sobota, 12 września 2015

Rozdział 24

     Wuj siedział w salonie. Gdy weszłam, posłał mi tylko ponure spojrzenie i uśmiechnął się bez entuzjazmu.
     - Szykuj się, Amy. Nie długo kolejne polowania. Nie radzę się tym razem sprzeciwiać.
     Nie odpowiedziałam. Mama i Rose także milczały. Ta pierwsza usiadła za to koło wuja, a ja i przyjaciółka poszłyśmy do mojego pokoju. Poprosiłam ją, żeby spała dzisiaj ze mną, nie chciałam być sama.
     Było już późno, bo druga w nocy. W całym mieszkaniu panowała kompletna cisza. Tylko my dwie nie spałyśmy, przytulone do siebie. Głównie milczałyśmy, ale od czasu do czasu odzywałyśmy się. Późna godzina nie obchodziła nas, a właściwie Rose, bo następnego dnia była sobota.
     Czułam, jak boli mnie całe ciało. Ból w szpitalu był lżejszy, ponieważ podano mi kroplówkę z środkiem przeciwbólowym. W domu nie brałam nic, więc męczyłam się, chociaż odczuwałam już nie raz gorszy ból.
     - Boję się, że skrzywdzi Marka - szepnęłam. - Widział go. Wie, jak wygląda, może więc go spokojnie zabić.
     - Nie zrobi tego. Chce ukarać ciebie, nie jego.
     - Wie, że zależy mi na nim.
     Nie odpowiedziała. Przez chwilę milczałyśmy, aż wreszcie ja się odezwałam.
     - Nienawidzę go. Nie użyłam znowu magii specjalnie. Nie panuję nad tym. Gdybym to potrafiła, nie dopuściłabym do tego, żeby te noże wyleciały z kuchni.
     - I tak masz wiele szczęścia.
     - Co masz na myśli?
     Przez chwilę milczała, pewnie zastanawiając się co odpowiedzieć, albo czy w ogóle powiedzieć mi cokolwiek. Wreszcie odezwała się, jeszcze ciszej niż do tej pory rozmawiałyśmy.
     - Nawet jak straciłaś przytomność, bił cię. Elena oderwała go siłą od ciebie. Gdyby nie to, nie żyłabyś.
     - Kazał jej wyjść z salonu. A więc dlaczego tam wróciła?
     - Myślała, że już po wszystkim. Na szczęście nie wiedziała, jak długo czasem to trwa.
     Wspomnienia same mi wróciły. Raz po raz znosiłam ciosy od wuja, nie będąc w stanie sprzeciwić mu się. Byłam roztrzęsiona i przestraszona. A on nie zwracał na to uwagi. Jak zwykle, zresztą.
     - Szkoda, że nie wiedziała. Miałabym teraz spokój od niego.
     - Przestań, Amy.
     Pokręciłam głową.
     - Nie znosisz tego, więc nie masz pojęcia, jak bolesne i okropne to jest. Patrzysz tylko na to, nic więcej. Śmierć jest lepsza od całego tego bólu.
     Nie odpowiedziała.
     Obie nie spałyśmy całą noc, od czasu do czasu rozmawiając, głównie o niczym. O ósmej zaczęłyśmy obie usypiać, chcąc nadrobić całą nie przespaną noc, ale do pokoju weszło moje "ulubione" rodzeństwo. Mama poprosiła Rose o wyjście, co natychmiast zrobiła, a ja usiadłam na łóżku, walcząc z bólem, który nadal był.
     - Amy, oboje uznaliśmy, że lepiej będzie, jeśli pojedziesz do Akademii, chociażby na pewien czas.
     W pierwszym momencie pomyślałam, że się przesłyszałam. Ale ich miny jasno zaprzeczały temu.
     - Co?! - krzyknęłam oburzona.
     - Zamknij się, Amy - uciszył mnie wuj. Ach, ta jego łagodność, pomyślałam. - Lepiej będzie, jeśli tam zostaniesz. Nie będziesz mogła używać magii, nie będziesz chodziła na polowania. Będziesz musiała tylko uczestniczyć w treningach i lekcjach. Poznasz nowych ludzi i może zmądrzejesz.
     - Nie chciałam użyć po balu magii! Zrobiłam to nie chcący! Nie lepiej, żebyście mnie nauczyli kontrolować to?! Co, jeśli w Akademii poniosą mnie emocje?!
     - Jeśli nie będzie przy tobie matki, a zapewniam cię, że nie będzie, to zabiję cię - powiedział mężczyzna.
     Kobieta skrzyżowała ręce na piersi.
     - Brian, rozmawialiśmy już o tym.
     - Wiem, pamiętam. Ale skoro Amy nie potrafi zapanować nad emocjami, ja nie będę potrafił zapanować nad czynami w stosunku do niej. To chyba uczciwe, prawda, Amy?
     Oparłam się o ścianę, czując się jak w przedszkolu. "Coś za coś".
     - To jest wasz sposób na poradzenie sobie z kłopotem? Badziewny.
     Wuj zacisnął dłonie w pięść, a jego oczy niebezpiecznie zalśniły.
     - Amy! - Upomniała mnie matka. - Zamiast próbować sprzeczać się z nami, przygotuj się. Zjesz śniadanie i wujek zabierze cię tam.
     Wyszli, zostawiając mnie samą. Zrobiłam kilka głębokich oddechów, żeby zapanować nad emocjami. Nie mogłam dopuścić do ponownego użycia magii bez mojej chęci. Musiałam nauczyć się panować nad tym.
     Poszłam do pokoju Rose i opowiedziałam jej o rozmowie z tą dwójką. Była tak samo wściekła, jak ja. Co prawda nie okazała tego jakoś specjalnie, ale rzadko kiedy okazywała emocje. Pożegnałam się z nią, umyłam, ubrałam i stanęłam przed wujem, ubranym w strój Łowcy. Uśmiechnął się.
     - Widać, że nie zapomniałaś swojego ostatniego pobytu w Akademii.
     Chodziło mu głównie o mój strój, który był taki sam, jak do polowań. Jedyne, co było inne, to to, że mogliśmy chodzić bez masek, a na treningi mogliśmy ubrać zwykłe, luźne ciuchy, o ile tak było nam lepiej ćwiczyć.
     - Zdemolowałam pół budynku, nie da się tego zapomnieć - odpowiedziałam.
     Uniósł berło i po chwili znaleźliśmy się w Akademii. Wokół nas przechodzili uczniowie, śpieszący na lunch. Wiedziałam, że do nich nie dołączę, nie mogłam zdemolować znowu budynku, ale mogłam nic nie jeść w ramach protestu. Zaczęłam od śniadania. Zamierzałam jeść tylko odrobinkę na kolację, żeby nie umrzeć z głodu.
     Wuj ruszył przed siebie, krętymi korytarzami o surowych, szarych ścianach,  nawet nie zwracając uwagi na mnie. Poszłam za nim, chociaż nie miałam na to najmniejszej ochoty. Chciałam znowu wrócić do domu, gdzie byłam cały czas z Rose.
     Doszliśmy do jednego z nauczycieli. Rozpoznałam go od razu, to właśnie on miał za zadanie pilnować mnie w chwilach, gdy wuj przebywał poza murami Akademii. Dzięki mnie dostał tiku nerwowego, ale chyba mu przeszedł. Od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmienił, ciągle miał krótko ścięte blond włosy i jedną, wielką zmarszczkę na czole.
     Spojrzał na mnie nerwowo, a potem na swojego szefa.
     - W razie problemów, daj znać. Rozliczę się z nią. Ale nie powinno tak się stać. I jeszcze jedno... Tym razem pilnuj jej dokładnie, może w nie których momentach być groźna.
     Mężczyzna kiwnął głową i zaczął przyglądać się mi jak jakiemuś okazowi w ZOO. Miałam ochotę powiedzieć mu, co o tym myślę, ale powstrzymało mnie spojrzenie wuja na mnie.
     - Pamiętasz naszą wcześniejszą rozmowę? Bądź grzeczna, a wrócisz nie długo do domu.
     - Nie długo... To znaczy?
     - Za pół roku. Albo i dłużej.
     Prychnęłam, ale nic nie powiedziałam. Kłótnia była bez sensu, a ja i tak zamierzałam się wyrwać stąd wcześniej.

3 komentarze:

  1. Trochę braku je tu tego wątku romantycznego, ale poza tym rozdział super. Niech już się boją co ona będzie wyprawiać w tej Akademii. Dziewczyno, do boju!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu wuj, znowu brak sprzeciwu i bierność. Mam wrażenie, że w fabule nic nie posuwa się do przodu, i że stoisz w miejscu. Wszystko kręci się w kółko i nieustannie się powtarza i przez to zaczyna się już nudno robić, no bo ile można o tym samym. Czekam na więcej, na jakąś kontrowersje, na coś co mnie zaskoczy. Rozdział też bardzo króciutki, ale do tego już nawykłem i nawet dłuższego się nie spodziewałem. Dobrze, że pojawiają się tak często skoro są takiej długości.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, powtarzasz i powielasz pewien schemat, a ja ciągle czekam na jakiś krok na przód, szczególnie na krok do przodu głównej bohaterki, bo powinna się w końcu otrząsnąć i jakoś zadziałaś. Powinna jakoś o siebie zawalczyć, spróbować odmienić swój los.

      sie-nie-zdarza.blogspot.com
      prawdziwa-legenda.blogspot.com

      Usuń