niedziela, 27 września 2015

Rozdział 26

     - Mistrz był bardzo wściekły. Co ci mówił? - Spytała Alison godzinę później.
     - Żeby to był ostatni raz i w ogóle. A tobie? - Skłamałam.
     - Też, mniej więcej.
     Więcej nie powróciłyśmy do tego tematu. Głównie dlatego, że gdy dziewczyna popatrzyła na zegarek, zobaczyła, że kończy się już pora obiadowa. Spytała się mnie, czy idę z nią do jadalni, ale odmówiłam. Ostatni raz jadłam coś dopiero... Dobra, nie pamiętałam kiedy. Pewnie podawali mi jedzenie przez kroplówkę, ale w rękach nie miałam nic od dawna. Nie miałam ochoty jeść. Byłam zbyt obolała.
     Mniej więcej o osiemnastej przyszedł Lucas. Miałam ochotę rzucić w niego poduszką albo czymś cięższym, ale w ostatniej chwili się opanowałam.
     - Trening, Amy - oznajmił.
     - Super - burknęłam i przewróciłam się na drugi bok.
     - Wstawaj, Elamine! Masz trenować! Tak kazał...
     - Świetnie - przerwałam mu. - Możesz wyjść? Chciałabym pójść spać.
     Podszedł do mnie bliżej.
     - Mistrz nadal jest w Akademii. Mogę go zawołać, a możesz także pójść sama. A więc? Jak wolisz?
     Odwróciłam się do niego ze wściekłością.
     - Dobra, już idę.
     Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki. Szybko przebrałam się, przy okazji przyglądając się moim plecom w lustrze. Tam, gdzie trzymał rękę wuj, miałam wypaloną dziurę. Pozostało mi mieć nadzieję, że podczas treningu nie podwinie mi się bluzka.
     Chwiejnym krokiem ruszyłam za Lucasem na trening. Było mi słabo, z pewnością dlatego, że nic nie jadłam.
     Na treningu mieliśmy tym razem pokonać kilka osób na raz. Mnie akurat przypadł Aiden, jakiś jeszcze jeden chłopak i dziewczyna. Wszyscy, z wyjątkiem Aidena, walczyli dość porządnie. Odpadł szybko, a ja zostałam z nieznaną mi dwójką. Dawałam z siebie wszystko, ale byłam słaba. Dlatego w pewnym momencie zemdlałam.
     Gdy się ocknęłam, cała uwaga była skupiona na mnie. Nade mną pochylał się wuj i trener. Głowa okropnie mnie bolała i było mi słabo. Pomimo tego usiadłam. Wuj pomógł mi stanąć na nogach i zaprowadził mnie do jadalni.
     - Kiedy ostatnio jadłaś? - Spytał, gdy już usiadłam przy jednym ze stołów.
     - Ostatnio karmili mnie przez kroplówkę.
     Westchnął.
     - To jest twój sposób na wrócenie do domu? Alkohol i głodówka?
     - Nie byłam głodna.
     - A alkohol?
     Przez chwilę milczałam, zastanawiając się nad odpowiedzią.
     - Sama nie wiem.
     Poszedł gdzieś, zostawiając mnie samą. Siedziałam z głową podpartą o rękę, aż wrócił trzy minuty później, wraz z talerzem z kanapkami. Postawił je przede mną i usiadł obok mnie.
     - Jedz.
     - Nie jestem głodna - odparłam cicho. Nie byłam w stanie mówić głośniej, czułam się zmęczona i słaba.
     - No już, jedz. Nie chcę, żebyś znowu zasłabła podczas jutrzejszych lekcji czy treningów.
     Zastanawiałam się, co zrobić, żeby zapomniał o jedzeniu. Ale ostatecznie uznałam, że może jednak lepiej będzie coś zjeść, szczególnie, że były małe szanse, że uda mi się wystarczająco zmienić temat.
     Wzięłam kanapkę i zaczęłam powoli ją jeść.
     - I? - Spytał.
     - Co "i"?
     - Jaki będzie twój następny krok, żeby zmusić mnie do kolejnego wywalenia cię z Akademii?
     - Nie robię tego na złość. Już ci mówiłam, że nie byłam głodna, a jeśli chodzi o alkohol... Nie wiem, czemu, nie jestem w stanie ci powiedzieć.
     - Mam nadzieję, że kontrolujesz magię - zmienił temat.
     - Staram się.
     Przez chwilę milczeliśmy. Nie miałam pojęcia, o czym mogłabym rozmawiać z nim, szczególnie, że jeszcze nie dawno pobił mnie, groził śmiercią i wypalił dziurę w plecach. Dlatego spokojnie jadłam.
     - To jest warte tego? - Zapytał mnie.
     Spojrzałam na niego zaskoczona.
     - Co i czego?
     - Twoje przeciwstawianie się, Amy. Pomyśl, czy cały ten ból jest tego wart? Widzę, że jesteś przerażona, gdy tylko chcę cię ukarać. Po co to?
     - Nienawidzę chodzenia na łowy. Nie chcę należeć do Klanu, wujku. Nie potrafię zabić kogoś. Pamiętasz, jak byłam młodsza? Nie zmuszałeś mnie do łowów i mieliśmy dobre relacje. Czemu nie może być tak też teraz?
     - Amy, ty nadal nie rozumiesz, że nie masz wyboru? Jesteś jedną z nas. A jeśli chodzi o dobre relacje, to możemy mieć, o ile skończysz się przeciwstawiać. Wybór należy do ciebie.
     Przez chwilę myślałam. Nie chciałam być posłuszna, ale wiedziałam, że już nie wygram. Pokonał mnie. Przez długi czas ja starałam się zacząć żyć własnym życiem, ale przegrałam. Musiałam więc podjąć decyzję, która nie była dla mnie łatwa, a jeszcze gorsza do wypowiedzenia na głos.
     Przygryzłam wargę.
     - A jeśli obiecam ci posłuszeństwo, to wszystko się skończy? Cała złość, kary, Akademia? Będzie wszystko jak dawniej?
     We własnym głosie usłyszałam błaganie. Błaganie o pozytywną odpowiedź, o powrót do naszych starych relacji. Nie mogłam tak dłużej żyć. Nie chciałam tego strachu. Nigdy nie będę normalna i nie będę miała zwykłego życia, w którym to ja będę mogła decydować za siebie. To koniec.

                                                     * * *
Jak w zdaniu ostatnim. To koniec. Koniec tej historii, dokładnie. Mam napisane dalsze części, jednak nie wyszły mi one, łagodnie mówiąc. Głównym założeniem tego opowiadania miała być walka Amy ze swoim wujkiem o wolność, natomiast w dalszym bardzo mocno odchodzę od tego...
Chyba czas podziękować wszystkim za czytanie mojego bloga i komentowanie go. Szczególne podziękowania dla mojej E.N. Za wszystko.