrócić do domu. Pociągnęłam za klamkę do mieszkania i weszłam do środka, gdzie zastałam całą czwórkę gotową do pójścia na łowy.
     - Gdzie byłaś?! - Warknął wuj.
     - Na spacerze - odparłam lekko.
     Przewrócił oczami.
     - Przebieraj się, szybko! Nie mamy czasu!
     Nie ruszyłam się z miejsca. Założyłam tylko ręce na piersi.
     - Nigdzie nie idę!
     Znowu pojawił się w jego oczach ostrzegawczy błysk, ale nie bałam się, już nie. Sam powiedział, że muszę opanować swoje emocje, a jeśli tego nie zrobię, to to powtórzy się. Nie chciałam tego, ale on także. Mogłam to wykorzystać.
     Przez chwilę milczał, wpatrując się we mnie morderczym wzrokiem. Przypomniała mi się jego groźba, że zabije mnie, jeśli tylko odważę się użyć przeciwko niemu magii. Zawachałam się. Czy był w stanie także zabić mnie za sprzeciwianie się? Nie, na pewno nie. W końcu zrobiłby to już dawno. Prawda?
     - Porozmawiamy później - odpowiedział.
     Wrócili dwie godziny później. Dwójka matołów przechwalała się, co zrobiliby ze smokiem, gdyby oni go złapali. Rose poszła do swojego pokoju, przebrać się, a wuj ruchem ręki dał mi znać, że mam iść do swojego pokoju. Skrzyżowałam ręce na piersi i poszłam do niego, a on wszedł za mną.
     - Mieliśmy umowę! Albo będziecie obie łaziły na polowania, bez marudzenia, albo jedna z was jedzie do Akademii. Pakuj się, Amy.
     - Co?! - Krzyknęłam.
     - Nauczą cię tam, jak się nie sprzeciwiać - warknął.
     Pokręciłam głową.
     - Myślisz, że to sprawi, że przestanę używać magii i potem będę posłuszna?! Mylisz się! Już raz nie mogli sobie ze mną poradzić, tym razem będzie tak samo!
     Złapał mnie za rękę i przycisnął do ściany.
     - Spróbuj tylko - warknął, a ja poczułam ból.
     Nie, nie dam się, pomyślałam.
     Zaczęłam przypominać sobie rozmowę wuja z matką. To wystarczyło, żebym wściekła się i rozgniewała. Przestałam kontrolować swoje uczucia i pozwoliłam, żeby stało się to samo, co w pokoju mężczyzny. Ale on nie puścił mnie. Przedmioty po pokoju latały, a ja walczyłam z bólem i próbowałam nie skupiać się na tym, tylko na wściekłości i gniewie. Wreszcie jeden z latających przedmiotów po pokoju uderzył wuja w głowę. Zemdlał, a ja się wystraszyłam. Przedmioty wróciły na swoje miejsce, a ja wpatrywałam się przerażona w nie przytomnego mężczyznę. Nie wiedziałam, co robić. Schyliłam się i sprawdziłam, czy na pewno oddycha. Robił to, był tylko nie przytomny, ale i tak jeszcze panikowałam. Byłam przestraszona jego reakcją na to, co się stało. Na pewno będzie wściekły. I co dalej? Jaka będzie moja kara za to? Wiedziałam, że nie puści mi tego płazem.
     Przykucnęłam przy nim i potrząsałam nim, do póki nie odzyskał przytomności. Był to kiepski pomysł, ale lepszego nie miałam. Nie chciałam lecieć od razu do Rose, w końcu to była moja sprawa.
     Otwarł oczy i szybko się podniósł. Wpatrywał się we mnie, a jego oczy płonęły gniewem. Spuściłam wzrok.
     - Obiecałem ci coś jeszcze nie dawno, Amy - warknął. - I przysięgam, że obietnicy dotrzymam. Jeszcze jeden taki wybryk, a zabiję cię.
     Wstał i wyszedł, zostawiając mnie samą, osłabioną po użyciu mocy i przestraszoną.

                                                             *  *  *
Zapraszam wszystkich do komentowania, to dla mnie dużo znaczy :)

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 16

      Krążyłam po pokoju, nie wiedząc co dalej. Po to chciałam się uczyć magii, żeby pokonać go, a teraz on dowiedział się o tym. Cały plan był na nic. Co gorsza, gdybym spróbowała tylko to zrobić, zginęłabym. O, matko. Do tej pory myślałam, że to raczej nie jest możliwe, że nie zabije mnie. A jednak. O co w tym wszystkim chodziło? Przecież powinnam przejąć Klan, prawda? A więc dlaczego zabiłby mnie?
      Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Oprócz głowy bolała mnie także ręka, w której wciąż była dziura. Piekła mnie, ale starałam się nie skupiać na tym. Miałam inny problem.
       Czy wuj czekał tylko na to, żebym użyła magii, żeby mógł mnie zabić? Moja śmierć byłaby dla niego wygodna. Nie musiałby użerać się ze mną. Koniec z męczeniem go, koniec z nieposłuszeństwem. Ciężej byłoby wytłumaczyć w szkole, dlaczego nie żyję.
       Westchnęłam i rozmasowałam sobie skronie. Nie wiele pomogło to, ból nadal był spory i nie chciał zniknąć. Położyłam się na łóżku, czekając, aż minie. I wtedy wpadłam na pewien pomysł.
       Przez długi czas myślałam o tym, co powiedział Czarny Smok. I chociaż wuj zaprzeczył, że moi rodzice żyją, mogłam to sprawdzić. Pierwszym pomysłem, najbardziej możliwym do wykonania i najmniej prawdopodobnym, że się uda, to było dostanie się do swojej podświadomości, pamięci i snów. Wszystko za pomocą bransolety. 
       Nie miałam swojej, odebrał mi ją wuj, po tym, jak komunikowałam się z Rose podczas je pobytu w Akademii, ale było wysoce prawdopodobne, że ona ją ma. Poszłam do niej i spytałam się o to. Dała mi ją i wróciłam do swojego pokoju, próbując zasnąć.
       Znalazłam się w korytarzu pełnym drzwi. Na każdym z nich było imię i nazwisko. Odnalazłam swoje i niepewnie nacisnęłam klamkę, wchodząc do środka.
       Ujrzałam na początku swoje wspomnienia sprzed kilku lat, a dokładnie mój trening z wujem, nie wiadomo który. Doskonale pamiętałam go. Rose źle się poczuła i została w łóżku, a ja musiałam trenować. To było zanim zaczęłam się sprzeciwiać, bo nawet nie brał mnie na łowy. Pewnie uznał, że jestem jeszcze na to za młoda.
        Trenowałam z nim, a on, o kilka lat młodszy, czasem śmiał się z moich błędów. Nie był to złośliwy śmiech, lecz przyjazny. Pokazywał mi poprawne ruchy. Zdarzało mu się nawet żartować. Mieliśmy świetne relacje. Wszystko dlatego, że nie buntowałam się. 
        Poszłam dalej, do kolejnego wspomnienia. Tym razem ja i Rose, bawiące się lalkami. Znowu zostawiłam to za sobą i szłam przed siebie, mijając przeróżne wspomnienia, te mniej i bardziej przyjemne.
        Wreszcie dotarłam do tego, co chciałam. Mama trzymająca mnie na rękach, gdy miałam może dwa miesiące, i wuj stojący obok niej. Widziałam jej przerażenie w oczach.
        Kobieta była podobna do mnie. Tak samo jak ja, miała ciemnobrązowe włosy i ciemne oczy. Była szczupła i ładna, wręcz piękna. 
        - Jesteś szalony - szepnęła.
        - Nie jestem, Eleno. Doskonale wiesz o tym - odparł wuj.
        Pokręciła głową.
        - Nie oddam ci jej!
        - Jeśli nie zrobisz tego, zabiorę ci ją siłą. Nie chcę tego.
        - Brian, przestań, proszę. Nie możesz mi tego zrobić. Mama...
        - Nie interesuje mnie matka - warknął. - Amy należy do Klanu...
        - Jedno głupie znamię o niczym nie świadczy!
        Musiało jej chodzić o te znamię w kształcie smoka, które miałam na ręce, tak samo jak mężczyzna i Rose.
        - Nie chcę się z tobą kłócić, Eleno. Oddaj mi dziecko.
        - Dopiero co straciliśmy ojca, a teraz chcesz mi także odebrać córkę? - Spytała błagalnie.
        Dotknął jej policzka, ale natychmiast odtrąciła go. Nie patrzyła mu w oczy.
        - Nie pozwolę ci znowu użyć na mnie magii. Wyjdź stąd, Brian.
        Znowu? On także ją skrzywdził?!
        - Nie wyjdę stąd sam. Możesz iść z nami, Eleno. Nie musisz tracić Amy.
        - Mam zostawić Dominica? Poza tym dlaczego miałabym pozwolić ci wykorzystywać moje dziecko do twoich głupich przekonań o śmierci istot magicznych?!
        - Uspokój się, Eleno. Tak musi być. Amy musi iść ze mną. Tego oczekiwałby od ciebie ojciec.
        Spojrzała na niego, a w oczach miała łzy.
        - On nigdy nie zmuszał mnie do tego.
        - Bo nigdy nie miałaś znamienia. Nie powinien dawać ci wyboru, nie powinnaś być w Klanie.
        Otarł jej łzę z policzka. I wtedy stało się najgorsze.
        Do pomieszczenia wpadło kilka członków Klanu. Wuj wyrwał mamie dziecko, to znaczy mnie. Jej oczy zapłonęły, a skóra mężczyzny zalśniła ogniem. Krzyknął, ale nie puścił mnie, tym bardziej, że zaraz to minęło, ponieważ łowcy przytrzymali mamę. Nie mogła skupić się na magii, więc wuj mógł wyjść jakby nigdy nic, ze mną na rękach.
        Obudziłam się. Tym razem ja płakałam. Nie mogłam uwierzyć, że miałam szansę na normalne dzieciństwo, na zwykły dom. Jeszcze bardziej nie mogłam uwierzyć, że zostało mi to odebrane przez mężczyznę, z którym mieszkałam przez tyle lat pod jednym dachem.
        Wstałam z łóżka, otarłam łzy i poszłam do pokoju wuja. Nie zamierzałam zostawić tego tak po prostu.
        - Okłamałeś mnie! Moi rodzice żyją!
       Westchnął i przewrócił oczami. 
        - Ile razy mam ci mówić, że są martwi?! Jak inaczej znalazłabyś się ze mną?! - Warknął.
        - Przez te popieprzone znamię! Zabrałeś mnie dlatego od matki! Chciała użyć na ciebie magii, ale wpadli inni łowcy, dekoncentrując ją!
        Płakałam, ale nie przejmowałam się tym. Byłam wściekła i zrozpaczona.
        Oczy wuja zalśniły niebezpiecznie. Przygwoździł mnie do ściany, a ja czułam, że to się dla mnie źle skończy. Ale nie bałam się.
        - Skąd to wiesz?! - Warknął.
        Nie odpowiedziałam. Zaczął wypalać mi rękę, ale w chwili, gdy tylko skóra delikatnie mnie rozbolała, po pokoju zaczęły latać wszystkie rzeczy, a ja zaczęłam czuć się z chwili na chwilę coraz słabiej. Krzyknęłam. Wuj puścił mnie.
        - Amy! Zapanuj nad tym! - Wrzasnął.
        - Nie umiem!
        - Uspokój się i zapanuj nad emocjami!
        Spróbowałam zrobić to, co kazał. I wtedy to wszystko minęło. Przedmioty upadły, a pode mną ugięły się nogi, dosłownie. Wuj przytrzymał mnie i pomógł usiąść. Objęłam się ramionami.
        - Co to było? - Spytałam.
        Usiadł obok mnie.
        - Magia, Amy. Musisz nauczyć się panować nad emocjami. Inaczej to się źle skończy.
        - Do tej pory nigdy się tak nie działo, a nie raz odczuwałam coś intensywnie. 
        - Nie potrafię tego wytłumaczyć, pierwszy raz widzę coś takiego. A teraz powiesz mi, skąd się dowiedziałaś o rodzicach?
        - To nie jest ważne. Dlaczego to zrobiłeś?
        - Należysz do Klanu, Amy. To twoje przeznaczenie.
        - Ale ja nie chcę, wujku! Czy jedno znamię musi oznaczać, że nie mogę mieć rodziców tak, jak wszyscy inni?! Chcę być zwykłą nastolatką! Nie chcę łapać istot magicznych i zabijać ich, nie potrafię zrobić tego!
        - Uspokój się, Amy! Masz wielkie szczęście! Mogłaś od małego być w Akademii! Zamiast tego pozwoliłem ci zostać ze mną! 
        Jego oczy niebezpiecznie lśniły, ale wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Chyba, że wszystkie przedmioty miały znowu zacząć latać po pokoju, albo gorzej. 
        - Szczęście mają inni, że mają rodziców, z którymi mogą rozmawiać!
        Wstałam, niebezpiecznie się chwiejąc. Nadal byłam słaba. Wuj wstał szybko i przytrzymał mnie, ale wyrwałam się. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Wciąż miałam w pamięci moment, kiedy dotknął policzka mamy, a ta krzyknęła: "nie pozwolę ci znowu użyć na mnie magii".
        Wiele z tego nie rozumiałam, a właściwie to wszystko. Nie miałam pojęcia, o co chodziło z tym zdaniem ani z resztą rozmowy. Wiedziałam jednak, że moi rodzice żyją, a ja zostałam im odebrana. 
 
                                               * * *
 Jeszcze raz zapraszam wszystkich do polubienia fanpega! Oto on :)

Liebster Blog Award i fanpage na facebooku!

Zacznę może od fanpage'u na facebooku. Na moim blogu była ankieta, czy chcecie, żebym założyła. Przeciwko była jedna osoba, natomiast za było kilka więcej :) Oto fanpage na facebooku! Zapraszam do polubienia :)

No, a teraz przejdźmy do LBA. Dostałam nominację od kochanej Krysi z http://youaremyhappyendinghook.blogspot.com/ . Nie będę rozpisywała się, co to jest, ponieważ to moja trzecia nominacja (dobrze liczę??), i przy pierwszej wszystko było wyjaśnione. Przejdźmy do odpowiedzi na pytania :)
1. Masz ulubionego wokalistę lub zespół? Kto to lub jaki to?
Nie mam ulubionego, ale bardzo lubię Imagine Dragons.
2. Jesteś zainteresowany/a jakimś krajem? Jakim?
Praktycznie wszystkimi! Chciałabym poznać ich kulturę, nie kiedy tak różną od naszej, oderwać się od Polskiej rzeczywistości i zobaczyć piękne miejsca na całym świecie :)
3. Masz jakiś sposób na pisanie nawet wtedy kiedy ci się nie chce?
Nie mam sposobu, po prostu to robię. Inaczej nic nie napiszę, a skoro tego nie zrobię, to oznacza to brak kolejnego rozdziału na blogu lub wolniej skończę pisać to, co zaczęłam, co z kolei oznacza, że wolniej zacznę pisać coś nowego.  To ma w ogóle sens?
4. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
Zaczęło się chyba od pisania piosenek, badziewnych, bo miałam osiem lat. A potem jakoś tak przeszłam do pisania opowiadań, i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie teraz wrócić do pisania piosenek :D
5. Wolisz aktywny wypoczynek, czy błogie lenistwo?
Zależy gdzie. Nad morzem - błogie lenistwo. W górach - aktywny wypoczynek. A w domu - pół na pół :)
6. Jaki jest twój ulubiony gatunek książek i filmów?
Nie mam ulubionych, czytam i oglądam wszystko, co się da :)
7. Co byś zrobił/a, gdybyś się dowiedział/a, że jutro masz umrzeć?
Teraz pewnie mogłabym się rozpisać, czego szalonego nie zrobiłabym. Ale chyba nie jestem w stanie przewidzieć swojej prawdziwej reakcji. Pewnie zaczęłabym ryczeć i żegnać się ze wszystkimi.
8. Czy sądzisz, że horoskopy, wróżki, przepowiednie są złe?
Nie wierzę w nie, ale lubię poczytać czasem :)
9. Kim chciałeś/łaś być jako dziecko?
Najpierw piosenkarką, a potem aktorką i pisarką. W tej kwestii nie wiele się zmieniło ;p
10. Lubisz pomagać ludziom biednym, czy raczej myślisz sobie coś takiego: "A tam. Pewnie to są pijaki, bo nie potrafią sobie zarobić na życie."?
Zawsze jest mi ich szkoda, ale raczej nigdy im nie pomagam. To znaczy w kwestii dania pieniędzy. Jeśli proszą o jedzenie - nie ma sprawy, ponieważ wiem, że to nie pójdzie na alkohol albo inne używki.
 
Nominowani:
 
Moje pytania:
1) Twój sposób na wenę?
2) Jak spędzasz wakacje?
3) Kawa czy herbata? Dlaczego?
4) Jak wpadłaś na pomysł na napisanie tego opowiadania?
5) Ktoś namówił cię do założenia bloga, czy to nie było konieczne?
6) Ulubiony serial? Dlaczego?
7) Ulubiona książka? Dlaczego?
8) Jaki film do Ciebie najbardziej przemówił?
9) Gdybyś miała możliwość przeczytania książki, w której byłaby zawarta cała twoja przyszłość, zrobiłabyś to?
10) Gdybyś mogła być jakimś zwierzęciem, to jakim?
 

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 15

     - Amy, zaspałyśmy! - Zbudził mnie głos Rose.
     Natychmiast podniosłam się i skrzywiłam, czując zawroty głowy oraz ból w ręce. Rose wychwyciła to i zaczęła dopytywać się, czy wszystko w porządku. Kiwnęłam krótko głową.
     - Rose, a czy dzisiaj przypadkiem nie jest sobota? - Spytałam.
     Zajrzała w kalendarz na moim biurku.
     - A jednak nie zaspałyśmy - powiedziała.
     Uśmiechnęłam się.
     - Zrób mi z tej okazji kanapkę - poprosiłam.
     - Zrobię to tylko dlatego, że jesteś za chuda, a sama jesteś zbyt leniwa, żeby sobie zrobić - otwarła drzwi i wyszła z pokoju.
     Ziewnęłam i wygrzebałam się z łóżka, idąc za nią.
     - Może lepiej mi nie rób. Jeszcze doprowadzisz do tego, że nie zmieszczę się w żadną fajną sukienkę, gdy będzie bal, bo za bardzo utyję dzięki tobie.
     Weszłyśmy już do kuchni. Siedziała tam nowa para głupków, ale nie przejęłyśmy się nimi.
     - Ty i bal? - Zwątpiła Rose.
     - Czemu nie? Wiesz, potańczę sobie sama, udając nawiedzoną.
     Rose przechyliła lekko głowę.
     - Ty jesteś czasem nawiedzona. Wyciągnij mi ser i szynkę.
     Zrobiłam co kazała. Wyjęłam także pomidora.
     - Zawsze mogło być gorzej - stwierdziłam.
     Rozejrzałam się po kuchni. Nie było żadnego wolnego miejsca, więc usiadłam na blacie, co spowodowało irytację Rose.
     - Spadaj mi stąd! Chcę zrobić jedzenie!
     - W czym problem? Blat jest wystarczająco długi.
     - Amy, złaź!
     Nie chętnie zeszłam. Poczekałam, aż skończy robić mi kanapkę i poda ją. Zaczęłam ją jeść, czekając, aż skończy robić dla siebie. Postanowiłam, że mogę się zabawić. Siłą woli przesuwałam kanapkę po blacie tak, żeby Rose nie mogła jej złapać.
     - Bardzo śmieszne, Amy! Przestań, natychmiast!
     - Masz rację, to jest śmieszne. Dlatego nie przestanę!
     Odwróciła się do mnie ze wściekłością w oczach. Potem spojrzała gdzieś w dal i jej twarz złagodniała. Przerwałam zabawę i odwróciłam się, chociaż nie musiałam. Było do przewidzenia, że za mną stoi wuj. Zmarszczył czoło.
     - Przesuń się, Amy - mruknął.
     Odsunęłam się, udostępniając mu tym samym lodówkę. Poczekałam, aż Rose skończy robić sobie kanapkę i poszłyśmy do mojego pokoju. Zaczęłam się zastanawiać, czy by nie pozabawiać się kanapką dziewczyny, ale uznałam, że gdyby ktoś wszedł do pokoju, to dziwnie wyglądałaby lewitująca w częściach kanapka. Odłożyłam sobie tą zabawę na później.
     - On wie? - Spytała cicho Rose.
     - Kto i co?
      - Łowca. Że udało ci się opanować magię.
     - Jeszcze nie udało. Potrafię tylko podnieść i przesunąć rzeczy, nic wielkiego. I dowiedział się teraz.
     Rozwaliłam się na łóżku, włażąc jeszcze pod kołdrę.
     - Co do balu. Ma być podobno za trzy tygodnie - powiedziała Rose.
     Spojrzałam na nią zdziwiona.
     - Skąd wiesz?
     Wzruszyła ramionami.
     - Szkoła huczy od plotek. Gdybyś bardziej słuchała koleżanek, wiedziałabyś o tym - mruknęła.
     Wzruszyłam ramionami.
     - Idę odrobić lekcje - powiedziała i wyszła.
     Westchnęłam i poszłam się ubrać oraz umyć. Ręka nadal mnie bolała, ale myśl, że mogę podręczyć dwójkę głupków, uśmierzała ból, powodując tym samym uśmiech na mojej twarzy. Zdecydowanie musiałam wykorzystać to na nich.
     W salonie wuj czytał książkę. Skąd on ich tyle bierze? Zatrzymał mnie, gdy przechodziłam.
     - A jednak udało ci się opanować malutką cząsteczkę magii - powiedział, a w jego oczach było coś z dumy. Widziałam to po raz pierwszy. - Gratuluję. I życzę powodzenia dalej.
     - Taa, dzięki - burknęłam, idąc dalej.
     Gdy położyłam klamkę na drzwiach, zatrzymał mnie, znowu.
     - Będę wiedział, kiedy spróbujesz użyć jej na mnie, więc nawet się nie wysilaj. Chyba, że chcesz umrzeć.
     Byłam w szoku. Skąd on wiedział? Chyba nie miał mocy czytania mi w myślach? Nie, nie mógł mieć. Inaczej wiedziałby dokładnie, od samego początku, co próbuję zrobić i nie pozwoliłby mi na to.
     Nie odpowiedziałam.

środa, 8 lipca 2015

Rodział 14

   Rano wstałam o siódmej. Dziwnie było po takim czasie nie chodzenia do szkoły nagle tam wrócić. Byłam odzwyczajona od wczesnego wstawania.
   Wyszłam z pokoju, już ubrana. Poszłam do kuchni zjeść coś. Tam przy stole siedziało tych dwóch głupków, a wuj z grymasem na twarzy przysłuchiwał się ich rozmowy. Na mój widok zdziwił się.
   - Amy? Co tak wcześnie wstałaś?
   Ziewnęłam.
   - Idę do szkoły, a po co inaczej wstałabym tak wcześnie?
   Skrzywił się
   - Zwariowałaś?! Masz...
   - Tak, wiem - przerwałam mu. - Czuję się dobrze, nic mi nie jest i tak dalej...
   Znowu ziewnęłam. Jak nienawidzę tak wcześnie wstawać. Ale lepsze to i pójście do szkoły, niż spędzenie całego dnia z tą trójką. I kto wie, czy wuj nie będzie dopytywać się o to, co się stało dzień wcześniej.
   - Zostajesz w domu - warknął, a w jego oczach rozbłysł błysk gniewu. Przestraszyłam się, ale nie zamierzałam nic pokazać po sobie ani poddać się.
   - Nic mi nie jest, wujku. Naprawdę, mogę śmiało iść. A jak się źle poczuję, wrócę do domu.
   Skłamałam. Nadal miałam zawroty głowy i bałam się powtórki z dnia, kiedy wuj mnie musiał odebrać ze szkoły. Nie chciałam znowu tego przeżywać. Ale nie ważne jak źle czułabym się, nie miałam zamiaru wracać do domu. Mogłoby się to źle skończyć dla nowej dwójki.
   Wuj przez chwilę myślał. Pewnie bał się, że znowu zostanie wezwany. Nie mam pojęcia, czemu tak bardzo tego nie chciał.
   - Niech będzie - powiedział wreszcie. - Ale masz natychmiast wyjść ze szkoły, jeśli się źle poczujesz.
   Kiwnęłam głową. Wzięłam kanapkę z talerza na blacie i zaczęłam ją jeść, idąc do swojego pokoju. Tam spakowałam się, nadal jedząc. Potem poszłam się umyć i byłam gotowa do wyjścia do szkoły. Poczekałam, aż Rose ogarnie się i poszłyśmy do niej.
   W szkole czas minął bardzo szybko. Lekcje nagle wydawały mi się ciekawe, ale to pewnie dlatego, że długo nudziłam się w domu. Na przerwach rozmawiałam z Rose i Jake'iem, któremu najwyraźniej nic się nie stało po walce z Czarnym Smokiem. Ucieszyło mnie to.
    Gdy weszłam do domu, w salonie kłóciło się dwóch nowych idiotów.
    - Ej, zamknąć się! - Krzyknęłam.
    Natychmiast zamilkli.
   - Gdzie jest wuj... To znaczy Łowca?!
   Wzruszyli ramionami.
   - Wyszedł gdzieś.
   I wrócili do kłótni. Spojrzałam na Rose. Wyglądała na tak samo zirytowaną jak ja.
   - Przymknijcie się, głupki! Chcę ciszy, jasne?!
   Spojrzeli na mnie zadziornie.
   - A jeśli nie, to co?
   W tym momencie pojawił się za nimi wuj. Odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała się sprowadzać do pokazu brutalności.
    - Do pokoi! - Warknął. - Amy, ty zostań!
    O Boże. Czego on mógł chcieć ode mnie? Coś znowu zrobiłam?
     - Tak, wujku? - Spytałam, gdy wszyscy już poszli.
     - Myślałaś, że się nie dowiem, że skłamałaś?! Jak mogłaś pozwolić Amerykańskiemu Smokowi walczyć z Czarnym Smokiem, samej uciekając?!
     - Zabiłby nas, gdybym nas nie deportowała!
     - Co z tego?! Powinnaś tam zostać i walczyć z nimi obojga! Do twojego pokoju!
     - Co...?
     Wepchnął mnie do mojego pokoju, a następnie sam tam wszedł. Zamknął szybko drzwi i złapał mnie za rękę. Zanim zdążyłam zaprotestować lub cokolwiek zrobić, poczułam ogromny ból, jak zwykle podczas wypalania ręki. Zaczęłam krzyczeć z bólu, ale nagle zaczęłam się dusić. A więc nie chciał, żeby nowa dwójka usłyszała nas. Walczyłam z całych sił o każdy oddech, ale to było bez sensu. Było jasne, że nie uda mi się zaczerpnąc powietrza, dopóki nie przestanie używać na mnie magii.
     Wreszcie przestał. Gdy już to zrobił, cała drżałam. Łzy lały mi się po policzku. Usiadłam na podłodze, pod ścianą i objęłam się ramionami, jakby to mogło mnie ochronić przed zupełnie wszystkim. Ale nie mogło, a ja o tym wiedziałam.
     Wuj jeszcze przez chwilę był w pokoju. Nie patrzyłam na niego, więc nie miałam pojęcia, jak wygląda jego mina, ale nie byłam jakoś zupełnie ciekawa tego. Wreszcie wyszedł, a ja przez chwilę płakałam, a potem poszłam do łazienki, gdzie była apteczka. Owinęłam bandażem rękę, w której miałam dziurę, przemyłam twarz wodą i poszłam do pokoju Rose. Usiadłam obok niej na łóżku.
     - Znowu? - Wyszeptała.
     Kiwnęłam głową i położyłam głowę na jej kolanach.
     Przypomniałam sobie, jak siłą woli udało mi się przesunąć u dziadka Jake'a miskę. Czy to właśnie na tym polegało? Na skupieniu się na tym, a następnie wyobrażeniu sobie, jak dzieje się to, co chcę? Czy wuj też tak robił? A więc dlaczego musiał mnie dotykać, żeby udało mu się wypalić dziurę w ręce?
     Uznałam, że warto spróbować jeszczcze raz. Skupiłam się i wyobraziłam sobie, jak plecak Rose lata po pokoju, tym razem z otwartymi oczami. Przez chwilę nic się nie działo, aż nagle plecak uniósł się i mniej więcej na wysokości sufitu zaczął latać. Uśmiechnęłam się do siebie, nie dekoncentrując.
     - Amy? Ty to robisz? - Spytała z lękiem Rose.
     Nie odpowiedziałam jej. Zamiast tego przesunęłam plecak w stronę drzwi, a potem w naszą. Miałam przy tym dość sporo zabawy.
     - Amy, natychmiast przestań! - Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, gdy plecak prawie uderzył ją w głowę. Złapała go, a ja skończyłam zabawę. - Jak?!
     Wzruszyłam ramionami.
     - Siłą woli. Dziadek Jake'a pomógł mi to odkryć.
     Westchnęła, ale nic nie odpowiedziała.