poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 4

   Obudziłam się w łóżku w moim pokoju. Nade mną pochylali się Rose i wuj. Dziewczyna wyglądała na bardzo przestraszoną, natomiast miny mężczyzny nie byłam w stanie odszyfrować.
  Usiadłam. Czułam obrzydliwie okropny ból w ręcę oraz głowie.
  - Co się stało? - Spytałam słabo. Z odpowiedzią pofatygował mi się wuj.
  - Stary smok uderzył cię w głowę swoim ogonem. Poleciałaś kilka metrów dalej.
  Super. Nie dość że przez następne kilka dni będzie bolała mnie ręka, to przez pewien czas będę musiała znosić ból głowy. Wszystko dzięki mojemu wujkowi oraz dziadkowi chłopaka mojej najlepszej, a zarazem jedynej przyjaciółki.
  Spojrzałam przez okno. Na zewnątrz było ciemno, a więc musiałam być nie przytomna długi czas.
  - Która godzina? - Spytałam.
  - Północ - odpowidziała Rose.
  Świetnie. Jeśli chciałam być w miarę przytomna rano w szkole, musiłam natychmiast pójść spać.
  Wstałam z łóżka prawie upadając. Mężczyzna przytrzymał mnie,żebym nie uderzyła głową o podłogę.
  - Gdzie idziesz?
  - Kąpać się i spać, rano muszę wstać do szkoły.
  - Jutro nie idziesz. Połóż się. Wykąpiesz się rano, kiedy poczujesz się lepiej.
  Jak to możliwe, że w jednej chwili jest cholernie opiekuńczy, a w drugiej nic go nie obchodzi, że zadaje mi ból?!
  - Nic mi nie jest. Chcę iść do szkoły.
  Przez chwilę wpatrywał się we mnie i zastanawiał. Ostatecznie puścił mnie. Wzięłam pidżamę i poszłam do łazienki. Kątem oka zauważyłam, że wuj i Rose wymieniają spojrzenia.
  Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Przy okazji oznajmiłam mężczyźnie, że wrócę do domu później, bo będę w bibliotece pisała referat. Oczywiście, nie było to prawdą. Zamierzałam iść po lekcjach do biblioteki, ale nie miałam do napisania żadnego referatu, chciałam po prostu poszukać coś na temat magii. Chociaż szanse były marne, miałam nadzieję, że uda mi się znaleźć cokolwiek na ten temat. Potrzebowałam uwolnić się od wujka i zacząć żyć po swojemu, nawet, jeśli oznaczałoby to chwilowy pobyt w Domu Dziecka.
  Niestety, nie udało mi się nic znaleźć. Skoro tak, to musiałam wymyślić coś innego. No i pomysł wpadł mi do głowy chwilę po wyjściu z biblioteki. Ani trochę nie podobał mi się, ale mogłam nie mieć innego wyjścia. Nie chciałam być do końca życia, nie ważne czy mojego czy jego, pachołkiem.
  Czasem odnosiłam wrażenie, że Rose chce zostać w Klanie. Zanim dowiedziała się, że Jake jest smokiem, chciała tego i dziwiła się, że ja nie chcę dołączyć. Próbowała mnie przekonać do tego, bezskutecznie, rzecz jasna. Potem dowiedziała się coś o chłopaku, w którym była zakochana i nagle przestała chcieć. Nikt z Klanu o tym nie wiedział. Nie wiem czemu, za wszelką cenę próbowała zdobyć zaufanie wuja. Może to dlatego, że tak naprawdę nigdy nie miała rodziny. On zastępował jej ojca, a ja siostrę.
  Gdy byłam mała, spytałam wuja o rodziców, jednak szybko mnie zbył i zakazł o nich rozmawiać. Z Rose było tak samo. Nie wiedzieć czemu, był to dla niego drażliwy temat. Jeśli chodzi o moich rodziców, to byłam w stanie to zrozumieć, w końcu mama była jego siostrą. Ale rodzice Rose...?                                 
  Weszłam do mieszkania. Wuj siedział w salonie i czytał książkę. Chyba go wciągnęła, bo zdawał się zupełnie mnie nie zauważać.
  Poszłam do swojego pokoju, rzuciłam plecak pod biurko i głośno westchnęłam. Za chwilę miałam zrobić coś, czego nie chciałam. Ale tylko to mogło mi pomóc w uwolnieniu się od niego.
  Weszłam do salonu i usiadłam na krześle obok wuja. Spojrzał na mnie zdumiony, o co akurat go nie winiłam. Nigdy nie lubiałam z nim rozmawiać.
  - Co czytasz? - Spytałam.
  - O co chodzi, Amy?
  No jasne, bez owijania w bawełnę.
  - O nic. Ja... Przemyślałam po prostu to wszystko i... I myślę, że... Że za mało rozmawiamy.
  Tchórz, pomyślałam sama o sobie. Jeden, wielki, cholerny tchórz. Nie to miałam powiedzieć. To wszystko nie tak miało być... Głupia jestem.
  Uniósł brwi.
  - Co ty kombinujesz?
  - Czy jeśli chcę porozmawiać z wujkiem musi to znaczyć, że coś kombinuję?
  - Kiedyś odpowiedziałbym, że nie. Ale po tylu latach mieszkania z tobą, mogę śmiało stwierdzić, że tak.
   Po tylu latach mieszkania ze mną może śmiało stwierdzić, że tak?! Przecież zawsze byłam cicha i grzeczna, prawie nigdy mu się nie sprzeciwiałam!
  - Nic nie kombinuję. Ja tylko...
  No dalej, Amy, pomyślałam, wyduś to z siebie.
  - Chcę dołączyć do Klanu - szepnęłam.
  Spojrzał na mnie zdziwiony pytającym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami starając się wyglądać przekonująco. Tak naprawdę nie miałam na to ochoty, tak samo jak rozmawiać z nim.
  - Skąd taka zmiana?
  - Nie wiem. Ostatnio dużo myślałam i zrozumiałam, że mieszkamy razem i jesteśmy rodziną, a właściwie w ogóle się nie znamy i nie rozmawiamy ze sobą. Chciałabym to zmienić, a dołączenie do Klanu to chyba dobry sposób na spędzenie z tobą czasu - uśmiechnęłam się.
  Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. To wszystko było sprzeczne z moimi obietnicami względem samej siebie. Nigdy w życiu nie chciałabym spędzić z nim chociażby godzinę dziennie. Ale tylko w ten sposób mogłam wyciągnąć od niego informacje o magii.
  - Napisałaś ten referat? - Spytał. Eh, bez potrzeby gadałam o spędzaniu czasu.
  - Nie, nie mogłam w ogóle się skupić.
  Zapanowała nie zręczna cisza, w czasie której rozpaczliwie szukałam jakiegoś tematu. Wreszcie wpadło mi coś do głowy, ale wiedziałam, że on nie będzie zadowolony z poruszonego tematu. Musiałam to naprawdę dobrze rozegrać.
  - Jaka była mama?
  Spojrzał na mnie ze wściekością w oczach. Wystraszyłam się.
  - Wiem, że nie lubisz rozmawiać na ten temat, ale proszę, zrób to. Nic nie wiem o rodzicach, nie mam pojęcia co lubili, jacy byli...
  - Kochali cię - przerwał mi. - Tyle wiem. Nie utrzymywałem z nimi kontaktu, więc nie wiem jacy byli.
  Tego się nie spodziewałam. Byłam przekonana, że dalej będę musiała drążyć temat, żeby mi cokolwiek powiedział, a i tak to nie wiele da. No i nie wiedziałam, że nie utrzymywali kontaktu. Byłam pewna, że to robił, skoro przygarnął mnie po ich śmierci.
  Nie drążyłam dalej tego tematu. Niby nic nie mówił, a jego twarz nie wiele wyrażała, ale intuicja podpowiadała mi, że lepiej tego nie robić. I chociaż był zadowolony, że zgodziłam się dołączyć do Klanu, wiedziałam, że nie pomogłoby to w załagodzeniu jego złości na mnie.
  - Coś jeszcze, Amy?
  Wpatrywał mi się prosto w oczy. Pokręciłam głową, bo żaden temat już mi nie przychodził do głowy. Wuj wstał i wyszedł z salonu, zabierając ze sobą książkę. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku, jako że nie musiałam odrabiać lekcji, bo następnym dniem była sobota. Widać byłam zmęczona, bo od razu usnęłam.
  Miałam dziwny sen. Byli w nim moi rodzice. Nie byłam do końca pewna, że to oni, bo nigdy ich nie widziałam, ale tak mi podpowiadała intuicja. Mogłam z nimi swobodnie rozmawiać. Dowiedziałam się, o ile można to tak nazwać, że żyją. Oprócz tego wypytywali mnie o różne rzeczy związane ze mną. Na początku odpowiadałam im nie chętnie, ale po chwili wszystko im powiedziałam. Przy okazji zadawałam im pytania. Nie dowiedziałam się o nich wiele, byli skryci, tak samo jak wuj.
  Gdy się obudziłam, byłam przez chwilę poruszona. Tak bardzo pragnęłam ich zobaczyć, żywych, poza snem, poznać ich. Niestety, mogłam tylko pomarzyć. Oni byli martwi i nic tego nie zmieni.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 3

     Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Chociaż było ciche, poderwałam się na nogi, a myśli w głowie zaczęły mi się kotlić. Doskonale wiedziałam co teraz nastąpi. I, niestety, nie pomyliłam się.
     Ktoś cicho zapukał do drzwi mojego pokoju, a następnie wszedł. Był to wuj. Jako że przed chwilą poderwałam się z łóżka i stałam, cofnęłam się. Był to ostatni krok, który mogłam zrobić do tyłu nie wpadając na łóżko.
     - Amy - zaczął łagodnie. - Dlaczego znowu byłaś nie posłuszna?
     Zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja poczułam, że się duszę. Nie działo się tak przez brak otwartego okna. To on stosował na mnie swoją magię.
     - Wujku, proszę - szepnęłam, ale to nic nie podziałało. Nie mogłam oddychać.
    - Amy, ja też prosiłem o coś ciebie, nie raz. Nie chcę tego robić, ale skoro ty nie chcesz się sama zgodzić na dołączenie do Klanu, muszę pomóc karając cię.
     Puścił mnie, a ja wpadłam na łóżko. Oddychałam głęboko jakby w obawie, że znowu to zrobi. Oczywiście wiedziałam, że tak nie będzie. Miałam siedem lat, kiedy nauczył mnie walczyć. Myślał, że będę w Klanie, ale przeliczył się. Odkąd odmówiłam mu pierwszy raz i po raz pierwszy odczułam to, wiedziałam, że muszę się bronić. Wykorzystałam to, co on mnie nauczył, ale wtedy użył magii. Od tej pory zawsze gdy przychodził mnie ukarać, najpierw byłam duszona, żeby nie mieć siły na walkę. Z chęcią odwdzięczyłabym mu się tym samym, ale nie potrafiłam używać swojej magii. Jak do tej pory, nie zdażyło mi się jeszcze cokolwiek zrobić za jej pomocą, więc wątpiłam, że w ogóle mogę czarować.
     Podszedł do mnie, a ja spróbowałam go kopnąć. Wtedy zaczął od nowa mnie dusić.
     - Nie broń się, to nic ci nie da - powiedział.
     Nie mam pojęcia, jak długo mnie tak dusił. Dla mnie zdawało się być to wiecznością. Ostatecznie przestał i przyłożył swoją rękę do mojego policzka. Przez chwilę mnie tak gładził, szeptając:
     - Oj, Amy, Amy. Co ja z tobą mam...
     Zapewne czekał, aż się poddam i obiecam mu dołączyć do Klanu. Ale nie zamierzałam tego zrobić, choćby nie wiem jakie tortury stosował.
     Nagle usiadł koło mnie i złapał za rękę. Dalej szeptał moje imię, ale nie patrzyłam na niego, nie byłam w stanie. Czekałam, aż po raz kolejny wypali mi dziurę w ręku. Nie musiałam czekać długo.
     Tym razem trwało to o wiele dłużej niż wcześniej, a ból był już całkowicie nie do zniesienia. Płakałam prosząc, żeby przestał, ale on tego nie robił. Zdawał się być głuchy na moje prośby.
     Nic nowego. On zawsze trwał przy swoim. Nie zważał na cierpienie innych osób. Nie obchodziło go całkowicie nic; zawsze był bezwzględny.
     Wreszcie przestał. Jak gdyby nigdy nic wyszedł z mojego pokoju, pozostawiając mnie samą, płaczącą z dziurą w ręku, o wiele głębszą niż wcześniej. Poczekałam jakąś minutę i również wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki. Tam włożyłam rękę pod kran i odkręciłam kurek z zimną wodą, w celu schłodzenia ręki. Dalej płakałam.
     - Amy - usłyszałam cichy, łagodny szept, ten sam, który zbudził mnie w nocy.
     Odwróciłam się. W progu do łazienki stała Rose. Podeszła do szafki i wyciągnęła apteczkę, a następnie zaczęła zabandażowywać mi rękę.
     - Zbudziłam cię - wyszeptałam.
     Pokręciła głową, ale doskonale wiedziałam, że kłamie. Dość głośno się wydarłam, gdy pod koniec ręka prawie mi się paliła.
     Poczekałam, aż zabandażuje mi rękę, a następnie obie skierowałyśmy się do naszych pokoi, znajdujących się obok siebie. Aby się do nich dostać, trzeba było przejść przez salon. Kątem oka zauważyłam, że przy stole siedzi on z książką. Był spokojny, jakby nic się nie stało. Gdy przechodziłyśmy nie podniósł nawet na nas wzroku.
     - Mogę dzisiaj spać z tobą? - Spytałam się Rose, gdy tylko weszłyśmy do jej pokoju.
     Dziewczyna położyła się na łóżku i z zamkniętymi oczami kiwnęła głową. Weszłam za nią i leżąc na boku odpłynęłam do krainy marzeń, która tym razem się okazała istnym koszmarem.
     Śniła mi się kolejna kara wuja. Używał magii, rąk oraz noża. Na początku ciosy nie były mocne, ale z chwili na chwilę były coraz mocniejsze, a ja stawałam się coraz słabsza. Ostatecznie zmarłam z wyczerpania.
     Gdy się obudziłam, po części żałowałam, że to nie jest prawdą. Miałam dość tego, co on robił, a śmierć uwolniłaby mnie od tego. Póki co, musiałam się męczyć z nim. Wiedziałam, że nie zabiłby mnie, nie, póki nie dołączę do Klanu.          
     Następnego dnia zbudziła mnie Rose pytając się, czy idę do szkoły. Ręka wciąż mnie bardzo bolała i chciałam zostać w domu, ale na samą myśl o połowie dnia spędzonej tylko i wyłącznie z nim uznałam, że lepiej pójść do tej cholernej szkoły.
     Przez całą drogę do niej myślałam nad wymówką, dlaczego mam znowu rękę w bandażu. Byłam przekonana, że będę musiała się tłumaczyć przed znajomymi. Sama nie miałam żadnych, bo z takich, których lubiłam, była tylko Rose, ale ona miała ich wielu. Nie mogłam nikomu powiedzieć prawdy, a nawet jeśli mogłabym, to nie chciałabym. Na samo wspomnienie o wypalanej skórze robiło mi się nie dobrze.
     Ostatecznie uznałam, że dobrą wymówką będzie przcięcie się podczas robienia kanapki, nie chcący, oczywiście. Wszyscy chyba to łykneli, co mnie cholernie uszczęśliwiło.
     W drodze do domu postanowiłam poruszć z Rose temat tego, co się działo w domu. Nigdy tego nie robiłyśmy. Pewnie dalej by tak było, gdyby intuicja nie podpowiadała mi, że to, co się stało wczoraj to tylko początek.
     - Rose, tak dłużej nie może być. Musimy coś zrobić i uwolnić się od niego.
     - I co zrobimy, Amy? Uciekniemy? Znajdzie nas, a gdy to się stanie, nie zawaha się mnie zabić. Ty, jeśli ujdziesz z życiem, będziesz dręczona póki nie uda ci się go pokonać.
     -  Nie uciekniemy. Znajdę jakiś sposób żeby nauczyć się magii. Zacznę ją kontrolować i będziemy wolne.
     Nie kłamałam z tym. Zamierzałam to zrobić, chociaż nie wiedziałam jeszcze do końca jak. Na początku chciałam poszperać w szkolnej bibliotece z nadzieją, że coś znajdę.
     Przyjaciółka nie odpowiedziała, bo weszłyśmy do budynku. Wsiadłyśmy do windy, a ja zaczęłam odczuwać dziwny nie pokój, jednak nic nie powiedziałam Rose. Wolałam jej nie denerwować na zapas. No i winda już prawie była na miejscu, to znaczy na ostatnim piętrze, gdzie znajdowało się mieszkanie wuja.
     Gdy weszłyśmy do środka, on stał ubrany w tej swój strój przywódcy Łowców, a dokładnie miał na głowie (zamiast czapki) coś jakby czaszkę, a na plecach miał brązową pelerynę z włosów olbrzyma. Zawsze mnie to obrzydzało.
     Przez głowę przemknęła mi myśl o ucieczce. Stałam za Rose, mogłam śmiało to zrobić. Zanim się zorientowałby miałabym jakąś minutę przewagi. Ale nie pomogłoby to. Tak jak Rose mówiła, znalazłby mnie, a wtedy... Wtedy skończyłoby się to bardzo źle.
     - Cieszę się, że już jesteście. Przebierzcie się szybko, namierzyłem amerykańskiego smoka. - Powiedział.
     Rose kiwnęła głową. Jak zwykle, irytująco posłuszna, mimo tego, że chodziło o Jake'a.
     - Tak jest, Mistrzu.
     Poszła do swojego pokoju, ale ja się nie ruszyłam z miejsca. Nie zamierzałam tego robić.
     - Amy, nie chcę słyszeć odmowy.
     - A ja nie chcę tego robić. Jesteśmy kwita.
     Patrzyłam na niego odważnie, choć wcale się tak nie czułam. Zamiast tego bałam się.
     Złapał mnie za rękę i podciągnął rękaw mojej niebieskiej bluzki i odwinął bandaż. Skóra zaczęła mnie cholernie piec, a dziura powoli powiększała się. Ból był gorszy niż podczas ostatniego razu. Do oczów napłynęły mi łzy i zaczęłam krzyczeć.
     - Zamknij się! Przerwę to, jeśli pójdziesz.
     Uciszyłam się, tak jak kazał, i wpatrywałam się w rękę głośno płacząc. Bolało jak piekli, a dziura była wielka do tego stopnia, że widziałam własną kość.
     W tym samym momencie podjęłam decyzję.
     - Przestań! Pójdę, tylko przestań, proszę!
     Puścił mnie i otarł mi łzę z policzka.
     - Mądra decyzja.
     Godzinę później byłam w samym środku walki. Ja i Rose walczyłyśmy z Jake'iem, podczas gdy wuj z dziadkiem chłopaka, również smokiem. Ich walka była prawdziwa i ostra, natomiast nasza udawana. Niby atakowałyśmy Jake'a, uderzałyśmy go, ale nic mu nie było, podczas gdy w prawdziwej walce nie miałby z nami dwoma szans, nawet najmniejszych. Uczył nas w końcu najlepszy, niestety.
     W pewnej chwili poczułam za sobą jakiś szelest. Zanim zdążyłam się obrócić, zemdlałam. 

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 2

     Gdy wróciłyśmy ze szkoły, w całym mieszkaniu panowała cisza, taka, jak rano. Były możliwe tylko dwie opcje: albo jesteśmy same, albo on się schował. Już kiedyś tak zrobił w celu podsłuchania naszej rozmowy. Uważał, że może z nich wywnioskować coś, co da mu haka na nas. Tylko że my nigdy w domu nie rozmawiałyśmy o chłopcach i przyjaciołach. Podejrzewałyśmy, że zamontował kamerę.
      Rose spojrzała na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami.
      - Wujku?! - Zawołałam, ale w domu nadal panowała cisza.
      Westchnęłam i bez słowa poszłam do swojego pokoju. Rose zrobiła to samo.
      Mój pokój był mały. Mieściło się w nim tylko jednoosobowe łóżko, biurko i duża szafa, w której miałam ciuchy. Miał błękitne ściany i kawową wykładzinę.
      Położyłam plecak na łóżku i zaczęłam wypakowywać książki. Próbowałam się pouczyć, bo ostatnio moje oceny trochę spadły w dół, ale nie byłam w stanie się skoncentrować. Im bardziej próbowałam skupić się na książkach, tym bardziej myśli odbiegały mi do tego, co za chwile miało się stać, a dokładnie wtedy, kiedy on wróci do domu.
      On, to znaczy mój wuj, jest wysokim i tęgim mężczyzną. Wygląda groźnie, no i właściwie taki jest. Był bratem mojej matki. Po jej oraz mojego ojca śmierci zaopiekował się mną. To samo było z Rose, tylko że oni nie są spokrewnieni. Uprzejmie z jego strony, prawda?
      Błąd. Nie mam pojęcia, czemu nas adoptował, ale raczej nie z dobroci serca. To zły człowiek.  Nie przejmuje się zupełnie niczym. Jest też szefem Klanu Łowców, czyli klanu, zabijającego magiczne stworzenia, takie jak jednorożce i smoki. Sprawiało im to radość, podczas gdy mnie przyprawiało o mdłości. Nie widzieli w tym nic złego. Uważali, że każde magiczne stworzenie jest złe, łagodnie mówiąc.
      I tu zaczynały się schody - Jake jest smokiem, a Rose należy do Klanu. Powinni się nienawidzić, a tym czasem oni się kochają. Właśnie dlatego nie rozmawiamy zbytnio w domu. No i jest jeszcze jeden powód. Chociaż Rose jest całkowicie posłuszna wujowi, ja nie jestem. Jedyną osobą na której mi zależy i nie mogłabym jej skrzywdzić jest ona. On mógłby to wykorzystać, próbując skrzywdzić Jake'a. Nie mogłabym na to pozwolić, to zraniłoby Rose.          
      W ten sposób uzyskałby moje posłuszeństwo. Póki co, stosuje różne kary. Nie byłyby one możliwe bez magii, którą ma nasza rodzina podobno od pokoleń. Jedną z nich jest wypalanie ręki. To jest zdecydowanie najgorsze. Ból przy tym jest nie do opisania. Zrobił mi to jakieś trzy razy, a potem przez tydzień miałam rękę zabandażowaną.   Ostatecznie wracałam zawsze do normy, ale nie było to przyjemne.
      Zdarzało się też mu czasem uderzyć mnie, albo i pobić. Nigdy nie doznawałam jakiś głębszych urazów, jednak przez kilka dni nie chodziłam do szkoły. Miałyśmy z Rose nie zwracać tam na siebie uwagi, żeby nie musiał być wzywany. Nie wiedzieć czemu, nie chciał, żeby ktoś go tam widział.
      Skoro nauka nie szła mi, uznałam, że prześpię się chwilę. Pół nocy zmarnowałam na zamartwianie się, przydałoby się to nadrobić. Oczywiście, skoro w nocy nie udało mi się zasnąć, w dzień, kiedy byłam tak blisko kary, tym bardziej nie, bo zamartwiałam się. Ostatecznie leżałam na brzuchu i rozmyślałam.

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 1

   Poczułam lekkie szarpanie oraz usłyszałam moje imię. Zamiast zareagować przewróciłam się po prostu na drugi bok. Doskonale wiedziałam, co za chwilę nastąpi. I to właśnie był problem. Wolałam nie wiedzieć. Niestety, to działo się co noc od jakiegoś tygodnia. Wcześniej również się zdarzało, ale nie tak często, raz na jakiś czas. Nigdy mi to nie odpowiadało, ale teraz, gdy przechodziłam to co noc... Miałam po prostu dość. Na moim miejscu każdy miałby. To nie jest nic przyjemnego.
    - Amy, zbudzić się, proszę - usłyszałam łagodny, dziewczęcy głos.
   Ucieszyłam się, że to była akurat Rose, a nie on. W przeciwieństwie do niego, ona miała jakieś uczucia i rozumiała mnie. Wiedziała również doskonale, że nie spałam. To była już czwarta noc, kiedy w moim pokoju pojawiała się i miała za zadanie zbudzić mnie.
    No właśnie. Miała za zadanie zbudzić mnie. Doskonale wiedziałam, co się dzieje z nie posłusznymi. I nie dostawali oni nagrody. Nie mogłam pozwolić, żeby on ukarał Rose za mnie. To byłoby po prostu nie fair.
    Przewróciłam się na drugą stronę i otwarłam oczy. Tak jak się spodziewałam, Rose wyglądała okropnie. Jej blond włosy były zaplecione w długaśny warokcz, a na twarzy malowały się ślady nie wyspania. W dzień zakrywała je makijażem, teraz jednak nie było takiej potrzeby.
    - Idź sama. Powiedz mu, że nie chciałam - uśmiechnęłam się, chociaż nie miałam na to ochoty.
    Dziewczyna pokręciła głową, tak jak to robiła od kilku nocy. Zawsze mówiłam jej to samo, a ta tak samo reagowała. Nic nowego.
    - Nie martw się o mnie, Rose. Nic mi nie będzie.
    Wiedziałam, że jej nie przekonałam, ale ostatecznie kiwnęła głową i wyszła. Westchnęłam i położyłam się na brzuchu. Wiedziałam, co się stanie rano, albo jak wrócę ze szkoły. On nie będzie szczęśliwy i nie da mi spokoju, nie tym razem. Już za bardzo mu się naraziłam.
    Nie spałam już do rana. Przez cały czas martwiłam się tym, co zastanę po wyjściu z pokoju, jednak nic się nie stało. W całym mieszkaniu panował dziwny spokój. Muszę przyznać, że nie uszczęśliwiło mnie to. Wolałabym mieć już za sobą to, co nie uchronne.
    Do szkoły poszłam sama. Cisza w domu oznaczała, że Rose jeszcze nie wróciła. Nie lubiłam chodzić tam sama, ale nie mogłam nic na to poradzić.
    W szkole, dwie minuty przed dzwonkiem, zaczęłam się zastanawiać nad wymówką dla Rose. Gdy ta spóźniała się na lekcje, zawsze to robiłam. Niestety, powoli mi się kończyły.
   - Amy! - Usłyszałam chłopięcy głos. Natychmiast go rozpoznałam. Należał do Jake'a, chłopaka Rose. Oczywiście, żadne z nich nie przyznaje się do tego, ale samo to, jak patrzą na siebie mówi za wszystko.
    Odwróciłam się i poczekałam, aż chłopak dojdzie do mnie. Stało się to bardzo szybko.
    - Rose jeszcze nie ma? - Spytał.
    - Byłeś z nimi?
    - Od jakichś trzech nocy. Mógłby wyluzować.
    W tym momencie miałam ochotę podzielenia się z Jakie'iem moimi przypuszczeniami, dlaczego jeszcze nie wyluzował. Chodziło mu o mnie. Chciał dać mi szansę. Oczywiście, z żadnej nie skorzystałam od tygodnia, no i nie zamierzałam.
    Moje myśli przerwała biegnąca Rose. Dobiegła do nas, uśmiechnęła się słodko do chłopaka i spytała mnie, czy wzięłam szczotkę i kosmetyki. Wyciągnęłam je z torby i podałam jej, a ta pobiegła do łazienki. Nie poszłam za nią, nie tym razem. Poszłam za to do klasy. Przyjaciółka za chwilę również się tam pojawiła. Wyglądała lepiej niż jeszcze przed chwilą. Włosy, które przed przyjściem do szkoły rozpuściła, uczesała, dzięki czemu nie były już w nie ładzie. Na cerze oznaki nie wyspania były już o wiele mniejsze. Była za to blada.
    W czasie lekcji zauważyłam, że Rose śpi. Modliłam się, żeby nauczyciel tego nie zauważył. To kolejny raz, i tym razem wezwałby naszego prawnego opiekuna, co źle skończyłoby się dla nas obu.
    Po skończonej lekcji poczekałam na przyjaciółkę. Zaproponowałam jej pójście do domu i wyspanie się, ale odmówiła. Właściwie bez potrzeby się pytałam, było oczywiste, że chce spędzić trochę czasu z Jakie'iem na przerwach. Po szkole nie mogła się z nim zbytnio kolegować, on nam na to nie pozwalał. 

                                                                          * * *
                                                           Za błędy wybaczcie, proszę. 

Hello ;p

Cześć :)
Jestem Maybe Baby. Zamierzam zamieszczać tutaj moje opowiadanie fanfiction na podstawie bajki "Amerykański Smok Jake Long". Jeśli ktoś nigdy nie oglądał, to bez obaw, bez tego też chyba wszystko zrozumiecie :)
Nowe rozdziały będę dodawała mniej więcej co tydzień. W razie gdybym nie dodawała przez jakiś dłuższy czas, to wybaczcie, pewnie po prostu nie będę mogła xd
Zapraszam do czytania, no i komentowania ;)