wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 3

     Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Chociaż było ciche, poderwałam się na nogi, a myśli w głowie zaczęły mi się kotlić. Doskonale wiedziałam co teraz nastąpi. I, niestety, nie pomyliłam się.
     Ktoś cicho zapukał do drzwi mojego pokoju, a następnie wszedł. Był to wuj. Jako że przed chwilą poderwałam się z łóżka i stałam, cofnęłam się. Był to ostatni krok, który mogłam zrobić do tyłu nie wpadając na łóżko.
     - Amy - zaczął łagodnie. - Dlaczego znowu byłaś nie posłuszna?
     Zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja poczułam, że się duszę. Nie działo się tak przez brak otwartego okna. To on stosował na mnie swoją magię.
     - Wujku, proszę - szepnęłam, ale to nic nie podziałało. Nie mogłam oddychać.
    - Amy, ja też prosiłem o coś ciebie, nie raz. Nie chcę tego robić, ale skoro ty nie chcesz się sama zgodzić na dołączenie do Klanu, muszę pomóc karając cię.
     Puścił mnie, a ja wpadłam na łóżko. Oddychałam głęboko jakby w obawie, że znowu to zrobi. Oczywiście wiedziałam, że tak nie będzie. Miałam siedem lat, kiedy nauczył mnie walczyć. Myślał, że będę w Klanie, ale przeliczył się. Odkąd odmówiłam mu pierwszy raz i po raz pierwszy odczułam to, wiedziałam, że muszę się bronić. Wykorzystałam to, co on mnie nauczył, ale wtedy użył magii. Od tej pory zawsze gdy przychodził mnie ukarać, najpierw byłam duszona, żeby nie mieć siły na walkę. Z chęcią odwdzięczyłabym mu się tym samym, ale nie potrafiłam używać swojej magii. Jak do tej pory, nie zdażyło mi się jeszcze cokolwiek zrobić za jej pomocą, więc wątpiłam, że w ogóle mogę czarować.
     Podszedł do mnie, a ja spróbowałam go kopnąć. Wtedy zaczął od nowa mnie dusić.
     - Nie broń się, to nic ci nie da - powiedział.
     Nie mam pojęcia, jak długo mnie tak dusił. Dla mnie zdawało się być to wiecznością. Ostatecznie przestał i przyłożył swoją rękę do mojego policzka. Przez chwilę mnie tak gładził, szeptając:
     - Oj, Amy, Amy. Co ja z tobą mam...
     Zapewne czekał, aż się poddam i obiecam mu dołączyć do Klanu. Ale nie zamierzałam tego zrobić, choćby nie wiem jakie tortury stosował.
     Nagle usiadł koło mnie i złapał za rękę. Dalej szeptał moje imię, ale nie patrzyłam na niego, nie byłam w stanie. Czekałam, aż po raz kolejny wypali mi dziurę w ręku. Nie musiałam czekać długo.
     Tym razem trwało to o wiele dłużej niż wcześniej, a ból był już całkowicie nie do zniesienia. Płakałam prosząc, żeby przestał, ale on tego nie robił. Zdawał się być głuchy na moje prośby.
     Nic nowego. On zawsze trwał przy swoim. Nie zważał na cierpienie innych osób. Nie obchodziło go całkowicie nic; zawsze był bezwzględny.
     Wreszcie przestał. Jak gdyby nigdy nic wyszedł z mojego pokoju, pozostawiając mnie samą, płaczącą z dziurą w ręku, o wiele głębszą niż wcześniej. Poczekałam jakąś minutę i również wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki. Tam włożyłam rękę pod kran i odkręciłam kurek z zimną wodą, w celu schłodzenia ręki. Dalej płakałam.
     - Amy - usłyszałam cichy, łagodny szept, ten sam, który zbudził mnie w nocy.
     Odwróciłam się. W progu do łazienki stała Rose. Podeszła do szafki i wyciągnęła apteczkę, a następnie zaczęła zabandażowywać mi rękę.
     - Zbudziłam cię - wyszeptałam.
     Pokręciła głową, ale doskonale wiedziałam, że kłamie. Dość głośno się wydarłam, gdy pod koniec ręka prawie mi się paliła.
     Poczekałam, aż zabandażuje mi rękę, a następnie obie skierowałyśmy się do naszych pokoi, znajdujących się obok siebie. Aby się do nich dostać, trzeba było przejść przez salon. Kątem oka zauważyłam, że przy stole siedzi on z książką. Był spokojny, jakby nic się nie stało. Gdy przechodziłyśmy nie podniósł nawet na nas wzroku.
     - Mogę dzisiaj spać z tobą? - Spytałam się Rose, gdy tylko weszłyśmy do jej pokoju.
     Dziewczyna położyła się na łóżku i z zamkniętymi oczami kiwnęła głową. Weszłam za nią i leżąc na boku odpłynęłam do krainy marzeń, która tym razem się okazała istnym koszmarem.
     Śniła mi się kolejna kara wuja. Używał magii, rąk oraz noża. Na początku ciosy nie były mocne, ale z chwili na chwilę były coraz mocniejsze, a ja stawałam się coraz słabsza. Ostatecznie zmarłam z wyczerpania.
     Gdy się obudziłam, po części żałowałam, że to nie jest prawdą. Miałam dość tego, co on robił, a śmierć uwolniłaby mnie od tego. Póki co, musiałam się męczyć z nim. Wiedziałam, że nie zabiłby mnie, nie, póki nie dołączę do Klanu.          
     Następnego dnia zbudziła mnie Rose pytając się, czy idę do szkoły. Ręka wciąż mnie bardzo bolała i chciałam zostać w domu, ale na samą myśl o połowie dnia spędzonej tylko i wyłącznie z nim uznałam, że lepiej pójść do tej cholernej szkoły.
     Przez całą drogę do niej myślałam nad wymówką, dlaczego mam znowu rękę w bandażu. Byłam przekonana, że będę musiała się tłumaczyć przed znajomymi. Sama nie miałam żadnych, bo z takich, których lubiłam, była tylko Rose, ale ona miała ich wielu. Nie mogłam nikomu powiedzieć prawdy, a nawet jeśli mogłabym, to nie chciałabym. Na samo wspomnienie o wypalanej skórze robiło mi się nie dobrze.
     Ostatecznie uznałam, że dobrą wymówką będzie przcięcie się podczas robienia kanapki, nie chcący, oczywiście. Wszyscy chyba to łykneli, co mnie cholernie uszczęśliwiło.
     W drodze do domu postanowiłam poruszć z Rose temat tego, co się działo w domu. Nigdy tego nie robiłyśmy. Pewnie dalej by tak było, gdyby intuicja nie podpowiadała mi, że to, co się stało wczoraj to tylko początek.
     - Rose, tak dłużej nie może być. Musimy coś zrobić i uwolnić się od niego.
     - I co zrobimy, Amy? Uciekniemy? Znajdzie nas, a gdy to się stanie, nie zawaha się mnie zabić. Ty, jeśli ujdziesz z życiem, będziesz dręczona póki nie uda ci się go pokonać.
     -  Nie uciekniemy. Znajdę jakiś sposób żeby nauczyć się magii. Zacznę ją kontrolować i będziemy wolne.
     Nie kłamałam z tym. Zamierzałam to zrobić, chociaż nie wiedziałam jeszcze do końca jak. Na początku chciałam poszperać w szkolnej bibliotece z nadzieją, że coś znajdę.
     Przyjaciółka nie odpowiedziała, bo weszłyśmy do budynku. Wsiadłyśmy do windy, a ja zaczęłam odczuwać dziwny nie pokój, jednak nic nie powiedziałam Rose. Wolałam jej nie denerwować na zapas. No i winda już prawie była na miejscu, to znaczy na ostatnim piętrze, gdzie znajdowało się mieszkanie wuja.
     Gdy weszłyśmy do środka, on stał ubrany w tej swój strój przywódcy Łowców, a dokładnie miał na głowie (zamiast czapki) coś jakby czaszkę, a na plecach miał brązową pelerynę z włosów olbrzyma. Zawsze mnie to obrzydzało.
     Przez głowę przemknęła mi myśl o ucieczce. Stałam za Rose, mogłam śmiało to zrobić. Zanim się zorientowałby miałabym jakąś minutę przewagi. Ale nie pomogłoby to. Tak jak Rose mówiła, znalazłby mnie, a wtedy... Wtedy skończyłoby się to bardzo źle.
     - Cieszę się, że już jesteście. Przebierzcie się szybko, namierzyłem amerykańskiego smoka. - Powiedział.
     Rose kiwnęła głową. Jak zwykle, irytująco posłuszna, mimo tego, że chodziło o Jake'a.
     - Tak jest, Mistrzu.
     Poszła do swojego pokoju, ale ja się nie ruszyłam z miejsca. Nie zamierzałam tego robić.
     - Amy, nie chcę słyszeć odmowy.
     - A ja nie chcę tego robić. Jesteśmy kwita.
     Patrzyłam na niego odważnie, choć wcale się tak nie czułam. Zamiast tego bałam się.
     Złapał mnie za rękę i podciągnął rękaw mojej niebieskiej bluzki i odwinął bandaż. Skóra zaczęła mnie cholernie piec, a dziura powoli powiększała się. Ból był gorszy niż podczas ostatniego razu. Do oczów napłynęły mi łzy i zaczęłam krzyczeć.
     - Zamknij się! Przerwę to, jeśli pójdziesz.
     Uciszyłam się, tak jak kazał, i wpatrywałam się w rękę głośno płacząc. Bolało jak piekli, a dziura była wielka do tego stopnia, że widziałam własną kość.
     W tym samym momencie podjęłam decyzję.
     - Przestań! Pójdę, tylko przestań, proszę!
     Puścił mnie i otarł mi łzę z policzka.
     - Mądra decyzja.
     Godzinę później byłam w samym środku walki. Ja i Rose walczyłyśmy z Jake'iem, podczas gdy wuj z dziadkiem chłopaka, również smokiem. Ich walka była prawdziwa i ostra, natomiast nasza udawana. Niby atakowałyśmy Jake'a, uderzałyśmy go, ale nic mu nie było, podczas gdy w prawdziwej walce nie miałby z nami dwoma szans, nawet najmniejszych. Uczył nas w końcu najlepszy, niestety.
     W pewnej chwili poczułam za sobą jakiś szelest. Zanim zdążyłam się obrócić, zemdlałam. 

4 komentarze:

  1. Świat potrzebuje takich talentów jak ty :* :* <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz lepiej i więcej się dzieje. Sceny tortur naprawdę świetnie wyszły.
    Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i śledzić dalsze losy bohaterów :)
    ~ E.N

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe :d powodzenia w dalszym blogowaniu
    http://fortunato0.blogspot.com/ zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Idealnie łączysz opisy z dialogami i wydaje się, że masz to świetnie wyważone, bo proporcje są tutaj doskonale dobrane. Na chwile obecną moim zdaniem jest całkiem nieźle i czuje w pewien sposób empatię do głównej bohaterki i jej przyszywanej siostry, ale nadal najbardziej intrygującą postacią jest tutaj wujek i nie ukrywam, że to on ciekawi mnie najbardziej.
    Nieposłuszna, podobnie jak nie z innymi przymiotnikami piszemy łącznie - taka drobna uwaga ode mnie, choć pewnie się powtarzam po kimś, bo wcześniej też ktoś musiał Ci zwrócić na to uwagę, albo to była jednorazowa literówka, której zwyczajnie z rozpędu nie dostrzegłaś.

    Obecnie u każdego czytam tylko trzy rozdziały by dziś każdego odwiedzić i by przez to nikt nie czuł się olewany. Potem powrócę do blogów moich czytelników i to ich opowiadania postaram się nadrobić jako pierwsze.

    Pozdrawiam i mam nadzieję do zobaczenia.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń