poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 10

  Szłam powoli do domu. Wuja nie było w nim, więc nigdzie mi się nie śpieszyło. Wracałam nawet zadowolona, bo wiedziałam, że w razie czego mogę liczyć na Jake'a, jego przyjaciół, dziadka i psa. Na dodatek nie musiałam przejmować się Rose, a przynajmniej jej uwolnieniem. Miałam tylko skupić się na zbliżeniu do wuja i na praktykowaniu magii.
  Gdy doszłam do mieszkania wyciągnęłam z małej torebki, którą wzięłam ze sobą, klucze. Próbując otworzyć zauważyłam, że drzwi są otwarte. Nie pewnie wszedłam do środka i zobaczyłam tam... wuja. Siedział, najwyraźniej wściekły, na krześle przy stole. Musiał czekać na mnie.
  Serce zabiło mi mocniej. Byłam porządnie wystraszona i to nie jego obecnością, ale wściekłością. Właśnie wtedy był najgroźniejszy.
  - Gdzie byłaś?
  Jego głos był cichy i spokojny, jakby nic się nie stało. Ale stało się. Wyszłam z domu pomimo jego zakazu, z buzią całą w siniakach.
  Podszedł do mnie i położył mi dłoń na policzku.
  - Nie bój się, Amy. Powiedz tylko, gdzie byłaś?
  - U koleżanki dowiedzieć się co na zadanie - wyjąkałam i spuściłam wzrok.
  - Popatrz na mnie, Amy.
  Zrobiłam co kazał. I w tym samym momencie dostałam pięścią w twarz, znowu.
  - Kłamiesz - szepnął.
  Podniósł rękę, żeby kolejny raz mnie uderzyć, ale w ostatniej chwili uchyliłam się i wybiegłam z mieszkania. Wiedziałam, że to zły pomysł, ale nie mogłam tam zostać. Z oczów płynęły mi łzy. Nie były to łzy bólu, chociaż ten był przeraźliwie ogromny.
  Dziadek Jake'a miał rację mówiąc, że brat mamy kiedyś mnie złamie. Ta chwila chyba właśnie nadeszła. Byłam cała roztrzęsiona, miałam dość wszystkiego, a szczególnie tego, że co chwile byłam bita, za cokolwiek.
  Zanim dobiegłam do chociaż połowy korytarza, wuj złapał mnie i objął mocno w pasie, tak, żebym nie mogła się uwolnić.
  - Puść! - Wrzasnęłam.
  - Ciii, Amy. No już, uspokój się. Nic ci się nie stanie - szeptał mnie do ucha.
  Rzecz jasna, nie uwierzyłam mu. Nadal płakałam i próbowałam się wyrwać z jego ramion.
  - Puść mnie, proszę...
  - Spokojnie, Amy. Nie zrobię ci krzywdy.
  - Zostaw mnie w spokoju... Błagam...
  Nie byłam zadowolona z tego. Błagałam go o spokój, o odpuszczenie mi. Płakałam, ukazując wszystkie słabości, które mógł wykorzystać.
  - Dobrze, Amy. Ale teraz chodź, wrócimy do domu.
  - Nie, puść mnie! Nie chcę nigdzie wracać... Proszę...
  - Amy... Amy, posłuchaj mnie. Nie zrobię ci nic. Wszystko jest w porządku. Chodź do domu.
  Przestałam się szarpać, ale nie prosić. I tak czułam, że jestem bez szans, że za chwilę się poddam. Może to byłoby lepsze? Miałabym pewność, że nie wścieknie się jeszcze bardziej.
  - Nie, ja nie chcę. Chcę zostać sama.
  - Zostaniesz sama, w swoim pokoju. Chodź.
  - Wujku, proszę... Puść mnie... Za chwilę wrócę do domu...
  - Nie, nie płacz. Pójdziemy do domu, położysz się, uspokoisz i wszystko będzie w porządku. Zgoda?
  - Wujku...
  Zanim skończyłam mówić, mężczyzna mnie puścił z objęcia i dotknął gdzieś za uchem. Poczułam dodatkowy ból i zemdlałam.
  Gdy się obudziłam, leżałam w swoim pokoju na łóżku, sama. Pamiętałam wszystko, co wcześniej się wydarzyło i nie byłam z tego zadowolona.  Nie powinnam była tak reagować.
  Wyszłam z pokoju. Tak jak się spodziewałam, wuj siedział przy stole, pochylony nad jakąś książką.
  - Uspokoiłaś się już? - Mruknął.
  Założyłam ręce na piersi i oparłam się o futrynę.
  - Tak.
  Zamknął książkę, wstał i podszedł do mnie. Nie pewnie wpatrywałam się w niego.
  - Nie rób więcej tego. Jasne?
  Spuściłam wzrok i poczułam mocne zawroty głowy.
  - Tak, wujku.
  - A więc? Gdzie wczoraj byłaś?
  - Już ci mówiłam. Odpisywałam od koleżanki zadanie.
  Zawroty nasiliły się jeszcze bardziej. Żeby nie upaść przytrzymałam się futryny.
  - Co się dzieje?
  - Wiesz, ostatnio trochę oberwałam w głowę i mam zawroty - powiedziałam oschle, ale on tym się nie przejął.
  - Idź się połóż i odpocznij.
  - Jak to możliwe, że wczoraj zemdlałam?
  - Za uchem jest jedno miejsce, które jak się dotknie mocniej, to się mdleje z bólu.
  - Gdzie dokładnie?
  Sama nie miałam pojęcia po co mi to. Przecież było jasne, że nie podejdę go od tyłu. Był cholernie dobry we walce i miał świetny słuch. Usłyszałby mnie wcześniej i prawdopodobnie powalił.
  Podniósł rękę. W pierwszym momencie pomyślałam, że chce pokazać mi je, albo znowu mnie "uśpić", ale on tylko złapał mnie za brodę i wyoglądał moją buzię. Ciekawe, co myślał gdy to robił? Że nieźle mnie zmasakrował? Że przesadził? Czy że to i tak nic, albo że powinnam była mocniej oberwać?
  - Rano pójdę kupić ci maść na te siniaki, szybciej zejdą.
  - Maści śmierdzą.
  Uśmiechnął się i puścił moją brodę. Ucieszyłam się, mogłam zacząć przymilanie.
  - Nie każda.
  - Prawie wszystkie.
  - Nawet jeśli, to w końcu musisz wrócić do szkoły, jak najszybciej. A tym razem przypilnuję, żebyś nie wyszła z taką twarzą.
  - No jasne, zamiast pocieszyć mnie, mówiąc "nie jest tak źle, Amy", lepiej zdołować - mruknęłam, zakładając ręce ma piersi.
  Znowu się uśmiechnął, a ja poczułam jeszcze mocniejsze zawroty głowy. Kurczowo złapałam się futryny. Z twarzy wuja zgasł uśmiech.
  - Idź się połóż.
  - Nic mi nie jest.
  Jego oczy zalśniły ostrzegawczo. Wystraszyłam się.  Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, mruknęłam "okej, już idę"i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy. Sama nie wiem kiedy usnęłam.
  Po obudzeniu się nadal miałam zawroty głowy. Na dodatek cholernie bolała. Poczułam, że wzbiera mi się na wymioty i pobiegłam do łazienki. Siedziałam pochylona nad toaletą i wymiotowałam przez dobre kilka minut. To dziwne, jak długo może wymiotować jeden człowiek. Wreszcie już nie miałam czym i zaczęłam krwią. Jednak zanim się to stało, do łazienki wszedł wuj. Przytrzymał mi włosy.
  - Cholera, Amy, mam nadzieję, że nie masz wstrząsu mózgu - mruknął.
  Miałam taką samą nadzieję. Ciężko byłoby wyjaśnić, skąd on. W końcu nie mogłam się przyznać, że jestem bita przez wuja!
  Dalej wymiotowałam, nic nie mówiąc. Wuj także się nie odzywał. Pasowało mi to, chociaż chyba wolałam, żeby poszedł sobie.
  Wymioty wykańczały mnie. Już po chwili cała się trzęsłam i byłam słaba. Z chwili na chwilę powiększało się to, tak samo jak ból głowy.
  Gdy skończyłam wymiotować, wuj pomógł mi wstać i dojść do pokoju. Położyłam się na łóżku, a po chwili mężczyzna wrócił ze szklanką wody.
  - Wypij - rozkazał.
  Wstałam, wzięłam od niego szklankę i powoli piłam. W między czasie on przysiadł na łóżku. Uważnie przypatrywał mi się.
  - Jak tylko zejdą ci siniaki, pójdziemy do lekarza. Lepiej będzie, jeśli cię przebada.
  - Nic mi nie jest - szepnęłam, bo tylko na to miałam siłę.
  Wziął ode mnie pustą szklankę.
  - Znowu kłamiesz. Odpoczywaj.
  I wyszedł.

4 komentarze:

  1. Hej!
    Chciałam Cię poinformować, że na Jagodowej pojawiła się recenzja Twojego bloga! Zajrzyj do nas i sprawdź, co idzie Ci najlepiej!
    http://recenzownia-barwinki.blogspot.com/2015/06/01-amy.html

    Pozdrawiam - barwinka.xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział. Twoje opowiadanie czyta się jak książkę :3
    http://doskonalyczytelnik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Znakomity rozdział, naprawdę na miarę dojrzałego pisarza, tak trzymać, Maybe.
    Ić ze swoim talentem.
    ~ E.N

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, jakiś dom sadyzmu. Uciekać, powinny stamtąd uciekać!

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń